Choć hip-hop oddziałuje głównie na słuch, a komiksy na wzrok, to i tak mają ze sobą wiele wspólnego.
Od inspiracji, jakie z kart - zekranizowanych niedawno w formie serialu - komiksów o Luke’u Cage’u czerpało wielu amerykańskich MCs, przez niezliczone ilości nawiązań do przeróżnych historii obrazkowych przewijających się przez historię hip-hopu (od Superheroes Funkdoobiest po… Superheroes Chief Keefa i A$AP Rocky’ego) aż po dziesiątki okładek i klipów zrealizowanych w rysunkowej estetyce. Rap łączy z historyjkami obrazkowymi gęsta sieć powiązań. W tym tekście postanowiliśmy przyjrzeć się nieco dokładniej kartom, na których pojawiają się nasi rymujący faworyci.
Rzekomy infantylizm, czyli o formie
Dobrze pamiętamy te wszystkie nauczycielki z podstawówek i liceów, które wypominały nam co chwilę, żebyśmy skończyli zajmować się takimi gówniarskimi zajawkami jak rapsy czy komiksy. No i co, łyso wam teraz, że żyjemy z pisania o tych dziecięcych fanaberiach? Bo choć mając naście lat - kiedy to wertowaliśmy pod ławkami kolejne Ślizgi, w których sprawdzaliśmy nowe przygody Jeża Jerzego i recenzje świeżych, hip-hopowych krążków - nie mieliśmy jeszcze pojęcia, co będziemy robić w przyszłości, czuliśmy już jednak, że to te formy wypowiedzi najlepiej współgrają z otaczającą nas rzeczywistością przełomu milleniów. Pomimo tego, że większość cywilizowanego świata dawno już przeszła do porządku dziennego nad tym, że słowa zamieszczone w dymkach lub zrymowane do bitu mogą być równie celne, wieloznaczne i prowokujące do myślenia jak te wydrukowane w książce, wypowiedziane z ekranu lub zaśpiewane przy wtórze gitary akustycznej, w Polsce - niestety - obie te dyscypliny egzystują wciąż na obrzeżach szerszego dyskursu kulturalnego.
�
Prawdą jest bowiem to, że ogromna część rapu i równie duża część komiksowych wydawnictw jest do pewnego stopnia hermetyczna i wymaga oswojenia się z tą formą wypowiedzi. Trudno jest docenić literacki talent Oskara z PRO8L3Mu, jeśli kogoś razi sam fakt tego, że gość mówi do rytmu. Podobny problem może sprawić odkrycie drugiego dna w przygodach Batmana, jeśli ktoś pyta po raz wtóry, czy naprawdę ten dorosły facet przebiera się za nietoperza, żeby wywołać strach w sercach zatwardziałych kryminalistów. I tu w sukurs przychodzi nam wspomniana komiks z oficyny Timof i cisi wspólnicy - Hip Hop Family Tree. Nagrodzony bodajże najbardziej prestiżowym laurem w komiksowym światku - nagrodą Eisnera, a także wyróżniony przez Washington Post mianem jednej z najlepszych powieści graficznych w historii album Eda Piskora jest swego rodzaju papierowym odpowiednikiem serialu Hip-Hop Evolution. Wciągającą również dla niezaznajomionych z tematem, gawędą o wczesnej fazie hiphopowej kultury rodzącej się na ulicach Nowego Jorku.
Superbohaterski kontekst, czyli o estetyce
Od początku lat 90. można skupić się na konkretnych epizodach z bogatej i wielobarwnej historii hip-hopu bądź spróbować odmalować sposób myślenia, kreatywność i - szeroko pojętą - stylówę jego twórców. A że pełnymi garściami czerpiący ze światowej popkultury nowoszkolny rap co rusz przyznawał się do fascynacji komiksowym medium, że za tworzenie powieści graficznych wzięli się również sami MC's, to większość rysowników oraz scenarzystów podjęła drugi z tych wariantów. Nie sposób więc tu wymienić nawet części ze wszystkich nawiązań do superbohaterskich losów, które przewijają się przez rymowane wersy, komiksowe okładki czy klipy drugiego i trzeciego pokolenia amerykańskich mistrzów ceremonii. Podobnie jest również z ilością hip-hopowych powieści graficznych, które zaczęły pojawiać się w amerykańskich księgarniach. I choć genialny w swojej prostocie pomysł legendarnego undergroundowego MC - Last Emperora, żeby w numerach z cyklu Secret Wars ustawiać pojedynki pomiędzy znanymi raperami i postaciami z komiksów, nie doczekał się nigdy swojej wersji obrazkowej, to już niesamowicie wizualna narracja otaczająca Wu-Tang Clan szybko dorobiła się swoich oddźwięków w postaci papierowych zeszytów i… było ich naprawdę sporo.
