„Złote paszporty”, followersi, jachty z parkingiem dla helikopterów i zastrzyki z botoksu. Rosja oligarchów to naprawdę surrealistyczny wymiar, który świat odkrywa na nowo za sprawą sankcji.
Można powiedzieć, że widok na plac Belgrave Square w City Westminster to pocztówkowy obraz dzielnicy arystokratów. Symetrycznie ciągnące się szeregowce w gipsowym kolorze kryją eleganckie rezydencje. Wokół zwykle zaparkowane są czarne Mercedesy, Rolls Royce’y czy błyszczące Mini. Niemal wszystkie z budynków w tej okolicy są dziś zajęte przez ambasady i różne instytucje. Niemal wszystkie, z wyjątkiem numeru 5. Bo tylko tam jako najemca figuruje osoba fizyczna – bez tytułu ambasadora, niezwiązana z kulturą czy nauką. Kim jest ów szczęśliwiec? To Rosjanin Oleg Deripaska – człowiek, którego majątek szacuje się na jakieś 2,3 miliarda funtów brytyjskich. I którego nieruchomości w samej Wielkiej Brytanii warte są miliony w tej samej walucie.
O jego posiadłości zrobiło się głośno kilka dni temu. W samym środku nocy włamali się do niej squatersi i ogłosili, że należy ona do uchodźców z Ukrainy. Trzymali ukraińskie flagi i transparenty z napisem: Putin, idź się jebać. Puścili sobie także utwór z Dirty Dancing, aby wyśpiewać linijkę: I’ve had the time of my life. Ty okupujesz Ukrainę, my okupujemy Ciebie – mówili z przekąsem, zwracając się do oligarchy Deripaski jako przedstawiciela narodu rosyjskiego. I nie była to wcale akcja wyjątkowa. Od czasu inwazji Rosji na Ukrainę i nagłośnienia tematu sankcji wymierzonych w rosyjskich krezusów media donosiły o kilku próbach przejęcia rosyjskich majątków. Podobna sytuacja miała miejsce m.in. we francuskim Biarritz, gdzie dwóch aktywistów okupowało luksusową willę, w której miał bywać Kirill Shamalov – sam zięć Władimira Putina.
Pisząc o oligarchach, warto jednak uzmysłowić sobie, jak bardzo oni oraz ich rodziny odklejeni są od rzeczywistości, z jaką zmaga się nie tylko przeciętny Rosjanin. W końcu nie bez powodu podczas protestów w Petersburgu w 2021 roku demonstranci trzymali złote szczotki toaletowe. Mityczny złoty kibel to nie wymysł – styl życia tych ludzi sięga bowiem daleko poza horyzonty nawet zamożnej klasy średniej najbogatszych krajów Europy. Ten stan rzeczy nie tylko związany jest z systemem bogacenia się garstki ludzie pod bandyckimi rządami Putina. To także kwestia pewnego stylu życia i ambicji. Choć największe państwo świata zamieszkują przedstawiciele różnych wspólnot etnicznych, do mentalności oligarchów najłatwiej chyba odnieść stereotypy na temat mieszkańców Moskwy. Czyli przywary dotyczące skłonności do przepychu – albo chociaż posiadania drogiego samochodu. I faktycznie, jeśli spojrzymy na majątki oligarchów – okazuje się, że luksus, który widoczny jest gołym okiem, to jedna z ich głównych inwestycji. Zdecydowanie nie żałują na to swoich funduszy.
Skąd wzięli się oligarchowie?
Oligarchowie pojawili się w Rosji w okresie pieriestrojki, a urośli w siłę po rozpadzie Związku Sowieckiego. Sprzyjały temu reformy ekonomiczne dążące do liberalizacji gospodarki i otwarcie na rynki zagraniczne. Wszystko podszyte było jednak korupcją i wiązało się przede wszystkim z wyprzedażą państwowego majątku. Jak to wyglądało w praktyce? Grupa lokalnych biznesmenów miała dostęp po preferencyjnych cenach do najbardziej cennych rosyjskich dóbr, jak gaz czy ropa. Z takim kapitałem łatwo było im wejść na rynki międzynarodowe. Gdy nadeszły rządy Putina, nastąpiło widoczne spięcie na linii władza państwowa a właściciele majątków. Ostatecznie nowy prezydent Rosji zgodził się na utrzymanie ich częściowych wpływów w zamian za swojego rodzaju sojusz i poparcie jego rządów. Oczywiście w międzyczasie sam wyhodował własnych oligarchów wywodzących się z kręgu znajomych. Jest nim chociażby Arkady Rotenberg – w młodości trener judo Putina i jego kolega z dzieciństwa, dziś współwłaściciel spółki Stroygazmontazh zajmującej się m.in. produkcją elementów konstrukcyjnych do gazociągów.
