O nostalgii za latami 90., kolażach i tym, czy czuje hajp na siebie - o tym wszystkim pogadaliśmy sobie z Barrakuz, jedną z najbardziej znanych polskich graficzek. Aha, jest też trochę o festiwalu Audioriver, z którym współpracuje przy okazji pewnego wyjątkowego konkursu.
Bawiłaś się za małolata w wycinanki? Chłopaki wyklejali zeszyty piłkarzami, dziewczyny boysbandami…
Jasne, choć to mgliste wspomnienia. Plakaty na ścianach, czasopisma. Tego było dużo. Ale mam starszego brata, który był wówczas zafascynowany dinozaurami. Pewnie dlatego teraz mam taki sentyment. Jestem z pokolenia, które kochało się w Backstreet Boys.
No to który był lepszy: Nick czy A.J.?
Zdecydowanie Nick Carter! Teraz to zabawne, ale przechodziłam chyba wszystkie etapy dorastania. Subkultury, zbieranie karteczek, naklejek, segregatory… To był mój pierwszy wycinankowy kontakt z papierem.
Ty masz podobno dużą nostalgię za najtisami. Jak duży ma ona wpływ na Twoją pracę? I w których aspektach?
Kolaż charakteryzuje się odwołaniami do przeszłości, połączeniami, które są zabawne, ale i zrozumiałe dla konkretnego pokolenia. Jednak dla mnie kolaż to przede wszystkim modyfikacja obrazu. Odrzuciłam w swoich pracach modny vintage, one są bardziej futurystyczne i pokręcone. Ostatnio agencja w Stanach określiła je jako maksymalny surrealizm ilustracyjny. Nie neguję tego.
�
Inspirowałaś się glitch artem?
Nie, nie byłam chyba nigdy pod wpływem glitchu ani vaporwave. Teraz to dla mnie z perspektywy projektanta mocno “cliché”, choć ten dziwny nurt miał swoje pięć minut, wręcz hajp, ale stylistyka mnie nie zachwyciła. Szukałam inspiracji w innych kierunkach wizualnych. Wręcz lubię to, co obecnie nie jest modne. Ciężko zresztą określić mi mój profil graficzny.
Są takie profile?
Tak, możesz na przykład projektować książki, możesz robić okładki, czy opakowania lub poświęcić się DTP, czyli składowi do druku; dziedzin jest bardzo wiele. Ogromną częścią branży jest projektowanie gier. Możesz również być retuszerem i zajmować się postprodukcją zdjęć. Albo być agencyjnym grafikiem, jak ja niegdyś. Obsługiwałam duże marki komercyjne, przypadek życiowy (problemy ze zdrowiem i długie zwolnienie lekarskie) sprawił, że zajęłam się projektowaniem plakatów czy owych kolaży. Nie umiem siedzieć bezczynnie, zaczęłam dzielić się nimi w sieci. Szybko okazało się, że mój styl jest czymś nowym i zaciekawia. Potem warsztaty z projektowania płyt muzycznych. I jakoś tak do teraz trwam w tym.
Jesteś z pokolenia gazetowego - czy w takich pracach, jak kolaże, zajawka na prasę jest pomocna?
W dzieciństwie nie miałam jeszcze tyle wiedzy, by móc oceniać, czy wizualnie coś jest dobre, czy złe. Wiedziałam jedynie, że coś może mi się podobać lub nie. Po prasę na poważnie sięgnęłam dopiero w liceum i podczas studiów. I cieszę się, że kultura niszowych magazynów bardzo się rozwinęła. Ja często sprawdzam gazety dla samych inspiracji, moja praca nad analogowymi materiałami zaczyna się właśnie od papieru, od rozkładania go na czynniki pierwsze. Dlatego tak wyraźnie rozdzielam prace analogowe od komputerowych. Nie używam w analogu niczego więcej niż papier, nożyczki i klej.
Mnie kolaż kojarzy się z czymś niedzisiejszym; ostatnia strona Przekroju itp.
I dlatego tutaj jestem ja, żeby ci powiedzieć, że tak nie jest. Jest inna strona kolażu, bardzo futurystyczna, nowoczesna. Walczę o to, żeby była jak najczęściej przemycana. To nie jest proste. Jak wspomniałam wcześniej, mój styl jest ciężki w odbiorze i często przez to odrzucany, zbyt niedosłowny i futurystyczny. Dlatego cieszę się, że w Polsce udaje mi się przyzwyczajać odbiorców do swojej pracy.
�
Jak myślisz, na czym polega hajp na ciebie?
A jest?
Trochę tak.
Faktycznie, robię dużo rzeczy, mam wypełniony kalendarz, projektów jest cała masa. Recepta? Wydaje mi się, że ciężka praca, wyrzeczenia i bycie upartą. Powiedziałam sobie, że jak będę konsekwentna i robiła to, w co wierzę, to się uda.
Trudniejszy u ciebie jest research czy dopasowanie puzzli na poziomie myślowym?
