W czasach, kiedy Międzynarodowy Komitet Olimpijski stara się nie zabierać głosu w sprawach politycznych, a największą kontrowersją potrafi być to, czy Usain Bolt powinien celebrować zwycięstwo na swój sposób, postać Avery’ego Brundage’a zdaje się być odległą i słusznie minioną kartą historii. Jednak fakt, że jako prezes i członek MKOl miał wpływ na ruch olimpijski w być może najbardziej wrażliwym dla niego okresie, świadczy o tym, że na kartach sportowej historii pojawiły się czarne plamy, które nie tak łatwo będzie wymazać.
„Igrzyska Adolfa Hitlera” w Berlinie, sytuacja z udziałem reprezentacji RPA, protesty na igrzyskach w Meksyku czy zamach terrorystyczny na igrzyskach w Monachium – w czasie działalności najpierw członka, a potem prezesa MKOl Avery’ego Brundage’a pojawiło się wiele wydarzeń, które redefiniowały nowoczesne igrzyska olimpijskie. Mimo tego amerykański działacz jakimś tylko sobie znanym sposobem w każdej z tych spraw przyjmował stanowisko, które znacznie obciąża jego konto i świadczy o tym, że był nie tylko niezbyt dobrym prezesem, ale i człowiekiem o bardzo wątpliwych poglądach…
LEPIEJ BEZ KOBIET?
Brundage poznał ruch olimpijski od podstaw i niemalże od samego jego startu. W latach młodości był nie tylko zdolnym inżynierem z uniwersytetu w Illinois, ale i sportowcem – w szkole trenował lekkoatletykę i koszykówkę, a w 1912 roku trafił do olimpijskiej reprezentacji wyjeżdżającej do Sztokholmu. Występował w pięcioboju i dziesięcioboju, ale bez większych sukcesów. Jego szóste miejsce w pierwszej z tych konkurencji zostało przyćmione przez jego znakomitego kolegę z kadry, Jima Thorpe’a, który zdobył złoto w obydwu konkurencjach. Medale zostały mu później zabrane (ze względu na udział w półzawodowych meczach baseballu), co rozpoczęło bardzo długą kampanię o ich przywrócenie i jedną ze spraw, o którą Brundage pytany był najczęściej.
Jako prezes MKOl mógł zdecydować o ich przywróceniu (szczególnie że były odebrane ze złamaniem ówczesnych procedur), jednak nie zdecydował się pomóc koledze z reprezentacji. Oficjalnie dlatego, że był przeciwnikiem profesjonalnego sportu na igrzyskach (bo był, to się zgadza), ale nieoficjalnie miał mieć w sobie ogromną zadrę wyłącznie z tego względu, że Thorpe był od niego znacznie lepszy. A biorąc pod uwagę późniejsze wydarzenia, historycy zastanawiają się, czy i pochodzenie Thorpe’a (był rdzennym Amerykaninem) nie miało tutaj znaczenia…
Po igrzyskach Brundage szybko piął się w strukturach amerykańskich związków olimpijskich, by w końcu zostać prezydentem komitetu olimpijskiego (AOC). Jego twarde rządy bardzo szybko okazały się brutalne dla zawodników. Dwukrotny mistrz olimpijski Charlie Paddock (bieg na 100 metrów i sztafeta 4x100 w 1920) uważał Brundage’a i amerykański komitet za zło, które wykorzystuje zawodników do zarabiania pieniędzy nie dając nic w zamian. W tym samym czasie AOC z największą surowością karał próby zarobienia pieniędzy przez zawodników w jakikolwiek sposób związany z ich wizerunkiem sportowym. Mildred „Babe” Didrickson, dwukrotna złota medalistka z Los Angeles z 1932 roku (80 metrów przez płotki i… rzut oszczepem), została pozbawiona statusu zawodniczki olimpijskiej za wystąpienie w reklamie samochodu i to mimo tego, że nie wzięła za to pieniędzy, co powinno ją w tej sytuacji ochronić. Została zmuszona do przejścia na zawodostwo, tak samo jak Paddock, który nie chciał mieć nic do czynienia z Brundage’em.
