Nasser al Khelaifi lubi powtarzać, że gdyby dziś piłka stanęła w miejscu, PSG i tak dalej trzymałoby się mocno, bo to marka warta miliardy. Katarczycy przebierają w ofertach, ale wbrew temu, co szepcze program „El Chiringuito”, nie zamierzają wyprowadzki. Plac budowy za chwilę ruszy na nowo. Do pięknej marki przydałoby się jednak jeszcze przejrzyste i mające ręce i nogi zarządzanie.
Ten jęk rozczarowania jest z nimi nieustannie. Był w 2017 roku, gdy Barcelona zrobiła remontadę i w trzy minuty rozsmarowała paryżan po murawie. Był też dwa lata później, gdy Manchester United wykorzystał rozstrzygającego karnego w 94. minucie. Presnel Kimpembe do dziś nie może pogodzić się z ręką po strzale Diogo Dalota. Ale to się w Paryżu zdarza notorycznie: w ciągu ostatnich sześciu lat cztery razy odpadali w 1/8 finału. Przedziwny zwrot akcji w marcowym dwumeczu z Realem nie był niczym nowym.
W PSG nie chciano wtedy głośno mówić o rewolucji. Zaprzeczono jedynie doniesieniom o chęci sprzedaży klubu zaraz po mundialu w Katarze i skierowano narrację na walkę o mistrzostwo Francji. Klub przyzwyczaił, że w Europie wywraca się na skórce od banana, a potem odhacza tytuł w Ligue 1 i udaje, że wszystko w porządku. W niedzielę na Parc des Princes dołożono dziesiąty, historyczny tytuł, a mimo to pachniało stypą.
50 fanów Lens na trybunie Borelli śpiewało: „Jesteśmy w domu, cały Parc z nami”. Kibice gospodarzy milczeli. Rzadko zdarza się, żeby drużyna wygrywała mistrza i jednocześnie czuła się obca na własnym stadionie. Gdy Marco Verratti, zdobywca ośmiu tytułów z PSG, celebracyjne wznosił ręce ku niebu, Leo Messiego nie było już na boisku. Jako pierwszy uciekł do szatni, co też ma swoją symbolikę.
Mimo że PSG nie gra już o nic, klub nie zaplanował żadnej imprezy z okazji zdobycia mistrzostwa. Dopiero 23 maja, zaraz po ostatnim spotkaniu z Metz przyjdzie czas, by świętować, choć już teraz można spekulować, że połowa graczy wsiądzie w samoloty i poleci na wakacje, a druga huczną zabawę może zamienić w klasyczne powiedzenie sobie kilku mocnych słów.
Na razie przemówił dyrektor sportowy Leonardo, mówiąc, że tak, popełnił w tym sezonie błędy. PSG znowu wybrało blichtr i marketing zamiast twardej logiki. To klub, który latem długo dyskutował nad tym w jakiej kolejności zaprezentować nowych graczy, żeby nikt nie poczuł się urażony. Już wtedy pojawiały się głosy, że bierze graczy jak Gigi Donnarumma i Sergio Ramos, bo taka jest okazja rynkowa zamiast przemyśleć sprawę na poważnie, że 35-latek z problemami zdrowotnymi może być dla drużyny kulą u nogi. Rywalizacja Donnarummy z Navasem też nie dodała ekipie spokoju i stabilności.
Kibice mają prawo się irytować: widzą, że mimo 500 mln euro zainwestowanych przez pięć lat w Neymara, ten prochu już nie wymyśli, a na Twitchu głośno mówi, że chciałby pograć w MLS, bo ma się tam cztery miesiące wakacji. Nie był to sezon, w którym dużo szans dostawali młodzi jak Edouard Michu i Xavi Simons. Akademia PSG dalej najlepiej szkoli we Francji, szkoda tylko, że dla innych.
Przykładowy Arnaud Kalimuendo drugi raz wypożyczany do Lens powoli staje się gwiazdką ligi, ale wiadomo, że w Paryżu nie pogra, bo trzeba dać się wyszaleć nazwiskom z większym zasięgiem. Thomas Tuchel wściekły powiedział kiedyś, że w PSG nie wie, kiedy jest trenerem, a kiedy politykiem. Czasem musi być marketerem, bo temu klubowi bardziej zależy na kreowaniu ładnej bańki niż na wyniku sportowym.
Mauricio Pochettino przyznał ostatnio, że w ciągu 18 miesięcy wygrał trzy tytuły. Wstyd jednak w takim klubie wymieniać Puchar Francji i Superpuchar, bo to są rzeczy marginalne w skali aspiracji giganta. Za Tuchela wydawało się, że w końcu ten statek ma jakiś kierunek. Pochettino nie wniósł tego na inny poziom. Już w szóstej kolejce Messi nie podał mu ręki, co wskazywało, że wielkiej chemii nigdy tam nie będzie.
Cały sezon słuchaliśmy opowiastek o szukaniu tożsamości i jak najlepszym wykorzystaniu potencjału graczy. To często była jednak drużyna pchana przez Verrattiego i Mbappe — zbiór indywidualności, chwiejny na tyle, że w starciu z Realem mógł zagrać świetne 150 minut, a i tak na końcu spartaczył wszystko w 30.
Leonardo powtarza, że Pochettino ma jeszcze rok kontraktu, ale sam już od pół roku po cichu szuka następcy. Realny scenariusz zakłada, że latem obaj żegnają się z klubem i zabawa zaczyna się na nowo. Odejdą też Angel Di Maria, Julian Draxler, Sergio Ramos, Leandro Paredes oraz Mauro Icardi. Dalej toczą się negocjacje z Mbappe — ważne na tyle, że pół roku przed mundialem w Katarze, szejkowie nie mogą pokazać światu, że ktoś jest w stanie grać im na nosie.
Francuz jest dziś twarzą projektu, bohaterem młodzieży i emanacją energii, z którą PSG chce być kojarzone. Ale to ciągle jest stawianie w pierwszej kolejność na marketing. Katarczycy dopiero potem myślą jak zbudować poważne fundamenty i drużynę, która po ponad dziesięciu latach inwestowania w końcu może dać Ligę Mistrzów.
W niedzielę, zaraz po wygraniu tytułu, Neymar powiedział: „Gwizdy? Zmęczą się, mam jeszcze trzy lata kontraktu”. To pokazuje, że ta relacja nie zostanie odbudowana w miesiąc, ani dwa. Pochettino pewnie pogodził się już z tym, że kto inny latem zacznie układać klocki. Mówi się o Antonio Conte. I o tym, by koniecznie sprowadzić ofensywnego, kreatywnego pomocnika — tak by w kluczowych momentach Verratti nie musiał stawać się człowiekiem od wszystkiego.
Pewne jest to, że zostanie Nasser al Khelaifi i tutaj pojawia się problem, bo to on nadaje kierunek klubowi, a ten za rok znowu może zakręcić koło. W 2023 roku PSG pokaże światu piękny ośrodek treningowy w Poissy, ale to znowu będzie graniem wizerunkiem niż jakiś sportowy konkret.
Daniel Riolo, autor czterech książek o PSG powiedział ostatnio w RMC: „Ten model gwiazdek, byle tylko sprzedawać koszulki, już się wypalił. PSG powinno spojrzeć na siebie w lustrze, przeanalizować, co robi i zacząć działać odwrotnie. Al Khelaifi musiałby uznać swoje błędy. Już od dawna mówi się, że jeśli z nim PSG wygra Ligę Mistrzów, to równie dobrze może wygrać w Lotto”.
Komentarze 0