Brooklyn Nets i puste słowa. Kyrie Irving jednak zagra na pół etatu

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Kyrie Irving
Fot. Sarah Stier/Getty Images

W momencie, gdy z dnia na dzień kolejne zespoły NBA są dziesiątkowane przez koronawirusa, Brooklyn Nets zdecydowali się udzielić niezaszczepionemu Kyriemu Irvingowi zgody na powrót do gry. Jest jednak jeden mały problem: rozgrywający będzie mógł występować tylko w meczach wyjazdowych. Po raz pierwszy w historii ligi zobaczymy więc zawodnika grającego na pół etatu.

Absencja Irvinga była jedną z największych rewelacji początku sezonu. Rozgrywający Nets jeszcze w trwających rozgrywkach nie zagrał. Powód jest prosty: Irving postanowił się nie szczepić, a obecnie obowiązujące przepisy w Nowym Jorku nie pozwalały mu przez to grać w Barclays Center. Jedyną opcją były więc spotkania wyjazdowe, lecz nowojorski zespół przed takim rozwiązaniem – ze zrozumiałych względów – od początku mocno oponował.

Teraz jednak Nets zdanie zmienili, tłumacząc się tym, że zmusiły ich do tego okoliczności.

Początkowo jednak nikt na Brooklynie takiego scenariusza sobie nie wyobrażał. – Zdecydowaliśmy, że Kyrie Irving nie będzie ani grał, ani z nami trenował, dopóki nie będzie mógł być stałą częścią naszego zespołu – można było przeczytać w wydanym w październiku przez Nets oświadczeniu.

Było to podejście godne pochwały: żaden zawodnik nie może być ważniejszy od drużyny. Tym bardziej że Irving samemu podjął taką, a nie inną decyzję w sprawie szczepienia i sam się w ten sposób zdyskwalifikował z gry.

PÓŁ LIGI W PROTOKOŁACH

Oczywiście nie on jeden nie zaszczepił się przed startem sezonu. Według informacji NBA bez szczepienia pozostaje około trzy procent zawodników. Mimo tego koronawirus mocno zaatakował ligę w ostatnich tygodniach. Warto jednak podkreślić jedną rzecz: szczepienie nie jest gwarancją uniknięcia zarażenia, lecz pomaga uniknąć ciężkiego przebiegu choroby. A o tym, jak trudny może być powrót do zdrowia po przebytym COVID-19 tylko w ostatnich tygodniach przekonali się choćby Joel Embiid czy LaMelo Ball.

Tymczasem z dnia na dzień przybywa zawodników objętych protokołami. Tylko w tym tygodniu mowa aż o kilkudziesięciu graczach. Z gry wypadają całe grupy w poszczególnych zespołach – dotyczy to m.in. Kings, Lakers, Knicks, Magic, Celtics czy Bulls, choć na razie tylko ekipa z Chicago została dotknięta na tyle mocno, że dwa jej spotkania musiały zostać przełożone. Spore problemy mają także Nets, którzy w sobotnim pojedynku z Orlando zagrają bez aż 11 zawodników – w tym bez Jamesa Hardena i Kevina Duranta.

SHOW MUST GO ON

Liga na razie reaguje doraźnie. W ogóle nie ma mowy o przenosinach do bańki (to przedsięwzięcie raczej już nie wróci) ani tym bardziej o wstrzymywaniu sezonu. O tak radykalnych krokach nikt słyszeć na razie nie chce. Zamiast tego NBA zamierza zwiększyć ilość wykonywanych testów – ale dopiero od 26 grudnia. Data ma oczywiście znaczenie, bo w dzień świąt Bożego Narodzenia zaplanowano pięć hitowych pojedynków. One odbyć się muszą – bez względu na wszystko. Przedstawienie musi przecież trwać.

Drużynom coraz trudniej jednak walczyć, gdy z gry wypada kilku zawodników z podstawowego składu, a niekiedy także największe gwiazdy. To między innymi z tego powodu ugięli się wreszcie Nets i jednak mrugną jako pierwsi w pojedynku z niezaszczepionym Irvingiem. W piątek klub poinformował, że przywróci rozgrywającego do składu. Kyrie będzie grał na pół etatu – tylko w meczach poza Nowym Jorkiem oraz Toronto. Być może wróci do gry jeszcze przed świętami. Idealnie na… świąteczny pojedynek z Lakers.

