Brat summer dawno za nami, ale szaleństwo na punkcie ostatniego wydawnictwa Charli XCX nie mija. Brat właśnie zostało okrzyknięte Słowem Roku 2024 przez przez brytyjski słownik Collinsa, a sama płyta zaraz znajdzie się w czubie wszystkich podsumowań końcoworocznych. Tymczasem my odnaleźliśmy wywiad z artystką, którego udzieliła nam przy okazji wizyty w Warszawie po premierze Charli.
Arttykuł pierwotnie ukazał się w listopadzie 2019 roku
Zmęczona?
Zmęczona! To dopiero połowa mojej europejskiej trasy. Ale bawię się świetnie i bardzo się cieszę, że spotykam tylu moich fanów.
Były jakieś szaleństwa?
Po każdym koncercie spotykam się z fanami, ale na meet-and-greet w Grecji jeden chłopak przyniósł do podpisania butelkę z prochami swojej matki, a inny irygator. To było trochę przerażające. Zobaczymy, co wydarzy się dzisiaj.
Porównując twoje albumy studyjne, na True Romance jesteś romantyczna, na Sucker bezkompromisowa, a na Charli... emocjonalnie obnażona?
Tak, to całkiem niezłe podsumowanie moich produkcji. Widać, że zrobiłaś porządny research.
Ale też Charli jest – może nieco uogólniając – bezpieczniejszą propozycją w porównaniu do twojego ostatniego mixtape’u, Pop 2. Za to mocniej się tu otwierasz.
Myślę, że Charli oferuje bardzo szeroki wachlarz brzmień. Nie powiedziałabym, że ten album jest mniej eksperymentalny od Pop 2, biorąc pod uwagę Click czy Shake It. Po prostu chciałam, żeby Charli było odkrywaniem tego, jaką jestem osobą i artystką.
W jednym z wywiadów wyznałaś, że doświadczasz synestezji, łączenia dźwięku z kolorem. W jakich barwach opisałabyś Charli?
Uważam, że to duże spektrum kolorów. Czuję, że to produkcja we wszystkich barwach tęczy, głównie ze względu na kolaboracje, każdy artysta dodał od siebie inny kolor.
Właśnie, powiedz mi coś więcej o współpracach na ostatnim albumie, muszę przyznać, że są dosyć zaskakujące: od Lizzo, przez Tommy’ego Casha, aż po Sky Ferreirę i Christine and the Queens.
Dla mnie to nie było zaskakujące, bo znam ich wszystkich od dłuższego czasu. Tommy pojawił się też na Pop 2, więc uznałam, że to dobry pomysł, żeby kolejny raz nawiązać z nim współpracę. Obydwoje tworzymy z wieloma osobami z wytwórni PC Music, dogadujemy się pod względem muzyki, stylu i wizuali, on po prostu bardzo mnie inspiruje. Ze Sky też znamy się długo, ale to pierwszy raz, kiedy nagrałyśmy wspólny numer, choć swoje pierwsze albumy tworzyłyśmy z mniej więcej tymi samymi producentami.
Macie dosyć podobne style.
Pod względem naszych pierwszych albumów – tak, ale teraz już trochę mniej. Zawsze chciałam z nią pracować, bo uważam, że też jest wyjątkowa i robi muzykę po swojemu. To łączy wszystkich, którzy pojawili się na Charli – to są osoby, które osiągnęły sukces dzięki temu, że za nikim nie podążały, oni kierują się swoim instynktem, są kreatywni i tworzą swoją własną przestrzeń w muzyce. I to mnie inspiruje.
Po przesłuchaniu twoich najnowszych kawałków, między innymi White Mercedes czy nawet 1999, można odnieść wrażenie, że masz słabość do popowych ballad rodem z lat 90-tych.
Nie nazwałabym 1999 balladą, ale zdecydowanie nawiązuję tam do lat 90. Nie wiem, po prostu uznałam, że to będzie fajne i nikt poza mną tego nie zrobi.
W jednym ze swoich wywiadów zapytana o artystę, z którym poszłabyś na kawę, wskazałaś na Iggy’ego Popa. A gdybyś mogła nagrać piosenkę z jakimkolwiek muzykiem, kogo byś wybrała?
To naprawdę śmieszne, że wybrałam akurat jego. Uwielbiam go, ale wydaję mi się, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć i walnęłam coś w stylu – okej, Iggy Pop. Co do takiej współpracy, to to się stale zmienia, ale pewnie czternastoletnia ja postawiłaby na Britney.
Tak myślałam. Zastanawia mnie ile z tego szaleństwa, dystansu do siebie, czy niedoskonałości jest kreacją? Ile Charlotte jest w Charli XCX?
To naprawdę jedna i ta sama osoba. Żaden image. Nikt nawet nie nazywa mnie Charlotte. Jestem Charli XCX.
Ale bardzo różnisz się od tych wszystkich gwiazd popu.
Zdecydowanie i myślę, że ta cała sztuczność tak naprawdę nie działa i trzeba postawić na to, jaki jesteś naprawdę.
Porozmawiajmy o netfliksowej serii dokumentalnej, w której występujesz. Premiera I’m With the Band: Nasty Cherry zbliża się wielkimi krokami.
Tak, serial opowiada o tworzeniu zespołu Nasty Cherry. Dwie dziewczyny są ze Stanów, dwie z UK i chodzi o to, żeby pokazać ich początki w girlsbandzie, wydawanie ich pierwszych piosenek, próby, występy na żywo. To ich bardzo osobista podróż z błędami, sukcesami, kłótniami i procesem twórczym. To głębokie zanurkowanie w to, jak być w zespole i jak odnieść sukces. Wiesz, o co chodzi, ludzie stają się sławni po tym, jak śpiewają na YouTubie, Instagramie, SoundCloudzie, w programach telewizyjnych... Jest tyle dróg i uznałam, że fajnie będzie skorzystać z tej platformy i pokazać, jak powstaje taki zespół. I to nie tylko pod względem muzycznym, ale ze strony ludzi. Jestem bardzo dumna z tego projektu i chciałabym zobaczyć coś takiego na początku swojej kariery, będąc nastolatką, żeby upewnić się w tym, co robię.
A czy po tym doświadczeniu chciałabyś wystąpić w jakimś filmie? Rozpocząć karierę aktorską?
Nie, nie jestem dobrą aktorką. Występuję w tej serii, ale nie gram tam żadnej roli. Nie potrafię grać, nie obchodzi mnie to. Odnalazłabym się w produkcji kolejnych seriali, interesuje mnie też reżyseria, ale aktorstwo – nie. Nie nadawałabym się do tego.
Komentarze 0