A Brundage? Brundage podsumował sytuację z Didrickson słowa: – Starożytni Grecy nie dopuszczali kobiet do igrzysk. Nie pozwalali im nawet ich oglądać. Nie jestem pewien, ale mieli rację.
Tego typu mizoginistyczne teksty nawet wtedy były niezwykle kontrowersyjne, a co dopiero patrząc na to z perspektywy czasu. O przejęzyczeniu czy przekręceniu intencji także nie mogło być mowy, bo Brundage w stosunku do kobiet zachowywał się tak całe życie i niejedna sportsmenka miała z nim na pieńku ze względu na jego podejście do przeciwnej płci.
„POWINNIŚMY SIĘ UCZYĆ OD NAZISTÓW!”
Miało to zresztą miejsce również przy okazji „igrzysk Hitlera” w Berlinie, w 1936 roku, kiedy Brundage wyrzucił z reprezentacji Eleanor Holm, mającą bronić tytułu z Los Angeles w pływaniu na 100 metrów stylem grzbietowym. Oficjalnie – na promie wiozącym amerykańską reprezentację była impreza, po której Holm miała być w stanie całkowitego upojenia alkoholowego. Nieoficjalnie – impreza faktycznie była, ale nikt nie zrobił nic złego, ani nie tarzał się po pokładzie. Brundage miał szukać powodu, by zadziałać na niekorzyść Holm, bo ta odrzuciła jego wcześniejsze zaloty. To kolejna, po Jimie Thorpe’ie, osobista uraza Brundage’a. A miał ich całe mnóstwo.
Jeśli wierzyć wersji nieoficjalnej, którą poza Holm zdają się potwierdzać także niektórzy historycy sportu, Brundage zachował się beznadziejnie. Problem w tym, że nie jest to pewnie nawet w pierwszej trójce najgorszych rzeczy, które prezydent AOC zrobił w kontekście igrzysk w Berlinie.
Igrzyska zostały przyznane Berlinowi m.in. jako sygnał wsparcia dla rządu, walczącego nie tylko z ogromnym kryzysem ekonomicznym, ale też z ekstremistami politycznymi. Ci ekstremiści, którzy stali się potem nazistami na czele z Adolfem Hitlerem, wygrali jednak wybory i przejęli pełną władzę w późniejszej III Rzeszy. Po pierwszych raportach na temat tego, co dzieje się w nazistowskich Niemczech, pojawiły się głosy wzywające do bojkotu lub przeniesienia igrzysk gdzie indziej. Hrabia Henri de Baillet-Latour, ówczesny prezydent MKOl, był przeciwny odwoływaniu, szczególnie że wciąż otrzymywał od nazistów zapewnienia o braku dyskryminacji w trakcie zawodów. Postanowił więc wysłać swojego człowieka, by sprawdził całą sytuację.
Tym człowiekiem był Brundage. Pojechał do Niemiec we wrześniu 1934 roku. Zastał sytuację, w której Żydzi zostają wyrzucani z klubów sportowych, a dookoła ich sytuacja staje się coraz gorsza. Nie zdziwiło go to, że nie pozwolono mu porozmawiać z żadnym żydowskim sportowcem sam na sam. Przejawy dyskryminacji i tego, co potem robili naziści, były już niemal wszędzie. Tymczasem w raporcie Amerykanina możemy przeczytać, że wszystko ma się w jak najlepszym porządku, on sam zapewnia, że nie ma mowy o jakiejkolwiek dyskryminacji w trakcie igrzysk, a tak naprawdę to Żydzi chcą popsuć wszystkim igrzyska.
