Bez goli, bez formy i bez świeżości. Anglicy zaczynają panikować na pół roku przed mundialem

Zobacz również:Jeśli reagować, to właśnie teraz. Zawalić możemy nie jeden turniej, a z automatu dwa (KOMENTARZ)
Anglia - Węgry. Gareth Southgate
Fot. Eddie Keogh/The FA via Getty Images

Węgrzy nie potrafili pokonać reprezentacji Anglii przez blisko 60 lat, aż nagle udało im się tego dokonać dwukrotnie w ciągu 10 dni. Wtorkowa porażka wicemistrzów Europy (0:4) sprawiła, że atmosfera wokół kadry stała się bardzo napięta. Gareth Southgate uspokaja, że do mundialu w Katarze jest jeszcze mnóstwo czasu i nie warto rozliczać jego piłkarzy z formy, jaką prezentują po długim sezonie, ale nad jego głową zaczęły się zbierać ciemne chmury.

Teoretycznie Liga Narodów nie powinna wzbudzać aż takich emocji, ale w Anglii wykipiało spod pokrywki. Z drugiej strony, trudno się temu dziwić. Po pierwsze, po czterech meczach w grupie z Włochami, Niemcami i Węgrami, zespół Garetha Southgate'a ma w dorobku tylko dwa punkty i zamyka tabelę. Po drugie, wtorkowe 0:4 z Węgrami na Molineux to najwyższa domowa porażka Anglików od 1928 roku. Po trzecie, znów wraca dyskusja o stylu gry i podejściu samego selekcjonera. Tak negatywnej atmosfery wokół kadry nie było od dawna, a do meczu otwarcia mistrzostw świata już mniej niż pół roku.

MINIMALIZM W CENIE

Krytyka, która towarzyszy dziś Southgate'owi, właściwie nie jest niczym nowym. Zwracać uwagę może jedynie jej znaczące nasilenie. Angielscy kibice i dziennikarze uchodzą na świecie za bodaj największych specjalistów w pompowaniu balonika, dlatego gdy zdarza się kryzys, nastroje szybko odwracają się o 180 stopni. Łatwo pomyśleć, że tak jest tym razem, choć nie do końca. Owszem, 11 miesięcy temu Southgate miał nad sobą parasol ochronny i choć na Euro nie udało mu się sięgnąć po złoto, to pierwszy finał turnieju od 55 lat można było uznać za bardzo dobre osiągnięcie. Szczególnie, jeżeli doliczymy półfinał mistrzostw świata trzy lata wcześniej.

Po porażce z Włochami w rzutach karnych pozostał jednak pewien niesmak, i nie chodzi tu o kibiców, którzy zamienili okolice Wembley w plac bitwy i jeden wielki śmietnik. Anglia bowiem w finale prowadziła po szybko zdobytej bramce, a potem straciła kontrolę nad meczem, by ostatecznie przegrać. Brzmi znajomo? Niemal taki sam scenariusz miał przecież mecz z Chorwacją w półfinale rosyjskiego mundialu i choć obrońcy Southgate'a podkreślają, że osiągnął najlepsze wyniki z reprezentacją od lat, to było sporo głosów, że biorąc pod uwagę kontekst decydujących meczów, czwarte i drugie miejsce są poniżej możliwości tej drużyny.

To, co dzieje się po porażce z Węgrami, można uznać za wylew gromadzonej od lat frustracji. Krytycy selekcjonera Anglików bardzo często zarzucają mu, że jego podejście taktyczne ogranicza możliwości zdolnego pokolenia. Minimalizm Southgate'a to na pewno jeden z powodów roztrwonienia prowadzenia w półfinale MŚ i finale ME, ale objawia się on nie tylko w meczach o największą stawkę. Nawet kiedy przypomnimy sobie mecze Polaków pod wodzą Paulo Sousy z Anglikami, to zauważymy, że rywale pozwolili nam pograć dłużej piłką, a skupili się na bezpieczeństwie. W półfinale mundialu takie coś przechodzi. W meczach, w których Anglicy są wyraźnym faworytem, raczej złości.

