Colin Kaepernick - człowiek, który poświęcił karierę dla większej sprawy. Ruch Black Lives Matter znów dzieli NFL

Zobacz również:Gdy legenda szokuje cały świat sportu. Co jeszcze chce udowodnić Tom Brady?
Dallas Cowboys v San Francisco 49ers
Fot. Thearon W. Henderson/Getty Images

Sprawa zabójstwa George'a Floyda przez policjanta w Minneapolis przywróciła na świecznik temat Colina Kaepernicka i jego wsparcia dla ruchu Black Lives Matter. Zrobiła to jednak ze zdwojoną siłą.

4 lutego 2013 roku. Jest końcówka szalonego Super Bowl XLVII. Do przerwy było 21:6 dla Baltimore Ravens i zaraz na początku drugiej połowy robi się 28:6 po kolejnym przyłożeniu. Wtedy jednak na stadionie w Nowym Orleanie padło zasilanie. Po kilkudziesięciu minutach wymuszonej przerwy światło wraca i zawodnicy ponownie wychodzą na boisko. Mecz zaczyna się wyrównywać. San Francisco 49ers zdobywają trzy przyłożenia i dorzucają kolejne trzy punkty, a w międzyczasie Ravens odpowiadają tylko kopnięciem. Ich przewaga topnieje jednak do dwóch punktów. Robi się 31:29, a do historycznego comebacku 49ers prowadzi Colin Kaepernick. Z trzech przyłożeń w drugiej połowie na jedno podaje, a drugie zdobywa wbiegając w pole punktowe sam.

W końcówce akcja toczy się cios za cios. Ravens zwiększyli przewagę o trzy punkty po kolejnym kopnięciu, ale 49ers mogą jeszcze ten mecz wygrać. Maszerują aż pod pole punktowe. Do wyjścia na prowadzenie potrzebne jest im przyłożenie, dlatego przy czwartej próbie z odległości pięciu jardów od pola grają o wszystko. Kaepernick rzuca w kierunku biegnącego do narożnika Michaela Crabtree, ten kryty przez obrońcę na granicy przepisów nie chwyta piłki i domaga się odgwizdania faulu. Sędziowie milczą. 49ers tracą okazję na zwycięstwo. Na zegarze zostaje niewiele ponad półtorej minuty i na końcu meczu to Ravens będą świętowali zdobycie Super Bowl.

Dla Kaepernicka było to zwieńczenie sezonu, w którym szturmem wszedł na scenę NFL. Wygryzł z pierwszego składu Aleksa Smitha i był w drugiej połowie rozgrywek podstawowym rozgrywającym drużyny, która znalazła się o pięć jardów od mistrzostwa. Murawę opuszczał ze spuszczoną głową, ale eksperci piali przez cały sezon z zachwytu. Atletyczny, szybki, dobrze rzucający rozgrywający miał być przyszłością NFL. W 2016 roku był już jednak bez klubu i tak pozostaje do dziś. Kaepernick, zamiast twarzą swojego pokolenia w lidze, stał się symbolem protestów pod hasłem "Black Lives Matter". Te w ostatnich dniach nabrały na sile po wstrząsających wydarzeniach z Minneapolis.

KOLANO, KTÓRE UWIERA

Akcja Kaepernicka rozpoczęła się po głośnych i podobnych do sprawy George'a Floyda wydarzeniach chociażby w Ferguson w stanie Missouri czy Baltimore. Rozgrywający 49ers uznał wówczas, że chce w jakiś sposób zaprotestować przeciwko brutalnym, rasistowskim działaniom policji. Tradycją w meczach NFL jest to, że przed każdym zawodnicy słuchają amerykańskiego hymnu. Kaepernick zdecydował, że zamiast stać, będzie siedzieć podczas jego wykonywania. Później – po fali krytyki – zmienił protest na klęczący, tłumacząc, że w ten sposób uczci jedynie żołnierzy poległych za amerykańskie barwy.