Brzmi źle? To nie koniec. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych Brundage był liderem ruchu antybojkotowego (ze wsparciem Baillet-Latoura) i ostatecznie przegłosował wysłanie reprezentacji do Europy. Potem m.in. zbierał fundusze na pomoc w sfinansowaniu podróży i zachęcał amerykańskich Żydów do wpłaty twierdząc, że taki datek pomoże zwalczać antysemityzm w USA. Żydowska pomoc w wyjeździe reprezentacji do antysemickiego kraju miałaby pomóc w zwalczaniu antysemityzmu w samych Stanach Zjednoczonych… Dość powiedzieć, że Brundage zbyt wielu datków w ten sposób nie nazbierał. Oburzonych głosów – znacznie więcej.
Na samych igrzyskach była z kolei sprawa z Holm, a także kontrowersja przy wyborze sztafety 4x100 metrów mężczyzn. Niedługo przed nią Amerykanie postanowili zmienić jej skład – mistrz olimpijski Jesse Owens i Ralph Metcalfe mieli do niej dołączyć, co wydaje się oczywiste, przy jakości jaką reprezentowali. Rzecz w tym, że zajęli w sztafecie miejsca Sama Stollera i Marty’ego Glickmana – jedynych żydowskich sportowców w amerykańskiej kadrze biegaczy. A maczać w tym palce miał oczywiście Brundage.
Powód zmiany był oficjalnie idealny – Owens i Metcalfe, obaj czarnoskórzy, biegają szybciej od innych – gdzie tu dyskryminacja, szczególnie biorąc pod uwagę, że ci wchodzący do sztafety również są przedstawicielami mniejszości? Kwestią było jednak to, kogo zastąpili. Decyzja miała zostać podjęta, by nie zdenerwować Hitlera złotą sztafetą, w której biegliby jednocześnie Żydzi i czarnoskórzy. William Hybl, prezes Komitetu Olimpijskiego Stanów Zjednoczonych (USOC, następca AOC), w 1998 roku przeprowadził własne dochodzenie, by rozwiać plotki w sprawie tej sytuacji i powiedział wprost – „były dowody na to, że za decyzją stał Brundage i miała ona podłoże antysemickie”.
W nagrodę za doprowadzenie amerykańskich sportowców do igrzysk, Brundage został członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego jeszcze przed ich rozpoczęciem. Już jako część największej sportowej organizacji świata wrócił do USA zachwalając igrzyska, Berlin, Hitlera i wszystko, co towarzyszyło temu wydarzeniu. – Powinniśmy uczyć się od Niemców – mówił kilkukrotnie i taki wydźwięk miały w zasadzie wszystkie jego wypowiedzi na temat igrzysk. Stwierdził nawet w odniesieniu do Hitlera, że „inteligentna dyktatura jest najlepszym z ustrojów”. Był mocnym przeciwnikiem zakazania propagandowego filmu Leni Riefenstahl „Olimpiada” w Stanach Zjednoczonych – ze smutkiem stwierdził, że to dlatego, że Żydzi są właścicielami większości kin…
TO CO Z TĄ POLITYKĄ I SPORTEM?
Jak ktoś z taką historią mógł w ogóle zostać prezes Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego? Tak jak często bywa – wystarczy zakręcić się koło właściwych osób. Brundage był wiernym żołnierzem hrabiego Baillet-Latoura w walce o start amerykańskich olimpijczyków w Berlinie. Ta sama sprawa zbliżyła go też do Sigfrida Edstroema, wraz z którym uważali się za „obrońców ognia olimpijskiego” w czasie wojny. Hrabia Baillet-Latour zmarł w czasie wojny, a jego naturalnym następcą był Edstroem. To z kolei sprawiło, że po objęciu przez niego szefostwa w MKOl Brundage został wiceprezydentem z szansą na wybór po ewentualnym odejściu Szweda. Nie przeszkadzał też fakt, że wielu wysoko postawionych działaczy miało przed wojną podobne do Brundage’a poglądy o „kontrolowaniu Żydów” i „nieprzepadaniu” za nimi. Ciekawe co się w tej kwestii zmieniło już po 1939 roku…
Zgodnie z planem Brundage został szefem MKOl po Edstroemie, w 1952 roku. Amerykanin kontynuował próby egzekwowania swoich poglądów na temat amatorstwa w sporcie, choć świat zaczął mu uciekać, bowiem w niektórych dyscyplinach mimochodem granica między amatorstwem a profesjonalizmem powoli się zacierała. Nie przeszkodziło mu to jednak podtrzymywać decyzji o zabraniu medali Jimowi Thorpe’owi czy wykluczyć z zimowych igrzysk w Sapporo (1972, pod koniec kadencji) alpejczyka Karla Schranza, nazywając go „chodzącym billboardem”.
