COŚ się zaraz wydarzy. Gerard Romero katalońską odpowiedzią na El Chiringuito

Zobacz również:Memphis Depay działa na wyobraźnię. Uczucie z Barceloną od pierwszego wejrzenia
FWznFr4XEAARfw0.jpg
Fot. Twitch

Hitem poprzedniego lata było słynne „tic-tac” i odliczanie Josepa Pederola do transferu Kyliana Mbappe w programie El Chiringuito. Piaskowa klepsydra, przyciemnione studio, aura tajemniczości i on, siwy wieszcz, przekazujący najlepsze informacje od Florentino Pereza. Teraz w wyczekiwaniu na transfery barcelonismo śledzi na Twitchu zwariowanego Gerarda Romero, który w czapce z daszkiem odprawia rytualne tańce, wydzwania do piłkarzy, buduje napięcie i podaje najlepsze newsy. Właśnie skończył nadawać 12-godzinny stream, który oglądało ponad pół miliona osób. Dziennikarstwo przyszłości odbywa się w Jijantes TV, bo tam każdy znajdzie coś dla siebie.

Takie rzeczy nie dzieją się w zwykłych wywiadach. Moment, gdy Luis Suarez prawie na minutę zamarł, a później wybuchnął śmiechem, został nazwany „peakiem Twitcha”. Urugwajczyk rozmawiał z Gerardem Romero, znanym wieloletnim dziennikarzem zajmującym się Barceloną. Napastnik produkował się z kolejną wypowiedzią, gdy prowadzący kanał zaskakująco mu przerwał i zaczął tańczyć. „Poczekaj, poczekaj, jeszcze moment, musisz wyczekać” – mówił, gdy odprawiał hakę, czyli swój rytualny układ. Otóż wpadła płatna subskrypcja, więc Romero zgodnie z tradycją zaczął machać rękami, śpiewać, a na koniec jeszcze uderzać w dzwonek.

Zdezorientowanie Luisa Suareza sprawiło, że minutowy klip stał się absolutnym viralem. „Z czego się śmiejesz? To jest teraz moja praca, tak zarabiam na życie” – tłumaczył snajperowi Gerard Romero, a ten sam próbował zrozumieć, co się dzieje i dokąd zmierzają media. Haka to dzisiaj movement, a jego odbiorcy wklejają Romero w najróżniejsze życiowe sytuacje: gdy jest kasjerem i każe czekać kolejce, gdy tańczy na szpitalnym korytarzu, gdy daje wykłady na uczelni. Oglądasz to i po prostu się śmiejesz. Albo łapie cię dezorientacja, jak początkowo Suareza, ale Romero jest tak popularny, bo gwarantuje jedno – wywołuje emocje.

To nie jest przypadkowy wykręt z internetu, tylko renomowany dziennikarz, który pokazał inną twarz i zaczął budować gigantyczną społeczność. Przez lata pracował w katalońskich mediach, miał swoją audycję w RAC1, ale rzucił radio i inne projekty, bo zaczęły mu kolidować z Twitchową działalnością. Pracodawcy mieli do niego pretensje, że newsy podaje na własnej antenie, podczas gdy oni płacą mu konkretną pensję. Proponował, aby rozkręcić Twitcha radia, ale klasyczne media nie potrafiły się w tym odnaleźć i wolały się trzymać utartych konwencji, nie widząc w tym możliwości zarobku. „Kontynuowałbym pracę w klasycznych mediach, gdyby rozumiały temat Twitcha. Tam wszystko jest naznaczone zaplanowaną linią, a Twitch daje ci autentyczność i swobodę. Kto tego nie rozumie, wiele traci” – tłumaczył Romero.

W dniu prezentacji Andreasa Christensena prowadził streama przez 12 godzin, co jak na razie ma 600 tysięcy wyświetleń. Czasem znikał na pół godziny, czasem wychodził do toalety, a czasem w twórczym szale wpadał na dziwne pomysły. Nawet jeśli nie mówi konkretów i buduje sztuczne napięcie, wywołuje zainteresowanie. Słynne stały się już transmisje, w których ogłasza, że „KTOŚ wszedł do biur Barcelony”, a później przez 3-4 godziny robi show, próbując dojść do prawdy. „Dzisiaj najpewniej COŚ się wydarzy” – i cyferki wariują. W najgłośniejszym i najbardziej emocjonującym oknie transferowym od dawna Gerard Romero jest głosem katalońskiej ciekawości i numerem jeden jeśli chodzi o informacje.

Trzeba mu oddać, że jako newsman ma naprawdę konkretne i sprawdzone informacje. Rzecz w tym, że zrobił sztukę i show z grania z widzem. Kibice wyczekują prawdziwych bomb transferowych, a on po prostu gra z ich ciekawością. Godzinami gryzie się w język, czy może sprzedać informację dnia, apeluje o cierpliwość i wychodzi, aby wykonać telefon i zweryfikować newsa. To po prostu nowoczesne, piłkarskie reality show, gdzie Gerard Romero wie, w jakie klawisze emocji uderzyć. Ale trzeba mu oddać – w wielu aspektach jest pierwszy, nawet tygodnie przed innymi. W innych jako kibic Barcelony po prostu sam nakręca spiralę zainteresowania.

