Z roku na rok kluby sportowe prześcigają się w kreatywnych formach komunikacji z kibicami. W produkcję spotów promocyjnych potrafią być zaangażowane zewnętrzne firmy czy studia. W realiach Polski często musi wystarczyć niewielka grupa osób. Świadomość troski o budowę dobrego wizerunku i komunikacji z kibicami w polskim sporcie jest jednak coraz mocniej zauważalna. W całej układance nieco z boku stoją zespoły siatkarskie, a w szczególności drużyny TauronLigi.
W ostatnich tygodniach furorę nie tylko w Polsce, ale i za granicą, robił film Wisły Płock. Na łamach naszej strony Pawłowi Grabowskiemu o nietypowej formie komunikacji przedłużenia kontraktu Piotra Tomasika poprzez nawiązanie do słynnej gry Grand Theft Auto opowiadał dyrektor marketingu zespołu, Michał Łada.
Teraz newonce.sport o okolicznościach powstania materiałów Grupa Azoty Chemika Police opowiada media manager zespołu, Rafał Kuliga. Aktualny mistrz Polski siatkarek w ostatnim czasie zasłynął niecodziennymi pomysłami na przedstawienie nowych zawodniczek. Prezentacje Marii Stenzel poprzez nieudaną transmisję na żywo czy Martyny Czyrniańskiej w grze The Sims nie są pierwszymi próbami wyjścia klubu z województwa zachodniopomorskiego przed szereg w TauronLidze.
Michał Winiarczyk: Ile osób było zaangażowanych w ostatnie produkcje Chemika?
Rafał Kuliga (media manager Grupa Azoty Chemika Police): Przypominam, że mamy do czynienia z siatkówką. Pomimo że osiągamy największe sukcesy w polskich sportach zespołowych, to jednak organizacyjnie znajdujemy się daleko za piłką nożną. Odpowiadając na pytanie, dział do spraw mediów składa się z jednej osoby – mnie. Jestem odpowiedzialny za wszystko, od etapu kreatywnego, wymyślania koncepcji poprzez realizację i montaż skończywszy na publikacji w mediach społecznościowych. Klub nie jest zainteresowany zatrudnieniem dużej firmy zewnętrznej.
Czyli z nikim pan nie konsultuje projektów?
Zgadza się. Każdy etap prac spoczywa tylko i wyłącznie na mnie.
Skąd biorą się pomysły na niecodzienne prezentacje zawodniczek?
Wiąże się to z kreatywnością. Czasami proces powstania koncepcji jest mniej lub bardziej przyjemny. Przeglądając Internet coś potrafi samo wpaść do głowy. Gorzej jak nic przychodzi na myśl. Wtedy trzeba mocno kombinować. Nie znaczy to, że projekt z góry skazany jest na żałobę.
Przykładowo, projekt prezentacji Marii Stenzel, który moim zdaniem wyszedł całkiem fajnie, rodził się w męczarniach. Nie było tak, że pomyślałem sobie: O, zaprezentujemy ją tak i tak. Siedziałem i główkowałem, co tu można stworzyć. Metodą prób i błędów udało się wykreować ciekawy koncept. Na drugim biegunie znajduje się film ogłaszający transfer Martyny Czyrniańskiej. Pomysł przyszedł o wiele szybciej i naturalnie. W głowie łatwo złączyłem fakty i błyskawicznie powstał zarys.
Jak wygląda współpraca z siatkarkami w tej kwestii?
Muszę przyznać, że nieźle. Wiele pomagają dotychczasowe materiały. Siatkarki to internetowe bestie, uważnie śledzą media społecznościowe. Zapamiętują dobre filmy, przez co później, gdy się z nimi pracuje, to można liczyć na zaangażowanie. Namówienie do projektu nie jest jakoś specjalnie trudne. Szkopuł tkwi w tym, by otworzyć daną zawodniczkę przed kamerą. Żeński volley nie jest mocno popularny. Siatkarki to nie Robert Lewandowski, który nagrał pewnie ze sto reklamówek w przeciągu roku i jest przyzwyczajony do kamery. Niektóre mają jednak ukryty talent. Przykład stanowi Martyna Grajber, ona jest naturszczykiem w tej kwestii. Nagrywanie z nią spotu promującego Ligę Mistrzyń było przyjemnością. W mig pojmowała moje instrukcje, a cała operacja przebiegła błyskawicznie. Podobnie było z Marysią, lecz tutaj panowały inne okoliczności.