Chyba research. Wymaga ode mnie przemielenia tematu: w dużej mierze opieram się na intuicji i wiedzy ogólnej. W kolażu generalnie opierasz się na tym, co masz w aktualnie w głowie, łączysz rzeczy, bo wiesz, że one mogą ze sobą funkcjonować. Każdy może robić kolaż, ale tylko niewielu potrafi nim zaintrygować ludzi. Poza tym staram się na bieżąco wiedzieć, co dzieje się na świecie, w polityce, czuję nastroje społeczne. Ja to nazywam inteligencją obrazową. Mój dzień zaczyna od researchu. Każdy poranek to nowa dawka inspiracji z Instagrama, Pinteresta, obserwuję także blogi designerskie. Zdarzało mi się wertować stare gazety w bibliotekach. To jest strasznie ciekawa praca, możesz dużo czytać, odwiedzać muzea online, kodować tysiące obrazów dziennie, a wszystko to w ramach pracy.
A czy podeszłaś inaczej do współpracy z Taco Hemingwayem?
Zdecydowanie był to ciekawy projekt, Janek (manager Taco Hemingwaya), dał mi zupełną dowolność, zresztą zna mój styl. Przy projektach dla Taco zrobiłam to, co po prostu czułam, że się sprawdzi. Intuicja i pewna czujność wobec odbiorców. Ja sama lubię twórczość Taco, więc wyobraź sobie moją radość przy tworzeniu. To była prośba o zrobienie koszulki, potem przerodziło się w merch koncertowy. Mam te ciuchy, jestem naprawdę zadowolona z tej współpracy. Oczywiście był sold out!
�
Teraz współpracujesz z Audioriverem. Ludzie przysyłali zdjęcia swoich festiwalowych essentiali, Audioriver je wybierał i na podstawie zwycięskich robiłaś personalizowany kolaż.
Tak, to były klasyczne essentiale, fotografowany zestaw przedmiotów, które zabierasz na festiwal. Dostałam tylko zdjęcia, które wygrały, moim zadaniem było zaprojektować customowe projekty oparte o fotografie zwycięzców. Ultra-ciekawy projekt, ale zajął mi dużo pracy. Wymagający z kreatywnego punktu widzenia, bo musiałam stworzyć kilkadziesiąt różnych od siebie prac. To tak, jakbyś ty wysłał mi essential, a ja sprawdziłabym twoje kanały social media, po czym przygotowała pracę, która cię w jakimś stopniu opisze.
Dużo inspiracji czerpiesz z okładek albumów?
Okładki to bezwzględna miłość i nieskończona inspiracja. Zdaje się, że to, co teraz robię wynika z mojego zamiłowania do muzyki i wizualnej części tego biznesu. To taka codzienna, niewymuszona dawka obrazów, w dodatku światowej klasy. Często przeglądam blogi muzyczne tylko dla okładek.
�
Ile razy ci się zdarzyło kupić płytę tylko dla okładki?
To się naprawdę zdarza! Na przykład zupełnie ostatnio na targu z używanymi albumami. Płyta jest wdzięcznym nośnikiem, miejsca na operowanie obrazem jest dużo… i to jest strasznie fajne, że praca muzyka jest połączona z grafikiem. Osobiście jeśli pytasz mnie o upodobania, to bardzo lubię prace Hassana Rahima dla Jacquesa Greene’a, kocham się w okładce Bon Ivera, zaprojektowanej przez Erica Timothy’ego Carlsona, doceniam także konsekwencję Davida Bowiego i trwanie z jednym projektantem przez całe atystyczne życie. Bardzo lubię okładki Kanye’ego Westa. Są odważne, niesztampowe, The Life Of Pablo graficznie nie jest majstersztykiem, ale żeby sobie na coś takiego pozwolić, trzeba mieć tę pewność Westa. Zresztą Kanye ma wykształcenie artystyczne i na pewno ma duży wpływ na swoje covery. Lubię taką oszczędną stylistykę, a ciężko jest przekonać artystę do minimalistycznej okładki.
Dlaczego?
Bo wciąż żyjemy w układzie agencja - artysta. I często agencja chciałaby, żeby wizerunek artysty był na płycie, bo się lepiej sprzeda. Owszem, są płyty i pewien nurt w którym znów się fotografuje muzyków, pewną konwencją okładek lat 70-tych, czy 80-tych. Moim zdaniem dobre zabiegi graficzne potrafią sprzedać album. Teraz płyty przyjmują wymiar kolekcjonerski. Ja uważam, że twarz wciąż jest ważna, ale moim marzeniem jest okładka tylko w jednym kolorze.
Bez konturów?
Tak, jak biel White Album Beatlesów. By żyła swoim życiem, miała ślady po użytkowaniu.
W sumie każdy mógłby zaprojektować taką okładkę?
Tak, ale nie każdy by na to wpadł. Nie każdy zrozumie. I nie każdy miałby taką siłę przekonywania, żeby artysta się na to zgodził. Dlatego projektowanie to też otwieranie wielu drzwi i sztuka przekonywania do niesztampowych rozwiązań. Ja się cały czas tego uczę. Jesteśmy świeżo po rozdaniu Fryderyków. Mamy na liście nagrodę za najlepszy teledysk. Może kiedyś doczekamy się kategorii najlepszy projekt okładki.
Poniżej znajdziecie kolaże zwycięzców konkursu Audiorivera na najciekawszy festiwalowy essential:
�
�
�
�
