Boski Johan nie wybacza. Najlepszy bramkarz w historii Oranje umarł w zapomnieniu

Zobacz również:Cruyff? To ten Holender z Levante?
vanBeveren-159492161-kopia.jpg
Fot. VI Images via Getty Images

Poszedł na wojnę z Cruyffem, puścił cztery gole w meczu z Polską, a potem w popłochu uciekał z kraju, bo ktoś zadzwonił, że spali mu dom i skrzywdzi rodzinę. Jan van Beveren przypomina żywot van Gogha. Dopiero po śmierci ludzie mówili, że był najlepszym bramkarzem w historii i że z nim w składzie Holandia nie przegrałaby finałów mundiali 74’ i 78’.

Niektórzy mówią, że umierał w biedzie. Inni, że to nieprawda, bo miał kilka nieruchomości. Jeszcze inni opowiadają o sklepie ze znaczkami i godnym życiu w Dallas. Nikt nie wie, gdzie leży prawda, choć dziennikarz Matt Verkamman mający okazję być w Stanach powiedział kiedyś wprost: on mieszka w miejscu, do którego wstyd byłoby wpuścić psa. On, czyli legenda PSV Eindhoven, trzykrotny mistrz kraju i zdobywca Pucharu UEFA.

Van Beveren nigdy nie zagrał na wielkim turnieju. Meczów w kadrze ma tylko 32. Mimo to Holendrzy nie boją się nazwać go Cruyffem wśród bramkarzy. Piłka reprezentacyjna niewiele zna podobnych przypadków: być genialnym na swojej pozycji, a mimo to zakopać się pod stertą kurzu. Van Beveren przepadł, bo mówił za dużo. A Cruyff nie wybacza. To jest Holandia, kraj artystów, romantyków i „Boskiego Johana”. Jeden zły ruch i wypadasz.

ZADYMA W CHORZOWIE

Ruud Doevendans, holenderski dziennikarz wiele lat zastanawiał się jak to możliwe. Van Beveren był idolem jego dzieciństwa, a mimo to od początku miał wrażenie, że kraj go nie docenia. W 2006 roku zadzwonił do byłego piłkarza PSV i zaproponował książkę. Wkrótce powstały też na ten temat filmy dokumentalne. Tam słynny mundial 74’ to nie tylko porażka w finale z Niemcami i zabawa w basenie do siódmej rano, po której Cruyff całą noc tłumaczył się żonie Danni, a federacja zapłaciła rekordy rachunek telefoniczny wynoszący 49 786,65 marek (25 tys. euro). To też opowieść o eliminacjach do turnieju i o tym jak van Beveren postawił się teściowi Cruyffa.

Nazywał się Cor Coster. Był jednym z pierwszych w nowobogackim świecie piłki, który mówił: zaufajcie mi, to przyniosę wam więcej. Za kontrakty sponsorskie szóstki graczy Ajaxu wyciągnął od federacji 150 tysięcy guldenów. Van Beveren od razu mówił, że to skandal, bo pieniądze poszły z puli przeznaczonej dla reszty reprezentantów. Trener Rinus Michels czuł, że zbliża się konflikt. Widząc wracającego po kontuzji van Beverena kazał mu zagrać w sparingu z HSV. Gdy ten odmówił z powodu zdrowia, Michels uznał, że wykluczy go też z mundialu. Lobował Cruyff. Mówił: „Potrzebujemy bramkarza, który lepiej gra nogami”. Van Beveren nie pojechał do Niemiec, choć wcześniej przez sześć lat był podstawowym bramkarzem kadry.

Wrócił dopiero po mundialu. Ale to dalej nie był jego świat. Rządził Cruyff, jeszcze bardziej niż wcześniej, bo Michelsa zastąpił George Knobel, pseudonim „Yes, mister Johan”. Gdy we wrześniu 1975 roku, tuż przed meczem z Polską stwierdził, że Cruyff i Neeskens mogą przyjechać dzień później niż wszyscy, w zespole znowu zawrzało. To były czasy nieustannych napięć na linii PSV - Ajax. Knobel patrzył po amsterdamsku. Nawet trening przerwał, gdy Cruyff z Neeskensem, wtedy już gracze Barcelony, przylecieli do Chorzowa. „O, paniska z Hiszpanii!” - rzucił Willy van der Kuijlen z PSV. Dwa dni później piłkarze Ajaxu umówią się, że nie będą podawać mu piłki, a dla van Beverena będzie to praktycznie koniec z reprezentacją Holandii. Cruyff za plecami nazwie go „dziwką”, a Wim Suurbier spyta prosto w twarz: „Ile wygrałeś Pucharów Europy? Zero? Bo ja trzy”.