Walka z amatorstwem w jego wykonaniu wyglądała jednak dość niekonsekwentnie biorąc pod uwagę, że nie przeszkadzała mu sytuacja w państwach bloku wschodniego, gdzie sportowcy amatorami byli tylko w teorii. W praktyce dostawali spore pieniądze pod stołem – jest to proceder znany nam doskonale z polskich kopalni czy innych państwowych zakładów w okresie PRLu, gdzie sportowcy byli zatrudnieni tylko oficjalnie. Co więcej, Brundage – mimo bycia całkowitym antykomunistą 20 lat wcześniej – zachwycał się sposobem, w jaki ZSRR budowało swoją bazę sportową. Był przeszczęśliwy widząc, jak budują się „wielkie armie sportowców”, a to wszystko pod genialną przykrywką amatorstwa. Zapytany o to wymigał się od odpowiedzi twierdząc, że działa to mniej więcej jak stypendia studenckie w USA (nie trzeba raczej mówić, że to dwie kompletnie różne rzeczy).
Prezes MKOl zmienił swoje zdanie na temat komunistów, co może czynić go jedną z niewielu osób wychwalających w tamtym okresie zarówno nazistów, jak i komunistów i jest to przyznamy zestaw, który trudno przebić z wielu względów. W notce samego Brundage’a z lat 50. znalezionej znacznie później możemy przeczytać „A(very) B(rundage): Mądry kolega, imperialista, faszysta, kapitalista, nazista, a teraz komunista”. Może było to nieco ironiczne, tego nie wiemy, ale trudno o lepszą autoprezentację.
Do serii dziwactw można też dołączyć fakt, że był niezwykle zadowolony z tego, jak udaje mu się omijać politykę i zmuszać powojenne Niemcy do startowania jako jeden kraj. Uważał, że przymuszanie do tego państw, które tego nie chciały i traktowały się wrogo, pomaga w integracji i pomoże w zjednoczeniu kraju. W momencie, w którym o tym opowiadał, w Berlinie budował się mur…
Dziwactwa i przekonanie o wielkości swoich nie do końca wielkich działań umywają się jednak przy kolejnych historiach z życia już szefa MKOl Avery’ego Brundage’a. Kiedy w Republice Południowej Afryki trwały zamieszki spowodowane apartheidem i kolejni czarnoskórzy ginęli na ulicach, wiele krajów afrykańskich, które zdążyły odzyskać pełnię niepodległości, zagroziło bojkotem igrzysk w Tokio (1964). Tylko dlatego (a nie ze względu na działania rządu, te Brundage’owi nie przeszkadzały) RPA została wykluczona z igrzysk. Szef MKOl oficjalnie powiedział, że nie podobają mu się nierówności rasowe w RPA i stąd ta decyzja, ale ten sam Brundage cztery lata później próbował na siłę przywrócić kraj do igrzysk, kiedy sytuacja z apartheidem ani trochę się nie zmieniła (ponowna groźba bojkotu przywróciła go do porządku).