KONTROLA BEZ GOLI

„Negatywna taktyka” Southgate'a, jak piszą o niej angielskie media, dała o sobie znać także podczas Euro. W newonce.sport pisałem wówczas o ograniczeniu na własne życzenie i przytaczałem liczby. Bilans bramkowy reprezentacji Anglii po trzech meczach w grupie wynosił 2:0 i był najgorszym w historii ME dla zespołu, który wyszedł z pierwszego miejsca. I nie chodziło nawet o nieskuteczność, bo po prostu Anglicy nie kreowali sobie okazji, kontrolując mecz bez zagrażania bramce rywala. Dowód? W fazie grupowej niższą średnią strzałów na mecz od nich mieli tylko Finowie, a więc debiutant na dużym turnieju, oraz Węgrzy, którzy w grupie z Niemcami, Francją i Portugalią głównie się bronili.

Harry Kane. Euro 2020. Czechy - Anglia
Fot. Carl Recine/Pool via Getty Images

Złe wrażenie udało się zatrzeć w fazie pucharowej. Zwycięstwo z Niemcami na Wembley, a potem imponująca wygrana z Ukrainą w ćwierćfinale odgoniły dyskusję o stylu, bo liczył się awans do kolejnych rund. Ostatecznie srebrny medal był rozczarowaniem, bo Anglicy finał mieli u siebie i byli na fali po golu Luke'a Shawa w 116. sekundzie, jednak Southgate zyskał spokój i szacunek. Mimo tego w tle nadal pozostawało grono sceptyków, którzy może nie wytaczali wtedy dział, ale na bazie doświadczeń z dwóch turniejów ostrzegali, że selekcjoner reprezentacji Anglii swoim minimalizmem nigdy nie doprowadzi drużyny do złota, bo marnuje ofensywny potencjał, jakim dysponuje.

Dziś takie głosy są w większości. Trudno się dziwić, skoro w czterech czerwcowych meczach Anglicy zdobyli tylko jedną bramkę. Harry Kane z rzutu karnego w końcówce meczu z Niemcami dał remis 1:1 i to by było na tyle. To oznacza, że od ponad sześciu godzin wicemistrzowie Europy i czwarta drużyna świata nie umieją strzelić gola z gry. I co gorsza, biją głową w mur nie tylko z Niemcami czy Włochami, ale nie potrafili pokonać węgierskiego bramkarza. A przecież ekipie z Kane'em, Sterlingiem, Fodenem, Saką, Grealishem, Bowenem, Mountem, Abrahamem i znakomitymi wahadłowymi to po prostu nie przystoi.

Reprezentacja trenowana przez Marco Rossiego boleśnie obnażyła słabości Anglików. Węgrzy nie potrafili pokonać ich przez 60 lat, aż nagle udało im się to dwa razy w ciągu 10 dni. I o ile 0:1 na wyjeździe, po golu straconym z karnego, można było traktować jako wypadek przy pracy, to już 0:4 na własnej ziemi jest jak policzek.

PRZEŁOMOWA CHWILA

Wydaje się, że to jest moment, w którym coś pękło. Od czasu zakończenia Euro atmosfera wokół reprezentacji się pogarszała, aż przyszło apogeum. W tym czasie Anglia pokonała Węgrów we wrześniu, a potem jeszcze Andorę, Albanię i San Marino oraz Szwajcarię i Wybrzeże Kości Słoniowej na wiosnę. Jednak wyniki z drużynami powyżej średniej półki są głównie bardzo słabe. Jesienią Anglicy remisowali po 1:1 z Polakami i Węgrami, teraz dwukrotnie przegrali z naszymi bratankami, a z Niemcami i Włochami dołożyli kolejne mało przekonujące remisy. Gdy więc wtorkowy mecz na Molineux wymykał się spod kontroli, fani zaczęli się buntować i część z nich pewnie pomyślała, że już skończyły im się wymówki.

