Barcelona potrzebuje telefonu o pomoc. Nikt nie przegrywa w takim stylu jak piłkarze Koemana

Zobacz również:Memphis Depay działa na wyobraźnię. Uczucie z Barceloną od pierwszego wejrzenia
Club Atletico de Madrid v FC Barcelona - La Liga Santander
Fot. Jose Breton/Pics Action/NurPhoto via Getty Images

„Moglibyśmy grać ze trzy godziny i nie strzelilibyśmy żadnego gola. Oni wyszli dwa razy z identyczną akcją Thomasa Lemara i potrzebowali bardzo niewiele, aby zdobywać bramki. To skomplikowane” – opowiadał Gerard Pique, który zdenerwowany dyskutował z Sergio Busquetsem, kto powinien wziąć odpowiedzialność za krycie konkretnych rywali. To wymowny obrazek pokazujący brak organizacji tej Barcelony, która nie istnieje ani we własnym polu karnym, ani w szesnastce przeciwników. Joao Felix, Thomas Lemar i Luis Suarez z łatwością załatwili Katalończyków, a dla tego ostatniego zemsta smakowała wyjątkowo. Atletico w hicie wygrało 2:0 z Barceloną, chociaż nawet nie włączyło najwyższego biegu, co tylko pokazuje przepaść między tymi drużynami.

Obrazek sezonu już mamy. Luisito Suarez po trafieniu na 2:0 na Wanda Metropolitano od razu złożył ręce i prosił kibiców o wybaczenie, ale kiedy pierwotna euforia opadła, poszukał wzrokiem loży prezydenckiej na trybunach i wykonał gest telefonu. Cios zadany. To przez telefon i mniej niż przez minutę Ronald Koeman zakomunikował Urugwajczykowi, że nie będzie na niego liczył w Barcelonie. Tego połączenia Suarez nie zapomniał. Wyszedł na tym znakomicie, bo został w Madrycie mistrzem Hiszpanii, a teraz gra w zespole o większym potencjale piłkarskim, co bezpośrednia rywalizacja jedynie potwierdziła. „Prawo ex” znów zadziałało, bo to Suarez dobił Katalończyków, chociaż mógł sobie pozwolić na jeszcze więcej trafień. 2:0 to i tak niewielki wymiar kary.

PO CO IM TA PIŁKA?

Gdyby ktoś oglądał spotkanie jedynie na Flashscorze, mógłby pomyśleć, że jest jak dawniej. Barcelona dominuje i atakuje, w końcu zakończyła mecz na Wanda Metropolitano, mając 71 procent posiadania piłki. Ronald Koeman wypalił nawet, że kontrolowali grę. Tylko że już w pierwszej połowie Atletico miało dwa trafienia przewagi i obraz spotkania to było bardziej taktyczne „tak mi graj” w wykonaniu Diego Simeone. Busquets, Nico, Gavi, Frenkie czy Coutinho sprzyjali utrzymywaniu futbolówki, lecz to była sztuka dla sztuki bez żadnych konkretów. Prawdziwie groźne akcje kreowali sobie gospodarze.

Barcelona stała się dzisiaj zespołem, który byłby mistrzem tej dyscypliny, gdyby z futbolu usunięto bramki. Gdyby trzeba było jedynie grać od pola karnego do pola karnego, utrzymywać się przy piłce, grać na posiadanie. Kiedy już do głosu dochodzą konkrety, w obu szesnastkach mają gigantyczne braki. Z przodu widać to gołym okiem, że nie ma jak zaskoczyć przeciwników, a najgroźniejszym elementem bywa rozgrywający i wchodzący z drugiej linii Frenkie de Jong. Koeman cały czas powtarza, że wszystko zmieni powrót Fatiego, Dembele i Aguero. I być może ma rację, ale trzech atakujących nie zmieni tego, że fatalnie jest również w drugiej szesnastce. Napocząć Katalończyków jest bardzo prosto, czemu dowodzi fakt, że tylko dwa razy w tym sezonie utrzymali czyste konto – z Cadizem (0:0) oraz Levante (3:0). 2 razy na 9 meczów, co pokazuje skalę problemu. W defensywie chaos jest nagminny, ale objawia się w wielu innych aspektach gry. To jak Barcelona podchodzi do pressingu, jak próbuje wyprowadzać piłkę od tyłu, wreszcie jak ustawia się i z jaką intensywnością reaguje w defensywie – woła o pomstę do nieba.

MŁODY NA CELOWNIK

„Martwi mnie brak bramek i problemy w defensywie. Nie można zostawiać tyle miejsca, kiedy tracisz piłkę. Nico Gonzalez nie poszedł za Lemarem. Jeśli gramy czwórką obrońców i dwoma środkowymi z zadaniami w defensywie, to musisz podążać za swoim piłkarzem. Może teraz zrozumiecie, dlaczego czasem gramy trójką stoperów” – mówił Ronald Koeman, wystawiając na celownik 19-letniego Nico za indywidualne pomyłki w kryciu.

