„Cześć Wika. W Mińsku zabijają ludzi, a co u Ciebie?”. Milczący mecz Wiktorii Azarenki

Zobacz również:Wielki tenis wraca w US Open. Niecodziennie okoliczności z korzyścią dla Polaków
azarenka-e1597871259898.jpg
fot. Shaun Botterill/Getty Images

Kiedy w kraju pachnie rewolucją, społeczeństwo chce wiedzieć, jakie zdanie mają na ten temat wielcy rodacy. Walczący z reżimem Białorusini są więc ciekawi, po której stronie barykady stanie Wiktoria Azarenka. Słynna tenisistka, która przez lata była ulubienicą Alaksandra Łukaszenki, tkwi jednak teraz w politycznym rozkroku.

Masowe protesty na Białorusi to od ponad dwóch tygodni jeden z głównych tematów europejskiej polityki. Chociaż na ulicach Mińska pisze się historia, a przeciwko władzy występują kolejne znane osoby, to Wiktoria Azarenka wystukała jak dotąd tylko kilkaset znaków na swoim Instagramie: „Bardzo kocham moją ojczyznę i modlę się do wszystkich walczących stron o zaprzestanie przemocy i przystąpienie do pokojowych negocjacji. Tylko w ten sposób można rozwiązać powstałe różnice i wrócić do spokojnego życia. Życzę pokoju i pomyślności naszej ukochanej ojczyźnie”.

Komentarze pod wpisem zostały wyłączone, ale 31-letniej tenisistce, która na co dzień mieszka w słonecznej Kalifornii, dostaje się w innych miejscach. „Poważnie? Czy możesz skomentować sytuację w domu? Czy naprawdę Cię to obchodzi?!” – to słowa Mariny pod zdjęciem roześmianej gwiazdy. Jest też ironia wymieszana z tragedią: „Cześć Wika. W Mińsku zabijają ludzi, a co u Ciebie?”. Pod jej starymi wpisami niektórzy publikują zdjęcia rannych osób. Liczą, że gwiazda stanie jednak po stronie zwolenników zmian.

Owszem, media społecznościowe to tylko skrawek rzeczywistości, ale nie od dziś wiadomo, że Azarenka i Białoruś to niejednoznaczny związek. Dwukrotna zwyciężczyni Australian Open niby zawsze stroniła od wypowiedzi o zabarwieniu politycznym, ale jednocześnie nie protestowała, kiedy w jej sławie ogrzewał się Alaksandr Łukaszenka. Batiuszka, jak na sprawnego dyktatora przystało, zawsze lubił wykorzystywać ją dla celów propagandowych.

PREZYDENT WYGRYWA NAWET W SKARPETKACH

Listopad 2010 roku, Pałac Sportu w Mińsku. Wiktoria Azarenka i Caroline Wozniacki grają mecz pokazowy, z którego dochód ma być przeznaczony na wsparcie dziecięcego centrum onkologii. Wika jest już dziesiątą rakietą świata i ma na koncie pięć wygranych turniejów. Z trybun oklaskuje ją Łukaszenka. W pewnym momencie Azarenka podbiega do prezydenta i wręcza mu rakietę. Polityk ściąga marynarkę i buty, po czym w skarpetkach staje na korcie naprzeciwko swojej rodaczki i Caroline. Krótki mecz ma oczywiście formę zabawy, ale ostatecznie wygrywa ambitnie grający Łukaszenka.

Później wielu kibiców będzie pamiętało Azarence ten mecz bardziej niż wygrane finały Australian Open z Marią Szarapową i Na Li. Wszystko dlatego, że odbijała piłkę z Łukaszenką w samym środku kampanii, niespełna miesiąc przed wyborami prezydenckimi. Nie wiadomo czy było to zaplanowane, czy może młoda tenisistka chciała być po prostu uprzejma. W świat poszedł jednak prosty komunikat: gwiazda poparła dyktaturę.

Kiedy w 2012 roku po raz pierwszy wygrywa turniej wielkoszlemowy w Melbourne i staje się liderką światowego rankingu, Łukaszenka przyznaje jej Order Ojczyzny III stopnia. Niektórzy się dziwią, bo z definicji jest on przyznawany za wybitne osiągnięcia, „które skutkują poprawą warunków życia ludności i umocnienia kraju”. Prezydent pisze w liście gratulacyjnym, że ojczyzna jest wdzięczna tenisistce za osiągnięcia, które na zawsze zapisują się w historii białoruskiego sportu. Takich listów było wiele.

Dla Łukaszenki sport jest ważny. Gdyby było inaczej, nie byłby przecież jednocześnie szefem Białoruskiego Komitetu Olimpijskiego. Dlatego też rozpływa się w zachwytach po każdym ważnym zwycięstwie Azarenki. Tenisistka ma już zresztą status jednego z najwybitniejszych sportowców w historii kraju: białoruska telewizja obowiązkowo transmituje jej mecze, poczta drukuje znaczki z jej podobizną, a sam prezydent otrzymane od niej w prezencie rakiety trzyma na eksponowanym miejscu w swojej rezydencji.

WSPARCIE OLIGARCHY I BRAMKARZA NHL

Od początku była idealnym materiałem na białoruską bohaterkę. Urodziła się w zwykłej rodzinie z Mińska, kiedy ten był jeszcze miastem radzieckim. Jej rodzina nie żyła bogato, ale godnie. Chociaż matka Ałła momentami musiała ciągnąć dwa etaty. Jednym z nich było stanowisko trenera w mińskim klubie tenisowym. Kobieta, nie mając co zrobić z 7-letnią córką, zabierała ją na treningi i kazała odbijać piłkę od ściany. Kiedy po kilku dniach takiego odbijania trenerzy chcieli zaprosić ją na kort, początkowo bała się. Po namowach mamy jednak zgodziła się i tak to się zaczęło.