To samo zresztą stało się z Rodezją (dzisiejszym Zimbabwe). Zaraz po odzyskaniu niepodległości czarnoskórzy byli represjonowani, a sytuacja przypominała tą z RPA. Mimo to Brundage był jednym z nielicznych, który twierdził, że Rodezja powinna wystąpić w 1972 roku jako podwładny byłych już kolonistów z Wielkiej Brytanii, bo przecież w niemal dwudziestoosobowej kadrze były dwie czarnoskóre osoby (liczebność rasowa w kraju była wtedy całkowicie odwrotna), a to oznacza całkowitą równość. Oczywiście możliwe było, że tylko dwóch czarnoskórych olimpijczyków z Rodezji się na te igrzyska zakwalifikowało, ale dzięki historykom tamtego regionu wiemy, że proces wyboru i kwalifikacji olimpijczyków nie należał do równych. To Brundage zresztą powiedział przed igrzyskami w Berlinie, że Żydów zazwyczaj było mało w niemieckiej kadrze, więc jak teraz nie będzie wcale, to jaka to dyskryminacja? Dopiero ponowna – trzecia już – groźba bojkotu prawie całej Afryki wybiła mu z głowy plan startu Rodezji. Zarówno RPA, jak i Rodezja, już pod nazwą Zimbabwe, poczekały na igrzyska jeszcze długie lata, a Brundage niezwykle mocno przeżył swoją porażkę w tej sprawie.
Igrzyska w Meksyku (1968) przyszły w czasie wielkiej walki o prawa mniejszości w Stanach Zjednoczonych. Był to rok zabójstwa Martina Luthera Kinga, a protesty nie ustawały. Brundage ostrzegł więc organizatorów igrzysk w Meksyku, żeby w związku z tym uważały i nie dopuściły do niczego politycznego, co mogłoby zagrażać jedności igrzysk. Oczywiście te igrzyska ostatecznie i tak są znane m.in. z protestu Tommy’ego Smitha i Johna Carlosa, którzy na podium zwycięzców biegu na 200 metrów wznieśli górę pięści w czarnych rękawiczkach.
Prawdopodobnie nic w dotychczasowej historii igrzysk aż tak nie rozwścieczyło prezesa MKOl. Wyrzucił lekkoatletów z igrzysk olimpijskich i chciał też nawet odebrać im medale – przed tym powstrzymali go inni członkowie komitetu, delikatnie sugerując, że to byłaby znacząca przesada. Brundage, który przecież w polityczne sprawy krajów miał rzekomo nigdy się nie mieszać, grzmiał, że „czarni zbezcześcili amerykańską flagę”, a ich „złamane i zwichrowane osobowości” powinny jak najszybciej odejść ze sportu. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Brundage uznał igrzyska pełne „hailowania” i nazizmu za najpiękniejsze w historii święto sportu…
Cytat z Tommy’ego Smitha, który jeszcze przed biegiem i protestem powiedział: „Nie chcę, żeby ktoś taki jak Brundage wręczał mi jakikolwiek medal”, świadczy o tym, że w Stanach Zjednoczonych wszyscy doskonale znali poglądy apolitycznego przecież prezesa MKOl.
KLAMRA
Zbliżał się koniec kolejnej kadencji Brundage’a, a mający już 85 lat działacz nie zamierzał walczyć o reelekcję. Jego ostatnimi igrzyskami miały być te w Monachium, w 1972 roku. Idealne zamknięcie klamry – zmazując plamę z Berlina. Rzecz w tym, że nawet z tym Brundage nie do końca sobie poradził. Wydarzyła się rzecz najgorsza, której wielu nie spodziewało się na igrzyskach olimpijskich – terroryści zaatakowali wioskę olimpijską, biorąc izraelskich sportowców za zakładników i ostatecznie mordując jedenaście osób.
