BoJack Horseman to najlepsza rzecz, jaką znajdziecie na Netflixie. Czemu aż tak go lubimy?

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
BoJack-Horseman.jpg

Za chwilę pierwsza część szóstego sezonu. Ależ czekamy! Ale gdyby poważnie zastanowić się nad fenomenem BoJacka, doszlibyśmy do bardzo interesujących wniosków. Bo generalnie jest tak, że lubimy patrzeć, jak komuś nie wychodzi.

Kiedy Niemcy odpadli z mistrzostw, internet zalała fala nosaczy: somsiad, 1939, bo bogatsi, nowocześniejsi i tylko raz wygraliśmy z nimi w nogę. Aż sobie zapuścimy...

WRÓĆ! Chodziło nam oczywiście o:

Mniej więcej na podobnym zjawisku opiera się fenomen BoJack Horsemana, sztandarowej produkcji Netflixa. Jeśli jakimś cudem nie wiecie, o co w tym chodzi, krótkie przypomnienie: BoJack jest mieszkającym w wielkiej hollywoodzkiej willi aktorem, który kiedyś był popularny, ale obecnie przeżywa kryzys wieku średniego, pije na umór i zajada smutki jakimś syfiastym żarciem. Ważnymi punktami świata BoJacka są także pisząca jego biografię nerdka (nerdzica?) Diane, współlokator... a nie, bezdomny, który pomieszkuje u niego na kanapie od lat, niejaki Todd, jego agentka Księżniczka Carolyn i głupawy kolega po fachu, Pan Peanutbutter.

Co ważne - BoJack jest koniem. I od tego wyjdźmy, zadając sobie pytanie: jak to się stało, że ten serial jest aż tak lubiany?

1
1. BoJack jest totalnym przegrywem
Bojackhorseman.jpg

Gdyby BoJack założył dom pogrzebowy, okoliczna ludność przestałaby umierać. I nie chodzi tu o pecha, a bardziej o DNA losera - najpopularniejszej ostatnio postaci w światowej popkulturze. Skąd taka siła lamusów? Socjologowie doszli ostatnio do wniosku, że wpływ na to mają social media. Sieciowi celebryci są idealni, natomiast stanowią tylko drobny promil wszystkich użytkowników netu, którzy często mają kiepskie prace, są grubi, łysiejący i ogólnie bez przyszłości. To właśnie oni są motorem napędowym dla wszelkich popkulturowych treści o przegrywach. Przecież nie byłoby emo, normcore'u, Californication i tego wszystkiego, gdyby nie sprzeciw odbiorców wobec pięknych i bogatych.

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto oglądając BoJacka nie mruknie sobie z zadowoleniem: Jezu, co za żałosny pajac. I tu się nie ma czego wstydzić, seriale też mogą pełnić funkcję terapeutyczną.

2
2. Lubimy historie o upadłych celebrytach
episode-3-sarah-smashed.png

Co zresztą trochę wiąże się z poprzednim podpunktem. Magia Hollywood działa nadal, ale o wiele mocniej, jeśli dodaje się do niej jakiś element bliższy naszej rzeczywistości - czyli mniej interesuje nas gwiazda, która wychodzi z limuzyny w pięknej sukni, ale już bardziej, jeśli ta gwiazda jest po pięciu drinkach i rzygnie sobie na krawężnik. W latach 90. nastąpił przesyt kultu celebrytów, a wraz z rozwojem internetu - nie tylko miejsca, w którym ludzie mogą komentować wszystko, ale i medium egalitarnego, dla mas, pokazującego i blaski, i cienie świata bogatych - zauważyliśmy, że gwiazdy są naprawdę takie jak my. To samo dzieje się z BoJackiem. Kiedyś sztab piarowców dbałby, żeby nikt pod żadnym pozorem nie zauważył jego piwnego brzucha, dziś wystarczy, że wyjdzie sobie po chipsy, a od razu będzie mówił o tym cały internet.

3
3. Ten serial jest absurdalny...
image.jpg

Aha, no właśnie, nie doszliśmy do tego - BoJack jest koniem. W sensie: koniem, który zachowuje się jak człowiek i też trochę tak wygląda. To nie wszystko: Carolyn jest kotką, Peanutbutter żółtym psem, są też niedźwiedzie, kaczki i nasz faworyt, znerwicowany pingwin - właściciel agencji literackiej. Przyznajemy, że na samym początku to może być trudne do przejścia; popkultura jeszcze nie przygotowała nas na obrazki typu: seks kobiety z gniadoszem. OK, może niektórych przygotowała, ale my nie chcemy się z nimi znać. Jednak im dalej w las, tym wymieszanie się ludzi z bardzo ludzkimi zwierzętami przestaje nam przeszkadzać, a mocniej łapiemy absurd całej sytuacji.

4
4. ...i jeszcze bardziej zabawny
bojack-horseman.png

BoJack Horseman jest takim pomostem pomiędzy Family Guyem a Simpsonami - bywa ostry, ale nie hardkorowy, a równocześnie mocno wykrzywia współczesną rzeczywistość. Dialogi są rewelacyjne, one-linery ostre jak życie Waszki G, każdy kolejny odcinek stanowi osobną całość, łącząc się przy tym z innymi. I jak tu nie szanować serialu, w którym jedna z bohaterek umawia się z mężczyzną w długim prochowcu, który w rzeczywistości jest trójką chłopców, stojących sobie na ramionach?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.