– Nie będę stał na baczność na cześć kraju, który gnębi ludzi czarnoskórych i innego koloru. Tu chodzi o coś więcej niż futbol i byłbym samolubny, gdybym odwracał od tego oczy. Na ulicach leżą ciała, morderstwa uchodzą na sucho i mordercom jeszcze się za to płaci – tłumaczył Kaepernick. – Przestanę protestować, gdy flaga naszego kraju zacznie reprezentować to, co ma w założeniu reprezentować – dodawał.

Pokojowy, klęczący protest zaczął polaryzować fanów NFL. Z Kaepernicka szybko zrobiono wroga Ameryki. Mało kto spośród krytyków słuchał jego głosu, ewentualnie zbywał go, twierdząc, że zawodnik nie ma pojęcia, o czym mówi albo wręcz zakłamuje rzeczywistość. Popularne staje się tłumaczenie o "kilku czarnych owcach" w szeregach policji, jednak inni tłumaczą, że to dużo szerszy i zakorzeniony w kulturze USA problem. Ruch Black Lives Matter nabiera jednak rozgłosu, również wśród zawodników NFL. Mowa bowiem o lidze, której 70% wszystkich zawodników stanowią ci o ciemnym kolorze skóry.

Klęczeć przed hymnem zaczęli koledzy z drużyny Kaepernicka, a później także futboliści innych zespołów i nawet zawodnicy w NBA. Jeszcze bardziej protesty rozprzestrzeniły się, gdy głos zabrał Donald Trump. – Czy nie świetnie byłoby zobaczyć któregoś z właścicieli NFL, który w momencie, gdy ktoś nie szanuje naszej flagi, mówi: „Wyrzućcie tego skurw**** z boiska! Jest zwolniony!”? – huczał na wiecu w Alabamie, a wyborcy na widowni wiwatowali.

Wypowiedź prezydenta USA wywołała wtedy ogromną burzę. Jak zwykle, znalazła częściowe poparcie, ale u innych zwróciła uwagę na brutalne działania policji oraz protesty sportowców. Trump podsycał nastroje głoszące, że Kaepernick i jemu podobni są antypatriotyczni, uderzają w USA i klękając wobec hymnu, okazują brak szacunku narodowym symbolom. Inni zwracali jednak uwagę, że Trump odwraca kota ogonem. Futboliści nie protestowali przeciwko fladze, a działaniom służb mundurowych, ale ich przeciwnicy od dłuższego czasu stosowali uproszczoną narrację.

Ruch zapoczątkowany przez Kaepernicka rósł w siłę. Przed spotkaniem Detroit Lions z Atlanta Falcons, po odśpiewaniu hymnu, uklęknął nawet mężczyzna, który go wykonywał. Przed jednym ze spotkań w Monday Night Football, które oglądają co tydzień miliony fanów NFL, uklękła cała drużyna Dallas Cowboys wraz z właścicielem Jerrym Jonesem. Tym samym, który wpłacił wcześniej milion dolarów na komitet wyborczy Trumpa. Kolejni czarnoskórzy zawodnicy wybierali jeszcze inne formy protestu. Skoro pokojowe klęczenie było zdaniem wielu złe, to niektórzy zaczęli na przykład unosić w górę wystawioną pięść, niczym Tommie Smith i John Carlos ze słynnego obrazka na podium igrzysk olimpijskich w 1968 roku. Ale i taka forma dla sporej części społeczeństwa była nie do zaakceptowania. - To co wolno, jak nic wolno? - pytali gracze NFL, a Kaepernick mimo burzy nadal klęczał.

CHODZIŁO O POGLĄDY. I PIENIĄDZE

Rozgrywający 49ers zapłacił słono za swoje czyny. Ekipa z San Francisco w kilka lat po występie w Super Bowl mocno obniżyła loty i rozgrywający jeszcze w kolejnym sezonie po występie w finale grał świetnie. W rozgrywkach 2013 49ers mieli jeszcze bilans 12-4 i awansowali do finału konferencji, jednak kolejny rok to tylko osiem zwycięstw. A później było tylko gorzej.

