Bez bramki, bez numeru dziewięć, bez wielkich wrażeń artystycznych, ale Robert Lewandowski zadebiutował w barwach Barcelony i poczuł przedsmak El Clasico (1:0), bo piłkarze obu zespołów zdążyli sobie nawet skoczyć do gardeł. Z tego sparingu publika bardziej zapamięta Raphinhę, ale chęć pokazania światu Polaka była na tyle wielka, że wyszedł w pierwszym składzie kosztem awizowanego Aubameyanga. O takich sparingach mówi się, że to większa przyjemność dla trenerów przygotowania fizycznego, niż pierwszych menedżerów, ale patrząc na mobilizację polskich kibiców, budziki nastawiane na 5 rano i masowy entuzjazm, obserwujemy początki wielkiego boomu na jednego zawodnika.
Debiut Roberta Lewandowskiego w Las Vegas naprawdę należy traktować jako symboliczną przystawkę przed poważniejszymi wyzwaniami. Nierozsądnym byłoby wyciąganie daleko idących wniosków z pierwszego sparingu Realu Madryt, w którym brakowało Karima Benzemy, a Królewscy nie oddali ani jednego celnego strzału. Ale kilka rzeczy można już zaobserwować. Przede wszystkim, że chęć pokazania Lewandowskiego była wielka, bo zagrał w pierwszym składzie po dwóch treningach z drużyną. Pierwotnie miał wejść po przerwie za Aubameyanga, ale w klubie uznali, że nie ma co zwklekać – należy od razu budować zainteresowanie.
Zresztą Lewandowski w samej drużynie zaimponował już w pierwszych dniach: przede wszystkim kultem pracy i możliwościami na siłowni. Hiszpański styl pracy znacznie bardziej skupia się na piłce oraz innych walorach, więc podejście 34-latka do ćwiczeń na siłowni czy zajęć wyrównaczych od razu zrobiła wrażenie na kolegach. Niejako tłumacząć, dlaczego klub zakładał, że tak wiekowy zawodnik może mu posłużyć przez dłużej niż wyłącznie dwa najbliższe sezony.
Jak oceniać debiut Polaka w zestawie z Ansu Fatim oraz Raphinhą? Przyzwoicie. Doszedł do trzech sytuacji bramkowych, brakowało szczęścia, nie pokazał się ponadnormatywnie, ale już dzisiaj możemy stwierdzić, że będzie wykonywał większą pracę dla kolegów niż myślimy. Lewandowski to dziewiątka poruszająca się w taki sposób, aby tworzyć przestrzeń kolegom. Często korzystali z tego Pedri czy Gavi, gdy ten cofał się po piłkę, ale widząc tego typu ruchy, Ansu Fati, Ferran, Memphis czy Raphinha mogą niesamowicie skorzystać na zejściach do środka i wybieganiu za linię defensywy. Mówiąc o Polaku zastanawiamy się głównie nad liczbą jego trafień w nowych barwach, ale pierwsze minuty w Barcelonie przypomniały, że on również może pracować na innych i nie być jedynym beneficjentem tej zmiany środowiska.
Co do samego Memphisa Depaya – można się zastanawiać, dlaczego Lewandowski wyszedł z numerem „12”. Prędzej czy później skończy z numerem 9, bo to nierozłączny element jego marki i były napastnik Bayernu miał sobie to wręcz zagwarantować w umowach. Ale Barcelona nie chce robić z tego afery ani zabierać Depayowi jego numeru, póki jest jeszcze w drużynie. Wiele mówi się o jego odejściu, gdyby ktoś złożył propozycję w wysokości 20 mln euro. Najważniejsze spotkania dotyczące jego przyszłości dopiero się odbędą, ale w klubie wierzą, że uda się go sprzedać i dokonać przekazanai numeru bezboleśnie. Nie chcieliby „siłą” zabierać Holendrowi dziewiątki, więc liczą na jej automatyczne zwolnienie. Stąd na razie dość niecodzienny widok Lewandowskiego z „12” w pierwszym sparingu.
Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas, czyli nie ma co zabierać z tego meczu głębokich przemyśleń na dalszą część sezonu. Z barcelońskiej perspektywy widzimy, że Ronald Araujo rośnie na szefa defensywy i odnajdzie się niemal w każdej roli, nawet prawego obrońcy. Raphinha nie potrzebuje czasu na aklimatyzację i na razie ustawia sobie lepszą pozycję wyjściową niż Ousmane Dembele. Andreas Christensen może pełnić nawet ważniejszą rolę na początku rozgrywek niż Gerard Pique, który ma swoje kłopoty. Zarówno zdrowotne, jak i prywatne, bo rozwód z Shakirą i problemy osobiste mają mocno odciskać piętno na jego dyspozycji. Widzimy, że Barcelona za wszelką cenę chce zbudować Ansu Fatiego, aby kreować go na klubową gwiazdę, jeśli dopisze mu zdrowie. Pedri i Gavi to zupełnie inny świat piłkarski, niż Kessie oraz Sergi Roberto, a sam potencjał całej drużyny może imponować. Zarówno jeśli chodzi o atak pressingiem, jak i wyprowadzenie piłki to Katalończycy prezentowali się lepiej niż zwycięzca Ligi Mistrzów. Ale znowu – to inny etap przygotowań oraz ich pierwsza faza, więc niewiele to mówi o właściwym wykuwaniu formy na pierwsze kolejki.
Odkładając na bok aspekty sportowe, polski napastnik może widzieć już w pierwszych dniach, jaki przeskok medialny zanotował. Samo zainteresowanie w mediach społecznościowych, otoczka i wielkość Barcelony, jak i magia tej marki działają nieustannie. Teraz Jules Kounde jest w stanie odrzucić atrakcyjną ofertę Chelsea, aby tylko poczekać na możliwość gry w Blaugranie, zresztą identycznie jak Polak. Trafił na dobry grunt, bo wszystko w tej drużynie kwitnie i czuć klimat wielkiej budowy oraz odradzających się nadziei. Dla 34-latka to też musi być jak kolejna młodość, gdy widzi wszechobecny entuzjazm wokół projektu Xaviego.
Piękne powitanie ze starym kumplem Davidem Alabą, ostre starcia z Antonio Rudigerem, oczekiwanie na zdrowego Karima Benzemę – w takim klimacie Robert Lewandowski rozegrał swoje pierwsze 45 minut w barwach katalońskiego klubu. Nawet mimo specyficznej pory meczu z polskiej perspektywy, kibice masowo pokazywali budziki nastawione na 5 rano, jak niegdyś na walki Andrzeja Gołoty, aby zobaczyć pierwsze minuty rodaka w sparingu w Stanach Zjednoczonych. To naprawdę zawładnie polskimi mediami, czy kogoś zdążyła już to zmęczyć, czy nie. Prawdopodobnie nigdy w historii nie mieliśmy piłkarza o takim statusie w tak medialnym miejscu. I to w czasach, kiedy tyle uwagi poświęca się piłce, a jej bohaterowie urośli do takich rozmiarów zainteresowania. Ten Klasyk w Las Vegas był jedynie przedsmakiem tego, jakie szaleństwo czeka nasz kraj w najbliższym sezonie.