Cztery drużyny w lidze angielskiej zatrudniły przed startem nowego sezonu nowych menedżerów. Czasu na poprawki mają wyjątkowo niewiele – między końcem Euro a początkiem rozgrywek Premier League jest tylko miesiąc i nie wszyscy mają do dyspozycji pełną kadrę. Sprawdzamy, co czeka menedżerów w nowych klubach i przed jakimi stoją wyzwaniami.
Zmiany menedżerów w Premier League to codzienność. Może niekoniecznie dokonują się one przed sezonem – przed rozpoczęciem poprzedniego nie zmieniło się chociażby nic pod tym względem – ale już w trakcie rozgrywek owszem. W sezonie 2020/21 trenerów zwalniały kolejno West Brom, Chelsea, Sheffield United i Tottenham. W Watfordzie, który awansował z Championship, zatrudniono ponadto Xisco.
Przed pandemią ruch bywał większy. Sezon 2019/20 to trzy zmiany przed sezonem i siedem kolejnych w trakcie. Wcześniejszy to cztery przed sezonem i sześć kolejnych w trakcie. Przemiał jest więc duży. Wystarczy powiedzieć, że Ole Gunnar Solskjaer to dziś menedżer, który jest w górnej części zestawienia najdłużej pracujących w swoim klubie w Premier League. Już pięć lat robi się wiecznością – pracującego od października 2015 roku Jürgena Kloppa wyprzedza tylko Sean Dyche w Burnley.
Piłka to dziś bezduszny biznes i nowy trener musi szybko „dostarczać”. Inaczej momentalnie pojawiają się wątpliwości. Sprawdzamy więc, jakie wyzwania czekają przed czwórką, która zaczyna latem pracę w nowych klubach. Kolejność według miejsc w tabeli w poprzednim sezonie.
TOTTENHAM
Długo to wszystko trwało, ale ostatecznie Spurs mają nowego menedżera. Dziwne to były poszukiwania – bazując na wiarygodnych medialnych źródłach zaczęło się od chęci zatrudnienia Juliana Nagelsmanna lub Hansiego Flicka, później pojawił się temat Antonio Conte, następnie przemknął przez klub Paulo Fonseca, już niemal zatrudniony, a gdy temat się wysypał, Tottenham zaczęto łączyć z Gennaro Gattuso. Ten wątek szybko jednak upadł.
Wiadomo było, że dużą rolę w zatrudnieniu nowego menedżera odegra nowy dyrektor sportowy Fabio Paratici i wybór padł na Nuno Espirito Santo. Po początkowych przymiarkach entuzjazm u kibiców nie był zbyt duży, ale biorąc pod uwagę końcowe miotanie się, mogło być chyba gorzej. Szczególnie, że Paratici od razu dał Portugalczykowi mocne wotum zaufania, mówiąc, że brał pod uwagę zatrudnienie go już w Juventusie.
Nuno zna dobrze realia Anglii i pracował już w dużych klubach. Z Valencią i z Porto trofeów nie zdobywał, ale grał chociażby w Lidze Mistrzów. Z Wolverhampton następnie wygrał Championship, zajął dwa z rzędu siódme miejsca w Premier League i doszedł do ćwierćfinału Ligi Europy, nim w minionych rozgrywkach z wielu przyczyn, w tym masy kontuzji, Wilki cieniowały. Espirito Santo sam miał problemy osobiste, nie mógł widzieć się z rodziną i wiosną wyglądał jak cień siebie, dlatego Tottenham ma mu dać świeży start i nowe wyzwania.
Główne pytanie dotyczy przyszłości Harry'ego Kane'a. Od tego, czy Anglik zostanie, zależy w największym stopniu gra Spurs. Na razie ma Kane ma wolne po Euro, ale mówi się, że będzie w swoich żądaniach nieugięty i będzie chciał odejść. NES ma na razie związane ręce, bo na pewno chciałby oprzeć na nim swój system. Ten system to znane z Wolverhampton 3-4-3, gdzie Kane grałby na szpicy, ale miałby nadal pozwolenie na to, by się cofać. Obok niego w linii ataku Heung-min Son ma pewne miejsce, a o pozostałą pozycję będzie rywalizacja. Być może do formy wróci Dele Alli? Takie ustawienie, gdy może wchodzić w pole karne i raz rozgrywać, a raz być jak napastnik, powinno mu przecież służyć, mając w pamięci bardzo dobrą formę sprzed kilku lat.