Choć za rządów tego, który dziś jest odpowiedzialny za dramaty dziejące się w Ukrainie, dochodziło do głośnych procesów oligarchów, grzechem byłoby stwierdzenie, że motywowane były sprawiedliwością społeczną. Tak było oczywiście w teorii – właścicieli majątków zamykano na przykład za unikanie płacenia podatków. W rzeczywistości jednak komentatorzy nie mieli wątpliwości, że prawdziwą przyczyną były względy polityczne. Tak było w przypadku słynnego Michaiła Chodorkowskiego. To on w 2004 roku uważany był za najbogatszego człowieka w Rosji. Przedsiębiorca i właściciel nieistniejącej już firmy naftowej Jukos został aresztowany za nieprawidłowości przy prywatyzacji biznesów. Ale dziwnym trafem był też krytykiem Kremla i polityki rosyjskiego prezydenta. Szybko więc trafił na kilka lat do więzienia, przebywał nawet w uranowej kolonii karnej. W 2013 roku został ułaskawiony przez Putina. Jednak obserwatorzy nie mieli wątpliwości, że decyzja ta miała raczej na celu złagodzenie międzynarodowej krytyki prezydenta, która pojawiła się m.in. w związku z procesem Chodorkowskiego. Po co było Putinowi wówczas złagodzenie kursu? Po prostu zbliżały się wtedy igrzyska olimpijskie w Soczi.
Brak lojalności wobec dyktatora jest więc śmiertelnie niebezpieczny, ale podporządkowanie niesie wysoką nagrodę. O jakich jednak sumach mowa? Ile tak naprawdę pieniędzy mają oligarchowie? Takie szacunki w 2017 roku wykonała grupa ekonomistów działająca na zlecenie National Bureau of Economic Research – amerykańskiej organizacji non-profit prowadzącej badania w dziedzinie ekonomii. W skład zespołu wchodził m.in. Thomas Piketty – słynny francuski pisarz, autor Kapitału w XXI wieku zajmujący się nierównościami dochodowymi. Z wyliczeń ekspertów wynikało, że zagraniczny majątek Rosjan w 2015 roku wynosił ok. 800 miliardów dolarów. Czyli trzy razy więcej niż oficjalne rezerwy walutowe tego kraju. Oznaczało to tym samym, że grupa oligarchów posiadała m.in. w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii czy na Cyprze więcej pieniędzy niż cała populacja Rosji w swoim kraju. Warto dodać także, że to zagraniczne bogactwo stanowi 60% całego majątku Rosji. Z kolei amerykańska organizacja Atlantic Council podaje jeszcze większą liczbę. Według jej raportu może to być bilion dolarów. I choć żaden z rosyjskich miliarderów nie zalicza się w tej chwili do dziesiątki najbogatszych ludzi na globie, bardzo wielu z nich nie tylko dysponuje kosmicznymi kwotami, ale i słynie z zamiłowania do absurdalnie wystawnych dóbr materialnych.
Superjachty, rezydencje, botoks
Dzielnica, na której znajduje się przez chwilę okupowana rezydencja Deripaski rzeczywiście w przeszłości – w XIX wieku i aż do II wojny światowej – zamieszkiwana była przez arystokratów. Aktywiści ją zajmujący przyznali, że mogłoby w niej zamieszkać ok. 200 osób. W samym Londynie zresztą luksusowe apartamenty posiadają również inni rosyjscy oligarchowie: Roman Abramowicz, Igor Szuwałow czy Andriej Gonczarienko. Napływ bogaczy do stolicy Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich 20 lat sprawił, że miasto zaczęto nazywać Moskwą nad Tamizą. Większość, podobnie jak Deripaska, upodobała sobie prestiżowe okolice Hyde Parku czy pałacu Buckingham. Podobnych właścicieli można znaleźć także w południowym Central Parku w Nowym Jorku. I w tym niewyobrażalnie luksusowym stylu życia kluczową rolę odgrywają oczywiście nie tylko apartamenty, ale i np. środki transportu. Są nimi prywatne samoloty, których ruchy śledzi ostatnio 19-letni Jack Sweeney. Nastolatek zasłynął z tego, że był w stanie określić położenie odrzutowca Elona Muska, przez co ten oferował mu pieniądze za usunięcie konta na Twitterze. Tym razem Sweeney namierza oligarchów z Rosji, publikując ich numery rejestracyjne.