Kapernick grał nieco słabiej, a reszta drużyny - zdecydowanie słabiej. Po sezonie 2016, kiedy 49ers wygrali ledwie dwa spotkania, został poinformowany, że będzie zwolniony. Klub ciął koszty i szykował się do przebudowy, a "niewygodny" rozgrywający stał się zbędny i sportowo, i wizerunkowo. Tak czy inaczej mało kto przypuszczał wtedy - nawet w obliczu burzy towarzyszącej jego protestom - że już nie zagra w NFL. Dla Kaepernicka zaczęło się długie czekanie i zadawanie pytań, na które nie padały odpowiedzi. Wielu zachodziło w głowę, dlaczego tak zdolny zawodnik nie ma żadnych ofert.

Niedawno to, co wiedział każdy, a nie mówił nikt, przyznał głośno Joe Lockhart, były wiceprezes NFL ds. komunikacji w latach 2016-18. - Żadna drużyna nie chciała gracza, nawet tak utalentowanego jak Kaepernick, który oceniany jest jako kontrowersyjny. A w NFL to znaczy "zły dla biznesu". (...) To byłoby finansowe ryzyko, którego żaden klub nie chciał podjąć. Niezależnie od tego, czy właściciel drużyny jest w pełni zadeklarowanym wyborcą Donalda Trumpa, czy liberałem. Protest Kaepernicka był problemem wizerunkowym dla ligi i całego sportu. Nikt nie zamierzał narazić biznesu - napisał w swojej cyklicznej rubryce na stronie CNN. Lockhart twierdzi, że będąc na stanowisku namawiał zespoły NFL, by ktoś zatrudnił Kaepernicka. Usłyszał jednak szereg odmów. - Jeden właściciel klubu stwierdził, że jego dział finansowy oszacował, iż na pozyskaniu takiego zawodnika drużyna straciłaby około 20% karnetowiczów - pisał.

Gdyby Kaepernick, dziś 31-latek, nie zagrał już nigdy w NFL, mówilibyśmy o sytuacji bez precedensu. Gdyby na tym był koniec, stałby się dopiero piętnastym rozgrywającym w historii ligi, który ostatni raz wystąpił w niej przed trzydziestką. Bill Barnwell z portalu ESPN opublikował w 2017 roku obszerną analizę, z której wynikało na podstawie różnych liczb (chociażby QBR albo średnia jardów netto na próbę podaniową), że pozostała czternastka nawet nie zbliżała się do poziomu, jaki prezentował Kaepernick.

Reszta to głównie zawodnicy, których dalszą karierę przekreśliła albo bardzo pechowa kontuzja, albo byli po prostu bardzo, bardzo kiepscy. Jednak nawet chociażby taki Gary Marangi, który nigdy w karierze nie wygrał meczu (bilans 0-7) i ustanowił najgorsze statystyki celności podań w historii NFL, po zwolnieniu z pierwszego klubu dostał jeszcze szansę w kolejnym. Kaepernick, choć grał lepiej i prowadził swój zespół do występu w Super Bowl oraz w finale konferencji, po wylocie z 49ers nie zakotwiczył już nigdy. Skoro więc dużo gorsi od niego gdzieś się jeszcze łapali, w jego przypadku musiało chodzić wyłącznie o poglądy. Wtedy nikt nie mówił o tym głośno. Teraz za sprawą Lockharta przynajmniej wiemy, że to nie były czyste domysły.