ALBO JA, ALBO ONI

To jest kawałek ciekawej historii. W Polsce spotkanie z Holandią 75’ uchodzi za najlepszy mecz w historii biało-czerwonych. Rzadko jednak albo wcale w relacjach pojawiła się wzmianki, co takiego działo się w tym czasie zespole Oranje. A działo się sporo, bo piłkarze wieczór przed meczem przybili gwoździa w barze. Van Beveren pisał o tym w książce. A potem dodał, że po czterech puszczonych golach na Stadionie Śląskim prasa wzięła go na celownik, choć tego dnia inni dużo bardziej słaniali się na nogach. Cruyff już wtedy wiedział: trzeba tę kadrę przemeblować. Miesiąc później, dwa dni przed rewanżem z Polską zadzwonił do Knobela, mówiąc: „Albo ja, albo oni”. W Amsterdamie w bramce stanął Siebe Schrijvers. Holendrzy wygrali 3:0 i awansowali na Euro kosztem Polaków.

Holandia na długo zapomniała o van Beverenie. Wrócił do kadry dopiero w 1977 roku w meczu z Islandią. Zaraz potem znowu znalazł się na aucie. Przed kluczowym meczem eliminacyjnym z Belgią trener Jan Zwartkruis powiedział mu wprost: „Cruyff nie zagra, jeśli wystawię cię w bramce”. Od tej pory van Beveren już nigdy nie wystąpi w koszulce Oranje. Mundial w 78’ obejrzy w domu, a dwa lata później wyjedzie z kraju. We wspomnieniach opowie o najgorszym w życiu roku 1977. Najpierw w barwach PSV zderzył się głową ze słupkiem, potem odbił się od przeszklonej szyby w restauracji w Eindhoven („Te drzwi latem zawsze były otwarte”), a na koniec przewrócił się o drut kolczasty podczas spaceru z psem i wyleciał z reprezentacji.

ŚMIERĆ W ZAPOMNIENIU

Osłodą był triumf w Pucharze UEFA. PSV znowu rządziło w Holandii, ale najlepszy bramkarz w kraju w prasie dostał łatkę zdrajcy. To dlatego, że otwarcie mówił o chęci wyjazdu z kraju. Miał dość, że wszyscy są przeciwko niemu. Gdy w 1980 roku kibice dowiedzieli się, że będzie gościem popularnego programu Studio Sport, od razu rozdzwoniły się telefony. Pojawiły się nawet groźby podpalenia domu i skrzywdzenia rodziny. Chwilę później van Beveren dostał informację od stacji: „Musimy odwołać program”. Znowu cios w plecy. Spakował się i wyjechał do Stanów. Ameryką zafascynował się kilka lat wcześniej, gdy na zaproszenie znajomych obejrzał New York Cosmos z Pele i Beckenbauerem.

Holandia do dziś zastanawia się, co by było gdyby. Willy van der Kerkhof, dwukrotny srebrny medalista mundialu mówił: „Jestem pewien, że z nim w składzie mielibyśmy złoto. Van Beveren był najlepszy w historii”. Inny gracz, René van de Kerkhof porównał go do malarzy, którzy za życia nigdy nie zostali docenieni. Często wraca dyskusja, że w przeszłości Cruyff powinien patrzeć interesem drużyny, a nie swoim. I że ta jego kombinacja władzy z arogancją wiele razy ciągnęła drużynę w dół.

Van Beveren miał 32 lata, gdy zaczął bronić na peryferiach piłki w amerykańskim Fort Lauderdale Strikers. Po zakończeniu kariery założył sklep ze znaczkami, a w wolnych chwilach trenował młodzież. Rzadko wracał na Holandii, choć Johan Cruyff wspomniał kiedyś, że był na jego meczu charytatywnym i że nie widział po nim, by dalej tkwiła w nim jakaś zadra. „Konflikty to migawki. Czasami się zdarzają” - napisał w „De Telegraaf”. Był czerwiec 2011 roku. Stadion Phillipsa wielkim transparentem żegnał Van Beverena, który został znaleziony martwy w swoim domu w Teksasie. Miał 63 lata. Dziennikarz Ruud Doevendans dementuje, że żył w nędzy, a jego dietą była kawa i papieros. I jeszcze raz dodaje: tak, z nim na pewno bylibyśmy mistrzami świata.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.