Był również taki wymowny obrazek, gdy Busquets kłócił się z Pique o to, kto był odpowiedzialny za uciekających piłkarzy oraz jak w zasadzie powinni być ustawieni. Wyglądało to, jakby każdy przedstawiał swoją perspektywę i obwiniał innych, ale doskonale obrazowało zagubienie nawet najbardziej doświadczonych graczy Dumy Katalonii. Atletico zdobyło dwie bramki po bardzo podobnych sytuacjach, a przynajmniej na bazie tych samych ruchów. Takich akcji bramkowych stworzyło więcej, a goście cały czas nabierali się na te same ruchy Joao Feliksa oraz Thomasa Lemara. To głównie Francuz swoim poruszaniem między liniami powodował chaos w szeregach Barcelony. Zawieszony Koeman oglądał to spotkanie z trybun, ale to kamyczek do ogródka całego jego sztabu, że widząc powtarzalność błędów, nie skorygowali ich w żaden sposób w trakcie gry.

Zrobienie z Nico Gonzaleza ofiary to też kolejny przykład złego zarządzania ludzkiego. Oczywiście, że gracze muszą ponosić konsekwencje za swoje pomyłki, ale nawet szatni miało się nie spodobać takie publiczne punktowanie nastolatka. Zawsze wolą załatwiać takie rzeczy w czterech ścianach szatni, a nie na forum publicznym. O tym mówił już Marcelo Bielsa: „Nie jest sztuką wystawiać dzieciaki, a później chwalić się listą ich debiutów, tylko sztuką jest wystawić młodzież i przygotować ich w taki sposób, aby wnieśli do drużyny coś pozytywnego. Trener łatwo może spalić młodego gracza”. I trudno tego nie przyłożyć do sytuacji w katalońskim klubie.

POPIS PORTUGALCZYKA

Diego Simeone nie mógł w tym sezonie znaleźć właściwego ekosystemu dla ofensywnych graczy, ale spotkanie z Barceloną (2:0) bardzo mu pomogło. Świetnie przeanalizował, jak ugryźć katalońską defensywę siłą indywidualnej jakości Feliksa, Lemara i Suareza. Najbardziej ruchy tych dwóch pierwszych gwarantowały przewagę – pierwszy robił różnicę z piłką, popychając grę do przodu, a drugi wchodził w świetne sektory i swoją mobilnością sprawiał problemy. Świetnie wymieniali piłkę z pierwszej piłki i bardzo szybko atakowali przestrzeń, czego Blaugrana nie potrafiła zatrzymać.

Szczególnie może się podobać postawa Joao Feliksa, bo przecież od początku sezonu znów był kwestionowany. W jego przypadku cena zawsze będzie przypominana, a wraz z nią rosnąć będą oczekiwania. Takimi zawodami 21-latek potwierdził, dlaczego Atletico wyłożyło za niego 126 milionów, widząc gigantyczny potencjał. Jeżeli chodzi o same umiejętności, to światowy top, tylko Felix musi dostać odpowiednie warunki, aby to pokazać. Po rywalizacji z Barceloną było widać, że chce zademonstrować światu, na co go stać. Trudno przypomnieć sobie występ Ronalda Araujo, w którym tak mocno został wrzucony na karuzelę jak przez Portugalczyka. Z łatwością obnażał braki rywali, a przecież Urugajczyk uchodzi za jednego z najtrudniejszych graczy do minięcia.

Akurat kiedy Simeone zrezygnował z Griezmanna w wyjściowej jedenastce, Atletico wyglądało najlepiej w ofensywie. To pokazuje, że kolejny eks-gracz Barcelony jeszcze musi wpasować się do tej koncepcji. Drużynie zdecydowanie bardziej służą inne rozwiązania, a teraz będzie trzeba również poszukać miejsca Feliksowi w jedenastce. Po takim występie zaskoczeniem byłoby, gdyby koncepcja nie była budowana wokół indywidualnych umiejętności Feliksa oraz Lemara.

CO DALEJ Z KOEMANEM?

Na Wanda Metropolitano zobaczyliśmy barcelońską drogę donikąd, dużą bezradność, pomyłki strukturalne i taktyczne, a także męczarnie w szukaniu drogi do bramki w wykonaniu ekipy Ronalda Koemana. Barcelona nadal jest trzecią największą siłą ligi, lecz wydaje się, że już z niższej półki niż madryccy oponenci. Atletico i Real wygląda na drużyny o znacznie większym potencjale. Pytanie, jaki pomysł będą mieli Katalończycy na zmianę tego stanu rzeczy. Wydawało się, że dni holenderskiego menedżera są przesądzone, aż nagle Joan Laporta okazał mu pełnię zaufania, czym zszokował całe środowisko.

Lista strasznych wieczorów Barcelony w tym sezonie staje się coraz dłuższa: Bayern, Benfica, teraz też Atletico. Ronald Koeman przyzwyczaił, że nie wygrywa ważniejszych meczów i kolejne starcie tego nie zmieniło. To mocny czas przejściowy dla klubu z Camp Nou. Na górze proszą o czas, na dole domagają się zmian. To póki co dryfowanie w przeciętność, a z pewnością osoba szkoleniowca nie popycha do pozytywnych zmian. Dostaliśmy dowód w postaci kolejnego ważnego spotkania, że taktycznie oraz w kwestii zarządzania meczem sztab Ronalda Koemana nie pomaga drużynie. On niezmiennie winnych szuka gdzie indziej. Czas się przyzwyczaić, że taki bolesny stan rzeczy w Barcelonie staje się po prostu normą.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.