�
Skład, w którego twórczości można znaleźć nieprzebrany ogrom odwołań do przeróżnych kolorowych zeszytów, zadebiutował na komiksowym rynku w 1999 roku serią The Nine Rings of Wu-Tang. W późniejszych latach swoje niesamowite, rysunkowe losy prezentowali m.in. Method Man, Ghostface Killah z Adrianem Younge (seria 12 Reasons to Die) czy Inspectah Deck, który połączył siły z podziemnymi tuzami 7L’em i Esotericem w ramach projektu Czarface.
�
Innym MC, któremu równie mocno zależało na tym, by połączyć swój rapowy fach z pasją do komiksów był natomiast DMC z grupy Run-DMC, a zrealizowana we współpracy z Salem Buscemą, Felipe Smithem i Ronem Wimberlym autorska seria z 2014 roku do dziś pozostaje jednym z najciekawszych mezaliansów obu mediów. Obok wspomnianych herosów mikrofonu na kartach powieści graficznych pojawiali się również reprezentanci Boo-Ya Tribe (Comin’ At Ya), Onyxu (Fight), Hieroglyphics czy takie postaci jak R.A. the Rugged Man i Eminem, który stanął w szranki z samym Punisherem, a w obrazkowym drugim obiegu rymował już sobie - po same antenki zanurzony w hiphopowym kontekście - Rappin Max Robot writera Erica Orra. Murs pisał scenariusze do mangowej serii Yumiko: Curese of the Merch Girl, a KRS-One - pod pseudonimem Big Joe Krush - nagrywał dla Marvela specjalną kasetę dołączoną do zeszytu Break The Chain!
Wciągające historie, czyli rzecz o fabule
I choć tak bliska Amerykanom superbohaterska estetyka wydaje się najbardziej adekwatna do opowiadania w komiksie również i o rapie, to znamy też kilka przykładów powieści obrazkowych, które realizm stawiają ponad efekty specjalne i nadludzkie moce. Bo nie oszukujmy się - historia hip-hopu pełna jest epizodów, których brutalny naturalizm robi dużo większe wrażenie niż którakolwiek heroiczna batalia Supermana. Taki MF Grimm na przykład - koleżka MF DOOM-a ze składu Monsta Island Czars, którego konkurencyjni dilerzy najpierw postrzelili trzykrotnie w 1986 roku, by po 8 latach wpakować w niego kolejne 7 kul, co spowodowało u niego głuchotę, ślepotę, paraliż i zerwanie… kontraktu z wytwórnią. Facet się z tego wszystkiego wygrzebał i trzy lata później wjechał swoim wózkiem inwalidzkim do… więzienia, gdzie trafił za handel narkotykami, którego to procederu nie zaprzestał, podobnie zresztą jak rymowania. Dobry materiał na komiks? No to jest - wydany w 2004 roku przez dorosłą gałąź oficyny DC Comics, imprint Vertigo, równie imponujący jak dotkliwy tom Sentences: The Life of MF Grimm.
�
Albo z mniej hardkorowych, ale momentami równie kontrowersyjnych rapowych autobiografii - Felt: True Tales of Underground Hip-Hop, jednoodcinkowa relacja z życia dwóch podziemnych herosów mikrofonowego fachu - wspomnianego już Mursa i połowy klasycznego składu Atmosphere, Sluga, których poza wspólnym projektem muzycznym o nazwie Felt, zawsze łączyła miłość do pięknych acz trudno dostępnych kobiet. Zilustrowana przez znanego z wielu muzycznych kolaboracji rysownika Jima Food One’a Mahfooda, nakreślona brudną, szkicową kreską, anegdotyczna opowiastka jest kolejnym już w tym tekście rapowym komiksem, który broni się bez względu na interesujący nas hip-hopowy kontekst. A kolejnych na razie wypatrujemy, bo więcej nie znaleźliśmy. Mamy jednak cały wór podpowiedzi dla ewentualnych scenarzystów czy rysowników, którzy chcieliby się wgryźć w temat. Marzy nam się bowiem jakaś odjechana, psychodeliczno-erotyczna seria z Kool Keithem w roli narratora, albo realistyczna biografia Chief Keefa.