Dzień, w którym nagrywaliśmy spot był pierwszym naszym spotkaniem. Proszę sobie wyobrazić sytuację. Ni stąd, ni zowąd przychodzę i mówię: „Cześć Marysia, nagrywamy wideo. To będzie scena, podczas której robisz live na Instagramie, w pewnym momencie tracimy połączenie, a ty notujesz wpadkę”. Musi pan przyznać, że nie widząc nagrania, posiłkując się samą opowieścią, brzmi to dziwnie. Marysia mogła tylko otworzyć szeroko oczy i zacząć zastanawiać się: o co temu facetowi chodzi? Finalnie wszystko jednak skończyło się pomyślnie.
Filmy Chemika cieszą się dużą popularnością? Można powiedzieć, że „żrą”?
Jeśli mowa o kreatywnych produkcjach, to nie ma co ukrywać, są bardzo dobrze odbierane. Gdy do ciekawego pomysłu dołożymy solidne wykonanie, to wtedy widać po liczbach, że nie brakuje widzów. Portalem, który najbardziej docenia te treści jest Twitter. Oprócz pomysłu ludzie mocno doceniają również aspekt marketingowy i fakt, że Chemik przykłada do tych spraw dużą wagę. W klasyfikacji żeńskich klubów najprawdopodobniej „klikamy” się najlepiej w Polsce. Wciąż nie mamy jednak prawa konkurować z klubami PlusLigi. Więcej osób śledzi ich profile, nawet jeśli często nie tworzą ciekawego contentu.
Czy obserwując inne kluby TauronLigi zauważa pan rosnącą świadomość dbania o promocję i marketing?
Trzeba żyć nadzieją, że zespoły zaczną w końcu dostrzegać potrzebę przykładania wagi do tych kwestii. Nie ogranicza się to tylko do ligi kobiet. W PlusLidze czy reprezentacji Polski też powinno być lepiej. Spójrzmy na piłkarską kadrę i kanał „Łączy nas piłka”. Siatkówka jest nie tyle daleko, ile lata świetlne za futbolem w aspekcie zarządzania mediami.
Czy widzę progres? Powiedzmy, że wszystko toczy się ślimaczym tempem. Oczywiście, sam mam głowę pełną pomysłów i marzeń na stworzenie większego działu w Policach. Realia są jednak bezwzględne. Cieszę się, że i tak jestem w stanie jednoosobowo zdziałać aż tyle. W niektórych klubach odpowiedzialność za media spoczywa na przykład na studencie, którego znajomość Photoshopa ogranicza się do krótkich lekcji na zajęciach. Wszystko sprowadza się do pieniędzy. Jeśli zespoły nie przeznaczają odpowiednich środków na ten cel, to nie oczekujmy powalających efektów. Na dziś widzę, że parę klubów próbuje iść do przodu, ale mowa tu o małej skali. W odpowiednich proporcjach możemy przełożyć sytuację z TauronLigi do PlusLigi i reprezentacji. W siatkówce jest ogromne pole do działania. Pozostaje pytanie, czy zrozumiemy, że z miesiąca na miesiąc media społecznościowe to coraz ważniejsza forma komunikacji z kibicami. Być może już najważniejsza.
Niejednokrotnie słyszałem głosy w żeńskiej siatkówce, że Chemik może pozwolić sobie na rozbudowane działania w mediach społecznościowych, bo ma najwięcej pieniędzy.
Jestem pewien, że masa osób w Polsce myśli, że klub zatrudnia zewnętrzną firmę marketingową. Obalam ten mit. Prawda jest taka, jaką przedstawiłem na początku rozmowy – cały dział to ja. Wydaje mi się, że inne kluby TauronLigi również stać na zatrudnienie jednej osoby. Jeśli okaże się wartościowa, to na pewno zrobią marketingowy krok do przodu, bo patrząc na obraz całej ligi, nie potrzeba do tego rozbudowanego zespołu.