Chętni na słabe granie na żywo? Pójdźcie na koncert jednego z tych amerykańskich raperów!

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
carti.jpg

Hip-hop zmienia się cały czas, ale jedno pozostaje problemem, czyli występy na żywo. Pomijamy spóźnialstwo, gadulstwo między kawałkami czy ogólne gwiazdorzenie – jeśli to się zdarza, ale koncert jest dobry, to łatwo wybaczyć te wykroczenia. Gorzej, jeśli występ jest nijaki lub wprost koszmarny.

Łatwo zrzucić winę na mumble raperów, ale przecież nawet dekadę temu po internetowych forach krążyły opowieści o kiepskich koncertach legend. Warto jednak zauważyć, że dzisiaj koncerty służą głównie do wspólnego krzyczenia/śpiewania tekstów, względnie do mosh pitów, stąd ogromna popularność grania z backing trackiem, który śmiało można nazwać playbackiem.

Skompilowaliśmy listę (i na bazie własnych doświadczeń, i przekazów wideo) raperów, którzy kompletnie nie radzą sobie na żywo. Nie znaczy to, że na ich koncercie będziecie bawić się źle, w końcu wystarczy trochę używek i grono znajomych, żeby było lepiej. Tak samo nie odbiera to nic z dorobku studyjnego delikwentów – patrzymy tylko na poziom wykonania na żywo. Dzisiaj zabieramy się za raperów z USA, ale kto wie, może przyjdzie i czas na tych polskich...

1
Future

Jeszcze świeżo otwarta rana. Na tegorocznej Primaverze mogliśmy iść na koncert Rico Nasty, a wybraliśmy purpurowego czarodzieja, który zawiódł na całej linii – stracił głos po niecałych dwóch utworach (w trakcie gadki, nie rapowania!), był niemrawy i leciał z playbackiem, który przekrzykiwał wyłącznie jego hypeman, a sam Future czasem coś pomamrotał do mikrofonu. I kiedy nawinął jeden cały utwór i zapowiedział: teraz zaczyna się prawdziwy show, pojawiła się nadzieja, którą szybko zgasił kolejny playback z hypemanem. Unikać za wszelką cenę!

2
Playboi Carti

Słowami Pusha T: kiedy ludzie przychodzą na twój koncert, to musisz to uszanować i nie grać z mp3, tylko dać im coś w zamian. Carti – i wiele innych młodych gwiazd hip-hopu – wychodzi z założenia, że wykonywanie utworów nie musi być częścią koncertu. Wystarczy puścić hity i coś pokrzyczeć, ludzie i tak będą żywo reagować. I tak, jak uwielbiamy Die Lit, tak koncert Cartiego to ciężkie przeżycie, złożone z krzyku, przesteru i empetrójek. No chyba, że idziecie w mosh pit - wtedy bawcie się dobrze i bezpiecznie!

3
A$AP Rocky

Na większe koncerty Rocky zabiera nawet instrumentalny zespół. Co z tego, skoro ścieżki wokalne to playback? Niestety, poziom rapowych koncertów upadł tak nisko, że Flacko wciąż wypada w miarę porządnie, mimo darcia japy pod mp3. Działają tu hity, ale kiedy otrząśniemy się z magii przebojów, pozostaje zawód. Dość zabawne i ironiczne, że hip-hop przejął wiele składników muzyki metalowej – mosh pity, poziom energii na koncertach, od jakiegoś czasu elementy wizualne – ale zignorował podstawowy fakt: to muzyka oparta na rzemiośle. Czy mamy wrócić do czasów rozliczania raperów za umiejętność freestyle'u na żywo? Nie, ale przydałoby się choć trochę wysiłku z ich strony. Przy okazji - jesteśmy z Rocky'm, to, co spotkało go w Szwecji, nie powinno mieć miejsca!

4
Blueface

Do samego rapera nie mamy nic – dla jednych jego offbeat jest nie do przyjęcia, dla nas jest po prostu ok. Ale autor Thotiany to kolejny zwolennik playbacku, który używa interakcji z publicznością jako substytutu nawijania. Fajnie, że ludzie znają twoje teksty, ale czy ty sam potrafisz je zapodać na żywo? Najwyraźniej nie. Co ciekawe, elementarnym źródłem hype'u na kontrowersyjnego MC z Kalifornii były jego spontaniczne koncerty pod szkołami. Chyba coś nam umyka...

5
DOOM

Zamaskowana legenda znalazła się w tym zestawieniu nawet nie przez swoje kiepskie występy. O nie, DOOM – jak na oryginała przystało – ma inny zestaw problemów. Raper często wysyłał na scenę… swojego sobowtóra. Czasami nawet nie dbał o fizyczne podobieństwo. Być może to pewnego rodzaju artystyczna instalacja, ale my podejrzewamy zwykły brak szacunku do publiczności. Jeśli kiedykolwiek trafi Wam się koncert DOOM-a, to trzymajcie kciuki, żeby na scenę wyszedł on, a nie jakiś przypałowiec w masce.

6
Lil Uzi Vert

Do Uziego czujemy tylko sympatię, szczególnie, że kariera w branży muzycznej mocno go wytargała i wrzuciła w ramiona depresji. Niestety, przekłada się to na jego występy na żywo. Sympatyczna postać z anime udająca rapera jest zazwyczaj nieobecna – czy to dosłownie (jak z jego ostatnią europejską trasą, odwołaną bez podania powodów), czy w przenośni. Playback jest przerywany urywkami wersów lub zaśpiewami, sporadyczny krzyk wywołuje ekstazę tylko wśród największych fanów i fanek. Uziemu życzymy znalezienia nowej radości z muzyki, to młody chłopak i chcielibyśmy widzieć dalszy rozwój jego kariery.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.