Kaepernick przez cały czas poza NFL mówił o swoich poglądach, przemawiał na wykładach w czarnoskórych społecznościach i stał się symbolem. Poparcie dla Black Lives Matter sprawiło, że cicho wypchnięto go poza ramy ligi, potwierdzając jedynie to, o co upominają się zwolennicy ruchu. W międzyczasie Kaepernick pozwał NFL po kilku nieudanych podejściach w różnych klubach i podpisał umowę sponsorską z Nike. Kiedy to zrobił, jego przeciwnicy zaczęli na znak protestu palić ubrania tej firmy. W zeszłym roku zorganizował nawet z pomocą ligi specjalny pokazowy trening, na którym mógł zaprezentować się ekipom, ale i to niczego nie zmieniło. Zagadkowe było jednak to, że zaplanowano go na sobotę, gdy większość drużyn już szykuje się do niedzielnego meczu albo jest w innym mieście przed kolejką. Kaepernick odwołał go, również dlatego, że chciał publicznych, otwartych zajęć i zorganizował je w innym miejscu.

CO DALEJ?

Są tacy, którzy twierdzą, że na kanwie obecnych wydarzeń któraś z drużyn powinna zatrudnić Kaepernicka. Mogłaby wyrazić w ten sposób swoje poparcie dla ruchu i sprzeciwić się brutalnym działaniom policji. Lockhart zaapelował, by zrobili to Minnesota Vikings, na co dzień występujący w Minneapolis, gdzie zabito Floyda. Jednak skoro kilka lat temu był on dla klubów NFL przeszkodą, pewnie tym bardziej jest teraz. Szczególnie, że protesty odbywają się na jeszcze szerszą skalę niż wcześniej w przypadku Ferguson czy Baltimore. A skoro sprawa jest głośniejsza, to dla właścicieli klubów oznacza jeszcze większe ryzyko. Fakt, że świat mógł zobaczyć wstrząsające nagranie, na którym policjant przez blisko dziewięć minut przydusza kolanem bezbronnego Floyda, wywołał dużo większą reakcję.

Opinia publiczna ostro się podzieliła. Przeciwnicy ruchu Black Lives Matter wskazują na fakt, że złodzieje i oportuniści wykorzystują protesty do okradania sklepów. Druga strona odpowiada, że skupienie się na tych - owszem, godnych potępienia zachowaniach - odwraca dyskusję od podstawowego problemu. Tym jest brutalne działanie policji. Ta zresztą często używa teraz przemocy do tłumienia nawet tych pokojowych protestów i spirala się nakręca. Ameryka jest podzielona, dyskusja zresztą wychodzi daleko poza jej granicę, więc i w świecie NFL pojawią się przeciwstawne opinie.

Kilka dni temu liga wydała komunikat, w którym komisarz Roger Goodell złożył kondolencje rodzinie Floyda, ale pojawiły się w nim zdania, które wzbudziły kontrowersje. - Mamy jeszcze wiele do zrobienia jako kraj i jako liga. Te tragedie wpływają na zaangażowanie NFL. Panuje pilna potrzebna podjęcia działań. Zdajemy sobie sprawę z siły, jaką ma nasza platforma i jako część amerykańskiej tkanki społecznej. Przyjmujemy tę odpowiedzialność i jesteśmy zaangażowani w kontynuowanie ważnej pracy w walce z systemicznymi problemami - czytamy. Brzmi jak dość mocna hipokryzja, biorąc pod uwagę to, co stało się z Kaepernickiem.

LIDZE GROZI PODZIAŁ

W środę wieczorem oliwy do ognia dolał Drew Brees. Legenda NFL, rozgrywający New Orleans Saints i zawodnik od 20 lat występujący w tej lidze podczas rozmowy dla serwisu Yahoo wyraźnie podkreślił, że nigdy nie zgodzi się z kimkolwiek, kto - jego zdaniem - "nie szanuje amerykańskiej flagi i symboli narodowych". W mediach zawrzało. Nawet koledzy z drużyny 41-latka wyrazili frustrację takimi wypowiedziami. Michael Thomas, Alvin Kamara i Malcom Jenkins, liderzy Saints, skrytykowali publicznie słowa Breesa, podkreślając, że kompletnie nie rozumie celów protestów graczy. Ten ostatni nagrał film na Instagramie, który wprawdzie potem skasował, ale wyraził w nim ogromne rozczarowanie postawą Breesa. Jenkins, weteran NFL, zarzucił mu brak zrozumienia dla sprawy, o którą walczył Kaepernick, a teraz robią to setki tysięcy ludzi na ulicach amerykańskich miast.

