Jak pomagać z głową? O to Sworo i Jacek Sobczyński zapytali w podcaście Zosię Zochniak z projektu Ubrania Do Oddania, której zbiórka, jaka odbyła się w miniony weekend na ulicy Bokserskiej w Warszawie, przekroczyła oczekiwania wszystkich.
Jesteśmy z Wami, wszystkie treści o Ukrainie są otwarte
Każdy chce pomagać. Liczba wszelkich zbiórek rośnie z dnia na dzień, ale coraz częściej pojawiają się problemy. Stosy jedzenia, które szybko się marnuje kontra niedobór rzeczy potrzebnych tu i teraz. Jak się w tym wszystkim połapać i po prostu pomagać z głową? Tak, aby potrzebujący dostali od nas to, co trzeba? Zosia Zochniak to idealna osoba do odpowiedzi na te pytania. Pełną wersję podcastu znajdziecie poniżej, ale wybraliśmy dla was również najważniejsze fragmenty rozmowy.
O Ubraniach Do Oddania
Projekt Ubrania Do Oddania już w ogóle nie jest tym, czym był na początku. Nawiązaliśmy kontakt z ludźmi z Ukrainy, którzy powiedzieli: rozumiemy, że chcecie pomóc, ale słuchajcie i słyszcie. Cieszę się, że możemy mądrze zarządzać naszym zajebistym trzydniowym know-howem, zajebistą trzydniową bazą i reagować na realne potrzeby. Ja jestem obecnie przerażona liczbą osób, którzy pod wpływem impulsu robią zbiórki. Bo potem ci ludzie do mnie przywożą wszystko, co mają. Nie chcę umniejszać tej formie pomocy, ale wystarczy wejść na IG grupy Granica, żeby zobaczyć, ile rzeczy się na tej granicy marnuje. A to mogło zasilić Polską Akcję Humanitarną, która może bezpiecznie wjechać korytarzem humanitarnym do Ukrainy.
Wiecie, co jest teraz najpilniejszą potrzebą? Zdobyć jak najwięcej ciężarówek, busów, samochodów plandekowych, które ktoś może oddać. Druga sprawa – kamizelki kuloodporne. Trzecia – kaski. Powiedzmy to na głos: to jest wojna, tam giną ludzie. Nie czarujmy się.
O tym, jak porozumieć się z uchodźcami
Wyobraźcie sobie, że stoicie 40 godzin w kolejce do przejścia granicznego, z dzieckiem na rękach, nie wiecie, czy będziecie bezpieczni, co was czeka, nie wiecie, co dzieje się z waszymi ojcami, wujkami. Przechodzisz w końcu przez granicę i nagle dopada cię mnóstwo osób, które w tym samym momencie czegoś od ciebie chcą. Wychodzisz na zewnątrz, ludzie mówią do ciebie po polsku, nie rozumiesz i chcesz spuścić powietrze niepokoju, które w tobie było. Ludzie się dziwią: jestem na granicy tyle czasu, a nikt nie chce ze mną jechać. Bo oni się boją. Nikt z automatu, kto przeżył taką traumę, zostawił dom, dobytek, pracę, rodzinę nie ucieszy się na widok kogoś, kto chce go wziąć do domu.
Wczoraj do mnie na magazyn przyjechała grupa 32 kobiet z dziećmi. Zanim udało nam się porozumieć, minęło ponad 40 minut. Na stole jedzenie, zabawki dla dzieci. I po tych 40 minutach usłyszałam: nasze dzieci są głodne, ale my nie mamy pieniędzy. One myślały, że to trzeba kupić. Nie wiedziały, że mogą skorzystać z łazienki, wykąpać się. I jak ja powiedziałam, że mogą to wziąć, całość zniknęła w trzy minuty. A to, co zostało, matki tych dzieci wzięły do toreb.
O tym, żebyśmy nie zapomnieli o całym zrywie
Bardzo doceniam całe pospolite ruszenie, ale coś, co się zapala, zazwyczaj szybko gaśnie. Ta wojna nie skończy się jutro. Paradoks tej sytuacji jest taki, że to, co się teraz dzieje, to nawet nie jest antrakt między rozdziałami. Celowa pomoc, pomoc uzasadniona, dyktowana konkretnymi potrzebami konkretnych osób – czas na nią dopiero przyjdzie.