Wydaje się również, że u nowego menedżera odżyć może Matt Doherty, który błyszczał u Nuno w barwach Wilków, a na drugim wahadle szansę powinien dostać Ryan Sessegnon. Portugalczyk zawsze stawia też na mocny środek pola i dwie ciężko pracujące szóstki, dlatego znakomicie trafił z Pierrem-Emilem Hojbjergiem po znakomitym Euro oraz z Tanguyem Ndombele. Znakiem zapytania pozostaje obrona. W poprzednim sezonie Spurs często ją zmieniali i trudno było o zgrany duet stoperów, a teraz przecież nowy menedżer będzie chciał postawić na tercet. Nic dziwnego, że klub szuka środkowego obrońcy. Wymieniało się nazwisko Julesa Kounde.
Tak czy inaczej Nuno Espirito Santo ma przed sobą zadanie, którego efekty oceniać będziemy raczej za dwa lub trzy lata niż już po roku – szczególnie, jeśli straci Kane'a. Tottenham potrzebuje przebudowy, o czym Mauricio Pochettino mówił już odchodząc z klubu dwa lata temu. Czas najwyższy.
EVERTON
Mogliście już w newonce.sport przeczytać dłuższy tekst po zatrudnieniu Rafy Beniteza przez The Toffees. Od tego czasu dowiedzieliśmy się m.in., że Hiszpan próbuje sprowadzić skrzydłowych Demeraia Greya oraz Androsa Townsenda, a za darmo na ławkę przyjdzie bramkarz Asmir Begović. Skromne to początki i nieco dziwne ruchy – szczególnie coraz starszy Townsend – tym bardziej, że Everton musi raczej okroić kadrę. Ancelotti nie odsiał w tym klubie ziarna od plew, musi to zrobić Benitez.
Największy znak zapytania krąży wokół Jamesa Rodrigueza. Kolumbijczyk w sparingach już się pokazuje, ale nie brakowało głosów, że raczej w klubie nie zostanie. Benitez musi też kombinować z ofensywą – na razie Dominic Calvert-Lewin odpoczywa po Euro, a Richarlison zaraz wyfrunie na igrzyska z reprezentacją Brazylii. Everton łączony jest ponadto z Denzelem Dumfriesem, który świetnie wypadł podczas mistrzostw Europy.
Benitez ma mało czasu, by wbić piłkarzom do głów swój sposób gry, jednak można zakładać, że skupi się na defensywie. Everton tracił zbyt wiele goli i trzeba to naprawić. Może Jordan Pickford przełoży w końcu formę z reprezentacji na klub? Może Benitez zdecyduje się na wahadła? Potencjalny tercet stoperów Mason Holgate, Michael Keane i Ben Godfrey oraz boki z Lucasem Dignem i być może Dumfriesem prezentują się nieźle. Wydaje się, że to może być sezon poszukiwań i zmian. Szczególnie, że Benitez ma coś do udowodnienia w Anglii i chce spełnić wieczne ambicje fanów The Toffees.
WOLVERHAMPTON
Nie ma jednego Portugalczyka, więc jest inny. Nuno Espirito Santo przejął Tottenham, a w jego miejsce Wilki zatrudniły innego klienta Jorge'a Mendesa, więc interes się kręci. Bruno Lage (czyt: Laż) jest nowym przywódcą stada na Molineux, co zwiastuje zmiany.
Sam Lage to postać, która szybko się pojawiła i zniknęła, dlatego jest dla fanów Premier League nieznana. Obejmował Benficę w trakcie sezonu 2018/19 bez większych oczekiwań. Zespół tracił do lidera siedem punktów, a skoro była już wiosna, to mało kto liczył na tytuł. Lage na tym luzie zaczął więc... wygrywać. Zwyciężył prawie wszystkie mecze do końca sezonu, z kolejki na kolejkę zmniejszał straty i nagle jako tymczasowy trener Benfiki sięgnął z nią po mistrzostwo Portugalii. Żaden trener nie miał takiego wjazdu do ligi.