Rozgrywającego Saints potępili jeszcze kolejni zawodnicy innych ekip NFL oraz m.in. LeBron James czy Snoop Doog. Bo odwołania do tradycji, historii i patriotyzmu są oczywiście wzniosłe i piękne, ale biorąc pod uwagę kontekst, w jakim protestują zawodnicy, mijają się z sednem sprawy. Słowa Breesa - pozbawione tego kontekstu - brzmią tak, że zgodziłby się z nimi chyba każdy. Ba, jeszcze cztery lata temu, kiedy protesty zapoczątkował Kaepernick, była to opinia przeważająca. Czasy się jednak zmieniły i po śmierci Floyda wielu zmieniło zdanie. Są już osoby ze środowiska NFL, jak trener Denver Broncos, 61-letni Vic Fangio, które wycofują się ze swoich stwierdzeń sprzed czterech lat, że liga nie ma problemu z rasizmem.

Wielu graczy zdało sobie sprawę, że sytuacja jest na tyle poważna, że trzeba zabrać głos. Pojawiają się głosy futbolistów, którzy doszli do wniosku, że milczenie oznacza przyzwolenie na brutalne działania policji. - Kilka lat temu byliśmy krytykowani za wspólne splecenie ramion przed meczem w geście solidarności. W tej sprawie NIGDY nie chodziło o hymn lub flagę. Ani wtedy, ani teraz. Słuchajmy siebie z otwartymi sercami, uczmy się, a wtedy zamieńmy słowa w czyny - apelował Aaron Rodgers, lider Green Bay Packers. - Serce mi pęka na myśl o naszym mieście, szczególnie ze względu cierpienie na moich afroamerykańskich braci i sióstr. Wiem, że odczuwają to na poziomie, którego osobiście nigdy nie będę w stanie w pełni zrozumieć. Wiedzcie, że jestem z wami - pisał rozgrywający Vikings, Kirk Cousins. Trenerzy, jak np. Sean McVay z Los Angeles Rams, zapowiadają już również, że poprą ewentualne protesty swoich graczy.

Coraz częściej powtarzane są słowa: to nie Ameryka czy flaga jest tu wrogiem. Chodzi o zwrócenie uwagę na realny problem, jakim jest brutalność służb mundurowych i nierówne traktowanie przez policję czarnoskórych obywateli.

Do startu sezonu NFL są jeszcze trzy miesiące i do tego czasu to może być głośna sprawa. Kiedy rozgrywki ruszą, można spodziewać się kolejnych klęczących protestów. - Colin Kaepernick zwrócił uwagę na problem, ale ludzie zabrali wszystko z jego deklaracji i rozerwali ją na strzępy. A cała ta misja i przekaz były właściwe i piękne. To coś, co powinniśmy głosić. Nie chronimy własnych obywateli. Nie podejmujemy właściwych działań, by pociągnąć do odpowiedzialności ludzi, którzy są winni. Kaepernick zaryzykował, co wymagało to od niego wielkiej odwagi. Dzięki temu jednak zawdzięczamy mu bardzo wiele - powiedział trener Seattle Seahawks Pete Carroll.

Były gracz 49ers ma małe szanse na powrót do NFL - z czysto sportowego punktu widzenia nie grał w lidze przez trzy ostatnie sezony. Jednak kiedy klękał po raz pierwszy raczej nie przypuszczał, jak wielką i pełną emocji oraz nienawiści debatę rozpocznie. Dziś Kaepernick to symbol walki z systemem i choć pewnie nie chciał, by tak się to skończyło, poświęcił karierę sportową dla dużo większej sprawy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.