Ale droga powietrzna i lądowa to nie wszystko. Są jeszcze łodzie. I część z nich także jest konfiskowana w zachodnich krajach. Warto jednak zwrócić uwagę na to, jakiego kalibru są to maszyny. Przykładowo: gargantuiczny superjacht Valerie, który ostatnio przejęły władze Hiszpanii – bo jak udokumentowano wcześniej dzięki dochodzeniu Pandora Papers należał od Siergieja Chemezova, byłego oficera KGB – ma 85-metrów i wart jest 140 mln dolarów. Posiada 39 podwodnych reflektorów, taras, który można rozłożyć z boku pokładu, strefę welllness czy pomieszczenia i meble w stylu art deco stworzone przez londyńskich projektantów. Do tego ma przestronny hall z antycznym granitem, gdzie znajduje się ekstrawaganckie pianino. Nie zabrakło na nim także stylowego basenu oraz parkingu przeznaczonego na helikopter. Jacht w przeszłości czarterowała m.in. Jennifer Lopez czy Ben Affleck. Aby uświadomić sobie, jak wiele tego typu łodzi rosyjskich oligarchów znajduje się na świecie, warto zajrzeć na mapę ich floty opublikowaną niedawno przez Gazetę Wyborczą.
Co najważniejsze, poza dobrami materialnymi, oligarchowie nabywają też inne – na przykład zagraniczne obywatelstwa. Tak zwane złote paszporty dzięki m.in. rosyjskim przedsiębiorcom były do tej pory biznesem wartym 20 miliardów dolarów. Pozwalały one oligarchom chronić swoje dobra rozlokowane za granicą i swobodnie przemieszczać między różnymi krajami. Cała procedura była możliwa, bo wiele państw UE oferowało tego typu paszporty i wizy w zamian za założenie spółki na terenie ich kraju czy zainwestowanie w nieruchomości. Agresja Rosji na Ukrainę sprawiła, że praktyki te mają zostać ograniczone.
Inny rynkowy wymiar ma sieć. Blokada aplikacji Meta, na jaką gigant zdecydował się w związku z wydarzeniami w Ukrainie, też ma ogromny wpływ na rosyjski biznes. Popularna DJ-ka i modelka z Moskwy, Karina Istomina, przyznała, że ponad połowa jej dochodów to wpływy z reklam na Instagramie. Choć część Rosjan dla przekory w reakcji na sankcje niszczyła „zachodnie dobra, wiele instagramerek mocno przeżyło blokadę. Jak m.in. Karina Nigay, która zamieściła płaczliwy apel. Bo dla niej konto na platormie, gdzie uzbierała 3 mln followersów, to po prostu całe życie. Tyle influencerzy. A jak natomiast na Instagramie w ostatnim czasie zachowywali się młodzi pochodzący bezpośrednio z rodzin oligarchów? Żeby oddać sprawiedliwość, warto wspomnieć, że część z tych osób, dzieląca swoje życie między Rosję a prestiżowe uczelnie na Zachodzie, powzięła się na wsparcie Ukrainy lub co najmniej na sprzeciw wobec działań wojennych. Liza, córka Dmitrija Pieskowa, czyli rzecznika Putina, opublikowała na Instagramie hashtag #NoToWar – z kolei wnuczka Borysa Jelcyna zamieściła nawet flagę Ukrainy i, podobnie jak jej matka, zostawiła antywojenny komentarz.
Ale skoro o Instagramie mowa – warto zwrócić uwagę na jego wymiar w kategoriach beauty. A ściślej na beauty wspomagane, czyli na medycynę estetyczną, popularną wśród rosyjskich instagramerek. Właśnie dowiedzieliśmy się, że amerykańska firma farmaceutyczna AbbVie, podobnie jak inne tego typu przedsiębiorstwa, wstrzymała dostawy botoksu, wypełniaczy czy innych produktów estetycznych do Rosji. Ten pierwszy to, jak podaje Nexta na Twitterze, najpopularniejszy preparat w tym kraju, jeśli chodzi o całościowy rynek medycyny estetycznej. Ba, od lat krążą pogłoski, jakoby sam Władimir Putin miał z niego korzystać. Jak donosił dekadę temu Guardian, miałyby świadczyć o tym m.in. jego smukłe czoło i różane policzki.
Jak widać, szum i mobilizacja wokół tematu sankcji zaczęły przynosić realne skutki, odcinając przynajmniej częściowo od luksusów oligarchów bogacących się pod okiem Putina. Ich problemy już są widoczne – o czym mogą świadczyć zabawne pretensje Michaiła Fridmana. Ten miliarder, jak wynika z wywiadu przeprowadzonego przez Bloomberg, skarży się, że będzie musiał samemu sprzątać dom i utrzymywać się za jedyne 2,5 tys. euro miesięcznie. Dla Ukraińców, którzy przeganiając kilka lat temu byłego prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza, rezydującego w pomieszczeniach ze złotymi klamkami i sedesami – co stało się przez chwilę memem – jest to jakaś drobna forma zadośćuczynienia. Pamiętajmy jednak, że na poziomie gospodarczym to wszystko i tak jest ciągle kroplą w morzu. Od ataku Putina na Ukrainę państwa Unii Europejskiej zapłaciły Rosji TRZYNAŚCIE MILIARDÓW EURO za paliwa kopalne – napisała na Twitterze Wiktoria Jędroszkowiak. Cóż, światowa gospodarka ma jeszcze wiele do zrobienia.
Komentarze 0