Następny sezon też zaczął się mocno, bo od 5:0 w superpucharze ze Sportingiem, ale to był ostatni efektowny podryg Lage'a w Benfice. W Lidze Mistrzów zawiódł – zajął trzecie miejsce w grupie z Zenitem, Lyonem i Lipskiem. Spadł do Ligi Europy, ale tam wiosną potknął się już na pierwszej przeszkodzie i odpadł z Szachtarem Donieck. Zaczęło się też psuć w lidze. Benfica do końca stycznia wygrała 18 meczów i przegrała raz. Potem przyszły problemy – do czasu przerwania rozgrywek przez pandemię Benfica zdobyła pięć punktów w pięciu meczach, a po wznowieniu zaczęła identycznie. Zryw na finiszu niczego już nie zmienił, mistrzem zostało Porto, a Lage stracił pracę z łatką „one-season wondera”.
W Wolverhampton czeka go trudne zadanie. Poprzedni sezon faktycznie był słabszy, ale poprzednik wypracował z tą grupą piłkarzy duże zrozumienie i postawił mocne fundamenty. Lage z częścią z nich zerwie – do tej pory preferował system 4-4-2, co dla Wilków oznaczałoby zerwanie z charakterystycznymi wahadłami. Na pewno Lage nie jest trenerem nastawionym na defensywę. Czego by nie mówić o jego pracy na Estadio da Luz, to trzeba powiedzieć, że tamta Benfica grała efektowną piłkę. W klubie liczą też, że pozwoli Raulowi Jimenezowi na powrót do strzeleckiej formy, a także sprowadzono już Trincao. Ponadto Lage ma rozwinąć młodych Portugalczyków takich jak Pedro Neto, Vitinha czy Fabio Silva.
CRYSTAL PALACE
Największy plac budowy w Premier League. Wraz z końcem poprzedniego sezonu z Crystal Palace żegnał się Roy Hodgson, a ponadto aż 16 piłkarzom kończyły się umowy i do tego dochodzili jeszcze gracze, którym kończyły się wypożyczenia. Jeśli do tego dodamy fakt, że są piłkarze wracają do Londynu z wypożyczeń (m.in. dzięki temu możecie w tej chwili wybrać do składu w Fantasy Premier League Jarosława Jacha!), to robi się tłok jak na dworcu.
Nad tym wszystkim zapanować ma Patrick Vieira. Nie trzeba go nikomu przedstawiać jako piłkarza, ale trenerska kariera Francuza nie jest powszechnie znana. Na pewno nie jest tak, że pracę dostał za nazwisko. Do tej pory Vieira pracował samodzielnie w New York City FC, bo pierwsze kroki jako szkoleniowiec stawiał w młodzieżowych grupach Manchesteru City i dlatego zaczynał od jednej z drużyn w City Group. Z MLS przeskoczył przed sezonem 2018/19 do Ligue 1. Tam z Niceą zajmował kolejno 7. i 6. miejsce, a w minionym sezonie został zwolniony, gdy klub był na 11. pozycji. Przyczyniła się do tego fatalna postawa w Lidze Europy – OSG Nice grało w grupie ze Slavią Praga, Bayerem Leverkusen i Hapoelem Beer-Szewa i pod wodzą Vieiry wygrało jeden mecz, a przegrało cztery. Vieira poleciał ze stanowiska 4 grudnia po serii pięciu kolejnych porażek i zastąpił go Adrian Ursea.
Od tego czasu Francuz sporo czasu poświęcił wizytom w telewizji – był m.in. ekspertem stacji ITV na Euro 2020 – i przypominał się Anglikom. Mówił o tym, że chciałby kiedyś pracować w Premier League, zapewniał, że stawia na futbol ofensywny i otwarty i to najwyraźniej skusiło szefów Crystal Palace.
Na Selhurst Park Vieira zastaje wciąż jeszcze Wilfrieda Zahę, ale nie może korzystać z kontuzjowanego Eberechiego Eze. Widać jednak, że klub idzie w stronę młodości. Z Chelsea pozyskał stopera Marca Guehiego, za którym udane wypożyczenie do Swansea, jest także Michael Olise z Reading. Mowa o 21- i 19-latku. Ze starej gwardii kończący się kontrakt przedłużyli James McArthur, Christian Benteke oraz Joel Ward i raczej tego samego można oczekiwać od Patricka van Aanholta. Pozostałe ruchy to duża niewiadoma, podobnie jak próba zaszczepienia przez Vieirę ofensywnej filozofii. Już przed nim zdążył się na tym sparzyć Frank De Boer, który majstrował z taktyką i systemem, ale być może będzie teraz inaczej, szczególnie, że Holender wyłożył się na relacjach międzyludzkich. Zobaczymy, jak będzie tym razem, ale na razie Crystal Palace to duża niewiadoma nadchodzącego sezonu Premier League.