Wielka polityczna i sportowa tragedia, niełatwa dla nikogo, a Brundage zostanie zapamiętany z cytatu „The Games must go on” i braku przerwania całej imprezy. Nie to jest jednak tu problemem, bo w tej kwestii historycy sportu się z nim zgadzają i uważają, że ta niełatwa decyzja mogła nawet uratować ruch olimpijski. Problemem jest cała wypowiedź, która pojawia się przed słynnym cytatem, a którą szef MKOl zdołał przypadkiem tym cytatem przykryć. Co powinien zrobić prezes MKOl w takiej sytuacji? Wyrazić żal, wprowadzić krótką żałobę (igrzyska były wstrzymane na jeden dzień), poinformować co dalej i smucić się wraz z całym olimpijskim ruchem. Niełatwe w tak trudnej sytuacji, jednak Brundage koncertowo to popsuł, wylewając w tej wypowiedzi swoje osobiste żale.
Najpierw stwierdził, że „im większe stają się igrzyska, tym bardziej stają się podatne na zagrożenia komercyjne, polityczne i – teraz – kryminalne”. Zagrożenia komercyjne to oczywiście jego wielka porażka w kwestii amatorstwa zawodników i fakt, że coraz więcej dyscyplin dawało im pieniądze. Polityka, o ile to szeroki termin, nawiązywała do pokojowego protestu z Meksyku. Postawienie obu tych spraw, szczególnie komercjalizacji, przy terroryzmie i zabójstwach, zdawał się być co najmniej nie na miejscu.
Tymczasem Brundage podbił to jeszcze w kolejnych zdaniach. – Igrzyska XX Olimpiady doświadczyły dwóch ataków. Przegraliśmy bitwę o Rodezję przez polityczny szantaż – powiedział, a przez „przegraliśmy” miał oczywiście na myśli „ja przegrałem”, a w dodatku nie zdawał sobie sprawy, że to on w tej bitwie stał po złej stronie. „Politycznym szantażem” był wyłącznie fakt, że afrykańskie kraje nie chciały występować na jednych igrzyskach z krajem o rasistowskiej polityce, co raczej niczym kontrowersyjnym nie jest. Tymczasem Brundage postawił swoją sprawę na równi z zamachem terrorystycznym i to jeszcze siebie, wraz z zabitymi sportowcami, jako pokrzywdzonego.
W ten sposób odszedł z ruchu olimpijskiego, tak jak do niego wszedł – stawiając siebie i swoje kontrowersyjne poglądy na świeczniku. Z perspektywy czasu trudno sobie wyobrazić, jak ktoś o takim wizerunku mógł być na tak ważnym stanowisku pokojowego świata, i to przez 20 lat. Być może o wielu rzeczach świat też po prostu nie wiedział. W 2021 roku usunięto jego pomnik spod muzeum chińskiej sztuki w San Francisco (był wielkim kolekcjonerem i oddał wiele eksponatów właśnie tam), ponieważ właściciele stwierdzili, że dopiero teraz tak naprawdę dowiedzieli się jakim był człowiekiem. Wcześniej był dla nich po prostu miłośnikiem chińskiej sztuki.
Był, ale nie tylko. Był despotą o poglądach, których w sporcie olimpijskim nie chcemy widzieć nigdy więcej. W dodatku takim, dla którego zwykła uraza urastała do rangi rzeczy równej terroryzmowi, a sam nie mógł pogodzić się nigdy z uczciwą porażką w sporcie. Czy to na bieżni z Thorpe’em, czy w sprawach Rodezji i RPA lata później. Jest też powodem, dla którego Juan Antonio Samaranch został przyjęty jako długo wyczekiwany prezes MKOl i mimo swoich wad jest odbierany raczej pozytywnie, a już na pewno bardziej niż Brundage. Jacques Rogge i aktualny prezes, Thomas Bach, również nigdy nie weszli na poziom niechęci, jaki wytwarzał Amerykanin. Warto zauważyć, że u Rogge’a jednym z większych skandali był fakt, że skrytykował sposób radości Usaina Bolta po igrzyskach w Pekinie.
Jest różnica? Całkiem spora, miejmy tylko nadzieję, że o ile MKOl zawsze będzie stał pomiędzy trudnymi wyborami, również politycznymi, o tyle nie będzie trzeba się martwić już więcej o to, by prezes nie robił takich rzeczy jak Brundage.