Jest już kontrakt z Def Jam Recordings Poland. Co to znaczy? To, że jeden z najbardziej charakterystycznych polskich producentów znowu da nam trochę swojej muzyki. Nowej muzyki. Nie zapominajmy jednak o nie tak dawnych, mało znanych sztosach.
To oficjalne: polska scena niebawem zagra na czarno. Cieszy nas to niezmiernie, bo to spora niesprawiedliwość, że facet z takim skillem i taką egzekucją pomysłów zniknął z radaru większości słuchaczy rapu.
Trzeba jednak zaznaczyć, że Czarny nie próżnował przez ostatnie parę lat – chociaż nie wyświetlał się szeroko, dołożył do swojego CV parę tracków, które zdarzało się nam zapętlać. I to właśnie o nich chcemy wam pokrótce powiedzieć.
Biorąc pod uwagę włożony hajs i szerokość działań, Empire Force One można określić mianem pierwszej próby stworzenia rapowej superprodukcji, takiej z prawdziwego zdarzenia. Gorący newcomerzy, szanowane legendy, zagraniczne featuringi oraz bity Timbalanda i Maikiego sprawiły, że o tym projekcie było w 2016 roku głośno, choć nie przełożyło się to ani na wyświetlenia, ani na jakość. W gąszczu mocno nijakich tracków da się jednak znaleźć kilka wartych uwagi – jednym z nich jest Beware, angielski track wspomnianego wcześniej duetu, który nie brzmi jak kulawa przeprowadzka liryczna. Przestrzenny bas i rozdygotany cykacz Czarnego zrobiły tu robotę.
Ten dyskowy kawałek jest zarazem jednym z ostatnich śladów bytności producenta na kanale wytwórni PROSTO. Aż chce się powiedzieć: jak podsumowywać ważny rozdział w życiu artystycznym, to tylko w ten sposób. Nie ma tu raperów, jest wyłącznie sam Czarny, który skomponował instrumentalną sztukę, dobrze korespondującą ze sznytem swoich najbardziej znanych produkcji. Klimatyczne trzaski i wyciszone stilo pasują w sam raz na długi, niespieszny wieczór. A takich mamy obecnie aż za dużo.
Jak bardzo zmienił się polski rap, ilustruje mała popularność tego utworu z 2018 roku. Gdyby pojawił się on w pierwszej dekadzie XXI wieku, serwery by najprawdopodobniej zapłonęły żywym ogniem, bo to przecież przecinka dwóch filarów ówczesnego podziemia. W dalszej części drugiego dziesięciolecia nie znalazła jednak ona zbyt wielu słuchaczy, a szkoda – dzięki ejtisowemu bitowi z nieśmiałymi blipami rozleniwiony Reno i linijkowo bliski undergroundowi VNM stworzyli letniaka z długą datą przydatności do spożycia. Tak się topi asfalt.
Przynajmniej od gali Popkillerów z 2019 roku nie było chyba dla nikogo tajemnicą, że Czarny pracuje na co dzień w jednym z majorsów. To zaś w prostej linii prowadzi do współtworzenia nie tylko kawałków, ale i całych płyt postaci, które z rapem mają niewiele wspólnego. Jego rękę można usłyszeć choćby na albumie Dla naiwnych marzycieli Ani Dąbrowskiej, ale my chcemy zwrócić uwagę na współpracę z piosenkarką o ksywie sanah. Doczekała się ona sporego hajpu poza głównym nurtem także dzięki takim wrzutom jak bipping – to nieprzypałowa, ciążaca ku popowi muzyka, niby spoza rapsów, ale jednak związana z nim w duchu producenckim. Zwiewność i lekkość jest tu!
W momencie, w którym to spontaniczne collabo pojawiło się na YouTubie, pewnie część odbiorców rymów i bitów powiedziała: jedna jaskółka wiosny nie czyni. Teraz wiemy już, że była to (wraz z podkładem do kawałka GAZPROM Quebonafide) zapowiedź comebacku. Aż dziw bierze, że w dwa tygodnie Nie ma szans wykręciło raptem niecałe 20000 wyświetleń – w końcu różnorodne raperskie style zagrały tu jak należy, a odświeżona stylistyka beatmakera HiFi Bandy bardzo im w tym pomogła.