Southgate po raz pierwszy w trakcie swojej kadencji musiał wysłuchiwać gwizdów i obelg oraz obserwować, jak sfrustrowani kibice wychodzą ze stadionu. Na konferencji prasowej po meczu też przybrał obronną postawę, tłumacząc złe wyniki w Lidze Narodów zmęczeniem piłkarzy po długim sezonie ligowym, a ponadto pytał dziennikarzy, dlaczego atmosfera tak bardzo zepsuła się w zaledwie półtora tygodnia. Rzecz jednak w tym, że to nie jest nagły zwrot, a bardziej efekt wstrzymywanych przez lata opinii, które teraz wylatują ze zdwojoną siłą. Coraz mniej kibiców broni trenera, bo nawet ci, którzy to robili, dostrzegają powtarzające się motywyw.

Gareth Southgate
Fot. Mattia Ozbot/Getty Images

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego po półfinale i finale dwóch turniejów z rzędu Anglikom marzy się kolejny medal w Katarze, najlepiej złoty. Pytanie tylko, czy Southgate jest odpowiednim selekcjonerem, by tego dokonać. Trudno spodziewać się, że nagle zmieni podejście, przebuduje środek pola na bardziej ofensywny i zacznie grać otwartą piłkę. Domeną jego drużyny jest umiejętność kontrolowania meczów, dobra gra w obronie, mocne stałe fragmenty gry i skuteczność takich graczy jak Kane czy Sterling, który zwykle w kadrze gra lepiej niż w klubie.

CZY COŚ SIĘ ZMIENI?

Te same głosy podnoszone są za każdym razem, kiedy Anglicy mają dołek, dlatego tak duże kontrowersje wzbudziła decyzja związku, by przedłużyć umowę z Southgate'em do 2024 roku. Nikt o zdrowych zmysłach nie krzyczy dziś, że tę umowę trzeba zerwać i zmienić trenera przed mundialem, ale taki kontrakt z perspektywy czasu wygląda niezbyt dobrze. Jeżeli rzeczywiście okaże się, że w Katarze Anglia spisze się poniżej oczekiwań i nie będzie widać symptomów tego, że selekcjoner rozwija kadrę w innym kierunku, to umowa może okazać się kulą u nogi.

Southgate ma poniekąd rację, tłumacząc gorsze wyniki formą zawodników. Nie widać, by którykolwiek zachował świeżość po męczacym sezonie, który nastąpił przecież tuż po przesuwanym Euro. Z drugiej strony, ma tak duże pole manewru, że może wybierać tych, którzy są w lepszej formie, tym bardziej, że jego zespół ciągle ewoluuje i ma dopływ świeżej krwi. To jednak sprawia, że oczekiwania przed wrześniowym zakończeniem Ligi Narodów z Włochami i Niemcami będą większe. Skoro piłkarze potrzebują przerwy, to może jesienią, gdy będą w rytmie meczowym, znów wrócą do formy? Dla Anglików to będą dwa trudne sprawdziany przed mundialem, a jednocześnie walka o to, by nie spaść w Lidze Narodów do Dywizji B.

Presja rośnie i mniejsza już nie będzie. Southgate zyskał sobie prawo, by poprowadzić drużynę na mistrzostwach i nawoływania o zwolnienie go to zwyczajnie krzyczenie w przestrzeń. Ale już punktowanie powtarzających się tendencji ma sens. Southgate zrobił z reprezentacją Anglii mnóstwo dobrej pracy w ciągu sześciu lat, przede wszystkim poza boiskiem, otwierając piłkarzy na świat czy pomagając im dzielić się swoimi traumami i zachęcając do pracy z psychologiem. Można powiedzieć, że po Royu Hodgsonie i Samie Allardyce'ie wprowadził wreszcie angielską kadrę w XXI wiek. Gorzej tylko, że styl gry jego drużyny coraz rzadziej przypomina nowoczesny futbol.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.
Komentarze 0