Był rok 2016. Po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich politycy Demokratów, ich wyborcy i sympatyzujący z tą frakcją dziennikarze jak jeden mąż zadawali sobie pytanie: gdzie popełniliśmy błąd?
Stuprocentowo wyczerpującej odpowiedzi nie pozna nikt. Ale można domniemywać. A jednym z najczęściej poruszanych wątków jest niedoszacowanie popularności prawicowych polityków wśród białych Amerykanów. Przed wyborami wydawało się, że nieokrzesany Donald Trump okaże się zbyt radykalny w poglądach, a Hillary Clinton ma zwycięstwo w kieszeni. Tymczasem biali, zwłaszcza mieszkający na terenie tzw. Pasa Rdzy (północno-wschodnie stany USA, gdzie przez wiele lat dominował przemysł ciężki) ku zaskoczeniu obserwatorów poszli za hasłem Make America Great Again i zagłosowali na Trumpa, licząc, że biznesmen przywróci świetność fabrykom, które przez lata dawały chleb kolejnym pokoleniom. To zresztą był zarzut wysunięty w stronę Demokratów - dlaczego zapomnieliście o tych ludziach, ofiarach upadku wielkich przedsiębiorstw, którzy dzisiaj mieszają w przyczepach i starają się przeżyć od pierwszego do pierwszego?
Ale dużą rolę wśród białego, coraz bardziej radykalizującego się wyborcy odegrał internet. A w nim chany, fora, memy, fake newsy - wszystko to, co sprzyja jeszcze mocniejszemu chaosowi informacyjnemu. Na przykład przed wyborami w 2016 sieć sugerowała, że Hillary Clinton jest poważnie chora, rzeczniczka Donalda Trumpa mówiła wręcz o dysfazji, a sam Trump publicznie wyrażał obawy, czy rzekomo podupadająca na zdrowiu kandydatka będzie miała wystarczająco siły, żeby walczyć z Państwem Islamskim. I właśnie na teoriach spiskowych i internetowych plotkach swoją siłę zbudowała frakcja alt-right; jedna z najczęściej odmienianych nazw w 2016, wyborczym roku.
Alt right to zwycięstwo internetowego forum nad panelem dyskusyjnym, piwnicy nad salonem, mema nad uczonym wstępniakiem w drukowanej prasie. Alt-prawica to zwycięstwo wszystkiego, co uchodziło za barbarzyństwo, nad wszystkim, co uchodziło za normalne - pisał w Dwutygodniku Jakub Dymek. A na obrażaniu i rozpowszechnianiu kontrowersyjnych, nie zawsze prawdziwych tez, wybili się nowi komentatorzy społeczni, jakże inni od tych, którzy przez dekady zapełniali kolumny w opiniotwórczych pismach. Taki Milo Yiannopoulos, popularny prawicowy bloger, sugerował wręcz, że sieć służy po to, by opluwać innych, a na tym safari przetrwają tylko najsilniejsi. W podobnym tonie mówił gwiazdor sieciowej publicystyki Mike Cernovich: W dzisiejszym świecie wygrywasz tylko przez poniżanie innych.
Jak doszło do tego, że tacy ludzie zawłaszczyli sporą część opinii publicznej? O tym opowiada dokument Biały szum, pierwszy film stworzony przez platformę medialną The Atlantic, który zobaczycie na tegorocznej edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Jego bohaterowie to trójka wyrazistych liderów opinii, skupionych wokół ruchu alt-right: młodziutka antyfeministyczna aktywistka Lauren Southern, nacjonalistyczny lider alt-right Richard Spencer i wspomniany Mike Cernovich. Reżyser Daniel Lambroso był jednym z tych, których zaszokowało zbudowane na ideologii białej supremacji zwycięstwo Donalda Trumpa. Co sprawiło, że wizja białej siły była tak nęcąca dla mojego pokolenia? - zapytał. Po czym chwycił za kamerę i ruszył w kraj śladami trójki bohaterów. Pojawiał się na spotkaniach ze Spencerem, gdzie część uczestników biła mu brawo, a druga część wygwizdywała każde wypowiedziane przez aktywistę zdanie. Chodził z Southern po ulicach Toronto i poznawał ludzi, którzy zaczepiali ją, żeby pogratulować odwagi. Pojechał do Kalifornii, gdzie na co dzień mieszka Cernovich z rodziną (co ciekawe - żona nacjonalistycznego ideologa jest Iranką; Mike rzadko się uśmiecha, generalnie przez większość czasu jest wk**wiony - opowiada kobieta). Spędził masę czasu na dokumentacji tego, co działo się wokół gwiazd alt-right w tym momencie, w którym patrzył na nie może nie cały świat, ale jego spora część; w social mediach każdy z nich ma zasięgi godne sporych influencerów. Tu walutą jest jednak uznanie i zachęcanie do dalszej walki.
Na ekranie bywa nieprzyjemnie - jak wtedy, kiedy podczas jednego ze spotkań z Spencerem rozochoceni uczestnicy nagle wstają i zaczynają hajlować. Albo gdy oglądamy zapis tragedii z Charlottesville, gdzie w sierpniu 2017 roku odbył się zarówno marsz Unite The Right (skupiający neofaszystów i nacjonalistów) jak i pokojowa kontrmanifestacja, której uczestnicy stali się ofiarami ataku młodego neonazisty, wjeżdżającego autem w tłum i zabijającego kobietę. Ale Lambroso zdobył na tyle zaufania swoich bohaterów, że ci wpuścili go z kamerą do swojego życia prywatnego. I nagle okazuje się, że działająca na rzecz niewpuszczania imigrantów Southern w domowym zaciszu okazuje się miłą dziewczyną, która chodzi na siłownię, dużo się śmieje i generalnie przypomina koleżankę ze studiów, która zawsze daje skserować notatki. Albo scenki, gdzie guru sieciowych trolli Mike Cernovich bawi się z małą córeczką. Nie chodzi o to, żeby uczłowieczyć tych ludzi. Biały szum chce pokazać, że za teoriami spiskowymi, nacjonalistyczną ideologią i brutalnymi memami (ten film jest też o tym, jak wykorzystać internet do szerzenia kontrowersyjnych poglądów) stoją ludzie tacy jak my, nie żadne pikselowe potwory bez imion i nazwisk. I choćby dlatego warto go obejrzeć.
Seanse Millennium Docs Against Gravity odbędą się od 3 do 12 września w Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Katowicach, Poznaniu, Bydgoszczy i Lublinie. Szczegółowych informacji na temat wszystkich kilkuset tytułów dokumentalnych, jakie wypełniają line-up imprezy, znajdziecie na oficjalnej stronie festiwalu, śledźcie też ich instagram i facebooka. newonce jest patronem medialnym wydarzenia.