Póki co ma 150 tysięcy subskrypcji na Twitchu, oglądają go miliony, ale zarabia znacznie lepiej niż w klasycznych mediach. Subskrybenci wysłali go nawet do Dohy wraz ze współpracownikiem. Zresztą właśnie to przywiązanie i budowa społeczności jest jego największą mocą – czasem użytkownicy wejdą tam, bo łączy się z leżącym na kanapie Luisem Suarezem albo oglądającym streamy Sergio Aguero, a czasem bo przegląda z nimi internet bez żadnej okazji i koloruje im dzień. Gdy Xavi przylatywał do Barcelony jako trener emocje były tak wielkie, że wystartował o 12 w południe, a zakończył transmisję o 4 w nocy. 16 godzin live – to pokazuje skalę pasji i szaleństwa Romero.

Poza wszystkim jest po prostu energetycznym, nakręconym, lubianym showmanem. Gdy wkurza się, że Riqui Puig nie chce odejść z klubu, wykręca numer do prezydenta Fiorentiny, aby opowiadać mu o jego atutach i przekonać go do kupna wychowanka Barcelony. Kiedy usłyszał, w jakim hotelu śpi Robert Lewandowski, udawał jego kolegę, aby zbajerować panią z recepcji i poprosić o połączenie z kapitanem reprezentacji Polski. To nie miało prawa się udać, ale followersi pękają ze śmiechu, a show się kręci. Ma masę pomocników i widzów, którzy chcą to napędzać. Sami jeżdżą na lotnisko, gdy dostaną sygnał o przylocie kogoś ważnego, a później wysyłają mu filmy. Gdy Ania Lewandowska wrzuciła stories z restauracji na Majorce, Gerard Romero zadzwonił i wysłał tam taksówkarza z kamerą. Okazało się, że w rzeczywistości była tam dzień wcześniej, tylko odpaliła Instagram z opóźnieniem. Ale Romero jest na posterunku i jako pierwszy znajdzie numer albo chętnego, by pokazać miejsce zdarzenia. „Tematy leżą na ulicy” – powtarza. I programy opiera właśnie na tym, gdzie Joan Laporta jada kolację, z kim się spotyka albo o której godzinie Mateu Alemany wszedł do biura.

„To farsa, że klasyczne dziennikarstwo zabiera ci możliwości. Konwencjonalne media są popierzone, a w takich Stanach własne marki tworzą dziennikarze na Twitchu. Jednoosobowe firmy są wzorcami, a ludzie płacą za ich treści. Zaraz oni będą decydować o wpływie na wybory, to raj dla dziennikarzy politycznych. Jeśli jesteś młody, powinieneś inwestować całą siłę w Instagrama, YouTube, Twittera i Twitcha, bo to da ci rozpoznawalność. Masowe media wejdą tam za jakiś czas z opóźnieniem, aby wtedy ci zapłacić” – mówił kataloński dziennikarz.

Gerard Romero tańczy, wygłupia się, tworzy teatrzyk, ale na końcu kilkukrotnie zwiększył swoje zarobki, odchodząc z klasycznych mediów. Co chwilę coś reklamuje, ale powtarza: zrozumcie, że muszę coś włożyć do garnka. Jeśli Barcelona zawdzięcza coś Ronaldowi Koemanowi, to wdzięczną nazwę jego kanału – Jijantes TV. Wzięło się to z szyderki, jak zabawnie Holender wymawia ze swoim akcentem słowo „giganci”. I teraz tych wszystkich gigantów internetu w jedną barcelońską społeczność zbiera Gerard Romero. Już wygrał na tym interesie, ale marzy mu się stworzenie całodziennego streama: od 9 do 12 ktoś zrobi poranny program, o 12 wygoni ludzi do uprawiania sportu, o 14 puści program kulinarny, a po południu jego kolega poprowadzi tematyczne show. Wieczorem Romero chciałby wracać do sportu i godzinami prowadzić swój program dnia.

Ludzie czują się docenieni w Jijantes TV, bo co chwilę ich opinie mierzą się z interakcją. Mogą odpalić wygłupy Romero w tle i się odprężyć, a przy tym co jakiś czas wpadnie insajderskie info prosto od zarządu Barcelony. Myśleliście że El Chiringuito przekraczało wszelkie granice, ale Gerard Romero nie jest w tym gorszy. Można go nie traktować poważnie, ale tak wyglądają media przyszłości, które będą zgarniać największe zainteresowanie. I jak mówi sam twórca Jijantes: albo wsiądziesz do tego pociągu, albo z czasem poczujesz, że coś cię omija.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.
Komentarze 0