Ci ludzie stworzyli jeden z kamieni milowych nowojorskiego rapu. Przypominamy losy Gravediggaz

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Gravediggaz-02-mika.jpg
fot. archiwum artystów / Wikipedia

Skąd wzięła się ksywka RZA? Który oldschoolowy skład wyglądał jak współczesny Mob czy Klan i czy naprawdę był największą inspiracją dla Kalibra 44? Przedstawiamy autorów pionierskiego 6 Feet Deep - nieco zapomnianych dziś Gravediggaz.

W 1994 roku ukazał się jeden z najważniejszych, a jednocześnie najczęściej pomijanych krążków złotej ery hip-hopu. Album, który zdefiniował pojęcie supergrupy, stał się krokiem milowym dla rozwoju nurtu znanego jako horrorcore i swoją estetyką o lata świetlne wyprzedził kolejne dekady rapu.

Raperzy na bezrobociu

Prince Paul jest jednym z pionierów brzmienia 90'sowego boom-bapu. Talkin All That Jazz Stetsasonic to kamień węgielny pod mezalians rapu z jazzem. A bity, które Paul Huston wyprodukował na debiutancki album De La Soul 3 Feet High and Rising stworzyły fundament pod nadejście surowego, acz rozbujanego funku schyłku millenium. W 1991 roku De Las zaliczyli już jednak spadek popularności związany z mieszanym przyjęciem ich drugiego albumu, a zmagający się z depresją beatmaker opuścił szeregi Tommy Boy Records.

Być może w drzwiach biura tego hegemona ówczesnego rynku fonograficznego spotkał Roberta Diggsa - znanego wówczas jako Prince Rakeem. Był niezbyt popularnym rapującym lowelasem, którego sztuczny image zaczął właśnie uwierać. Kiedy obaj ci bezrobotni hip-hopowcy postanowili nagrać coś wspólnie, późniejszy mózg operacji znanej pod kryptonimem Wu-Tang Clan przyjął alias RZA-rector, a Prince Paul - Undertaker. Do składu dołączył również inny MC ze Stetsasonic - Frukwan i kolejny wyrzucony z Tommy Boy odszczepieniec - Poetic. Pierwszy nazwał się The Gatekeeper, drugi The Grym Reaper. Wspólnie postanowili wykopać dół pod truchło dogorywającego na ich oczach, coraz bardziej komercjalizującego się rapu.

Sześć stóp pod ziemią

Nad swoim debiutanckim albumem pracowali jednak nieco zbyt długo. Kiedy wreszcie ukazał się w 1994 roku, cała scena bujała się już do hitowych, acz popartych mocnym street-credem produkcji z logo Bad Boy Records. Wu-Tang Clan przeprowadzili swoich słuchaczy przez 36 komnat Staten Island, Nas wyłożył kodeks nowojorskich ulic na Illmatic i oczy środowiska na powrót były zwrócone w kierunku Wschodniego Wybrzeża. W międzyczasie Geto Boys zaprezentowali swoją wizję grozy wiszącej nad (afro)amerykańskimi dzielnicami nędzy, Big L mianował się synem szatana a Gravediggaz - pomimo raczej pozytywnych recenzji i w miarę niezłej sprzedaży swojego pierwszego albumu - nie spotkali się z przyjęciem, którego oczekiwali. Jak później wspominał Prince Paul - nomen omen - zwłoka ta wynikała z przepraw z potencjalnymi wydawcami materiału (zaawansowane rozmowy prowadzono m.in. z należącym do Eazy’ego E labelem Ruthless Records) i nacisków, jakie finalnie wybrana w tym celu oficyna Gee Street wywierała na nich w kontekście nazwy albumu.

27 lat po premierze płyty, której początkowy, równie kontrowersyjny jak genialny tytuł Niggamortis został finalnie zastąpiony mniej chwytliwym 6 Feet Deep, nie sposób jednak docenić jej autorskości, progresywności i tego, jak współczesna wydaje się z dzisiejszej, newschoolowej perspektywy.

Narkotyki twarde, narkotyki miękkie, narkotyki al dente

Poczynając od okładki, której czarno-biały, chuligański sznyt równie dobrze sprawdziłby się dzisiaj, zdobiąc któreś wydawnictwo A$AP Mobu, przez śpiewne, wyjące flow nagrywających ten album MC’s, aż po spływające krwią, czarnym humorem i społecznym zaangażowaniem tematy wypełniających go numerów 6 Feet Deep zdaje się wciąż niesamowicie aktualnym krążkiem. Weźmy na warsztat choćby singlowy numer 1-800 Suicide, rockową wręcz w swoim spowolnionym szlifie balladę o samobójstwie, gdzie Grym Reaper wykłada bolączki zaślepionych konsumpcją, bogatych dzieciaków w tak celnych - i dzisiejszych - linijkach jak: Hey, you, little rich kid, what's your beef? / Come and tell the Grym Reaper all of your grief / You asked for a Benz and you only got a Jeep / Your pop's got ends, but yo, he's mad cheap.

Lecimy dalej - Defective Trip (Trippin), którego sam tytuł już jest bardzo współczesny. A psychodeliczny, gitarowy riff podebrany Johnowi Ussery i narkotykowa tematyka zwrotek, w których obok trawki przewijają się klej, PCP i tiopental, dodatkowo sprawia, że spokojnie mógłby trafić na krążek któregoś aktualnie modnego MC z rubieży Południa. 2 Cups of Blood i Bang Your Head to natomiast numery wprost stworzone pod rozkręcanie koncertowych młynów i zderzania ze sobą ludzkich ścian śmierci, a ich metalowy posmak nie wynika jedynie z turpistycznych, slasherowych tekstów. To swoją drogą dobry moment, żeby zatrzymać się na chwilę przy instrumentalnej stronie tego horrorcore'owego opus magnum - bity, które sklecili nań RZA, Frukwan, Mr Sime i - przede wszystkim - Prince Paul były z jednej strony surowe, a z drugiej - chwytliwe, ze swadą korzystające z westocastowych patentów, ale do cna nowojorskie, eklektyczne, spójne i po dziś dzień zupełnie osobne.

Nic dziwnego więc, że Gravediggaz prędko stali się ulubionym zespołem raperów, producentów i wszelkiej maści innogatunkowych twórców. Na wspólną EP-kę namówił ich Tricky (z którym ponoć długo zastanawiali się, czy cokolwiek nagrać, gdyż na jednym ze zdjęć zobaczyli go ubranego w… sukienkę), do inspiracji ich twórczością przyznawali się członkowie Odd Future i Death Grips, a sample z 6 Feet Deep pojawiły się między innymi na albumie To Pimp a Butterfly Kendricka Lamara. I choć w Polsce istnieli zawsze w kontekście Wu-Familii, to ich dokonania są zupełnie autonomiczne i ważniejsze niż dyskografie właściwie wszystkich reprezentantów drugiego szeregu Shaolin. Szczególnie ich pierwszy krążek - do którego wydźwięku i statusu kolejne dwa: tylko i aż dobry The Pick, The Sickle and The Shovel i wydany po śmierci Poetica miałki Nightmare in A-Minor nigdy nie doszlusowały - zasługuje na przypomnienie nie tylko w 25. rocznicę swojej premiery. Mimo tego, że Abradab odżegnywał się w wywiadzie dla Red Bulla od tego, że debiutancki album Kalibra 44 był zainspirowany 6 Feet Deep, mieli bowiem nieco racji ówcześni dziennikarze muzyczni, rozpisujący się nad tym, jaki wpływ mieli ci pierwsi grabarze rapu na język wypowiedzi Zakonu Marii.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.