NETS ZMIENIAJĄ PODEJŚCIE

Łącznie przed Nets w trwających rozgrywkach jeszcze 27 spotkań na wyjeździe. Irving i tak nie będzie mógł jednak zagrać we wszystkich. Ze względu na obecnie obowiązujące przepisy odpadają dwa pojedynki z Knicks w Madison Square Garden oraz jeden mecz w Toronto. Oznacza to, że Kyrie – na 53 pozostałe do końca sezonu zasadniczego mecze Nets – będzie miał szansę wystąpić tylko w 24 z nich. Jak poinformowała nowojorska drużyna w wydanym oświadczeniu, na takie rozwiązanie zgodził się zarówno sztab, jak i zawodnicy.

Mocno zmieniło się więc podejście Nets przez ostatnie dwa miesiące. Wcześniej GM Sean Marks tłumaczył, że klub nie może pozwolić żadnemu zawodnikowi na granie w części tylko spotkań. Drużyna z Brooklynu mówiła wprost: albo jesteś z nami na 100 procent, albo wcale. Obudowano to jeszcze słowami o budowaniu chemii w zespole i jednym celu – jakim jest zdobycie mistrzostwa – któremu każdy członek organizacji musi się w pełni poświęcić. Dwa miesiące później okazuje się, że słowa były tylko słowami – i to całkiem pustymi.

IRVING JAK BRZYTWA

Oczywiście zmieniły się okoliczności i o tym też trzeba pamiętać. Problemy kadrowe dotyczą nie kilku, a kilkunastu zawodników Nets. Najpierw operację kostki przejść musiał Joe Harris. Potem niemal połowa zespołu – w tym Harden – została objęta protokołami. W międzyczasie cały wózek ciągnąć musi Durant, a gra przecież fantastycznie i prowadzi Brooklyn do kolejnych zwycięstw (bilans 21-8 i pierwsze miejsce na Wschodzie). Skrzydłowy spędza jednak na parkiecie średnio 37 minut – najwięcej od sezonu 2013/14, gdy miał przecież 25 lat.

Z jednej strony nie dziwi więc to, że Nets w takim momencie chwytają się brzytwy. Z drugiej jednak strony, brzytwa pozostanie brzytwą. Irving grający na pół etatu (będzie to pierwszy taki przypadek w historii NBA) to nie tylko zaprzeczenie zespołowości, ale też potencjalnie więcej kłopotów, niż pomocy. W zależności od terminarza w jednym tygodniu zagra 2-3 razy, by w kolejnym w ogóle nie wybiec na parkiet. Większość meczów do końca rozgrywek – jeśli nie zmieni się albo jego postawa, albo obowiązujące przepisy – i tak przecież opuści.

PIERWSZY TAKI EKSPERYMENT

Nets tłumaczą się brakiem innego wyjścia. Godzą się na eksperyment, który przeprowadzą jako pierwsza drużyna w dziejach ligi. Jak to wpłynie na chemię w zespole? Jaki sygnał wyślą w ten sposób innym zawodnikom? Jakie tak naprawdę przełożenie na wyniki będzie miał „doskakujący” do gry Irving? Cała ta sytuacja może zresztą potrwać nie tylko do końca sezonu zasadniczego, ale także w fazie play-off. Może w takim razie – skoro Kyrie grać będzie tylko na wyjazdach – nie opłaca się Nets… walczyć o przewagę parkietu. Potencjalny mecz numer siedem jakiekolwiek serii ekipa z Brooklynu będzie przecież wtedy wolała zagrać na wyjeździe. Tak, aby w spotkaniu udział mógł wziąć Irving.

Tego typu „problemy” to coś, z czym wcześniej nikt inny się nie mierzył. Znamienne jest jednak to, że dotyczą one właśnie Irvinga, czyli zawodnika, na którego od kilku dobrych już lat nie można po prostu liczyć. Nets po raz kolejny na taką niepewność jednak przyzwolą – Kyrie tymczasem może poczuć się „zwycięzcą”, bo przecież wyszło na jego. A nawet jeśli dziś Nets czują, że obie strony na takim rozwiązaniu korzystają, szybko może się okazać, że jako zespół – całkiem dobrze sobie do tej pory radzący – stracą najwięcej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.