Na Białorusi finansowanie określonych dyscyplin sportu często było uzależnione od kaprysu elit. Tenis nigdy nie wygrywał tam z hokejem, biathlonem czy piłką nożną, ale skoro ważni ludzie łapali za rakietę, to pieniądze na rozwój talentów musiały się znaleźć. Azarenka była jednym z największych. Początkowo finansowo wspierał ją Władimir Pieftiew, oligarcha mający wówczas w swoim biznesowym portfolio firmy działające m.in. w branży technologicznej, paliwowej i zbrojeniowej. Sam był fanem tenisa, a prywatnie już wtedy należał do grona zaufanych ludzi Łukaszenki. Pomagał Azarence, chociaż po latach pojawiły się informacje, że nie zawsze była to dobra współpraca. Rodzinie dziewczyny rzekomo nie podobało się, że opiekunowi trzeba było odpalać coraz większe pieniądze z wygranych turniejów. Miało to być zresztą powodem ich późniejszego rozstania.

Bo dla Azarenki tenisowa Białoruś szybko stała się za mała. Kiedy miała 14 lat, wyjechała na treningi do Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, w spełnieniu amerykańskiego snu pomagał jej także Nikołaj Chabibulin, słynny bramkarza klubów NHL. Zdobywca Pucharu Stanleya z Tampa Bay Lightning zapewnił jej dach nad głową, a było to możliwe dzięki znajomości jego córki z rodziną Azarenków. W takich cieplarnianych warunkach dziewczyna z Białorusi stała się szybko najlepszą juniorką na świecie.

MILIONY Z ZACHODU NIE KŁUJĄ W OCZY

Jej późniejsze sukcesy seniorskie są już doskonale znane: mistrzostwo Australian Open w 2012 i 2013 r., dwa finały US Open, półfinały Wimbledonu i Roland Garros, złoto i brąz na igrzyskach w Londynie. Jak wylicza oficjalny serwis WTA, przez całą karierę podniosła z kortu już 30,3 mln dolarów, nie licząc oczywiście kontraktów reklamowych.

Władzom Białorusi nigdy jednak nie przeszkadzało, że zarabia miliony na Zachodzie, że mieszka w USA i Monte Carlo, że żadnego pożytku nie mają z niej kontrolerzy z urzędu skarbowego w Mińsku. Była przecież dowodem, że ta rzekomo zła, zastraszająca obywateli Białoruś, potrafi dać jednak światu wybitną jednostkę. Łukaszenka lubi sprzedawać sukcesy Azarenki trochę jak swoje, chociaż ta piękna historia była też pewnie ubarwiana na wiele sposobów. Jedna z opowieści mówi na przykład o tym, że Łukaszenka zapamiętał ze swoich treningów w Mińsku pewną małą, utalentowaną dziewczynkę. Kiedy on odbijał rekreacyjnie, obok rodziła się gwiazda.

Azarenka w żaden sposób nie zaburza tej relacji. Kiedy zagraniczni dziennikarze pytają ją o ojczyznę, zawsze mówi pięknymi ogólnikami. Żadnego złego słowa o władzy, chociaż ta notorycznie łamie prawa człowieka. Zawodniczka regularnie odwiedzała mieszkających w Mińsku rodziców, przylatywała na mecze Pucharu Federacji nawet jak nie mogła w nich wystąpić. O Białorusi lubi mówić w patriotycznym tonie. – Kiedy słyszę „Białoruś”, zaczynam myśleć o domu, korzeniach. To szczególne uczucie, chociaż dopiero niedawno przewartościowałam sobie pewne rzeczy. Kiedy jesteś nastolatkiem, traktujesz ojczyznę trochę jak rodziców: kochasz ją, ale znajdujesz się w pewnej opozycji do niej. Potem jednak rozumiesz, co jest najważniejsze. Sama nabrałam już bardziej dojrzałego podejścia do swojego kraju – mówiła kilka lat temu.

SPADAJĄCA GWIAZDA

W swoim kraju jest więc bohaterką niejednoznaczną. Dla jednych jest gwiazdą, która pozwala się wykorzystywać politycznie. Dla drugich sportsmenką, która w końcu dała trochę radości rodakom i połączyła ich przynajmniej na czas ważnego turnieju. Dla młodych Białorusinów stała się żywym dowodem na to, że światowa kariera jest możliwa. Poza tym na ich wyobraźnię działało jej trochę celebryckie życie: posiadłość w Kalifornii, apartament w Monte Carlo, randkowanie z popularnym raperem Redfoo, a wcześniej z synem legendarnego tyczkarza Siergiej Bubki.

Zdaniem jednych, jej dobre stosunki z Łukaszenką były sposobem na kupienie sobie spokoju: reżim nie brał pod lupę jej majątku i nie prześwietlał inwestycji na Białorusi. Zdaniem drugich, tenisistka nie chce po prostu mieć wrogów, ponieważ w Mińsku cały czas mieszkają jej bliscy i przyjaciele. Jeszcze inni uważają z kolei, że zwyczajnie dała się wkręcić w politykę, nie spodziewając się, że małe publiczne gesty mogą mieć tak ogromne znaczenie. Tylko gdzie leży prawda?

Co ciekawe, Azarenka budzi skrajne emocje także w tenisowym świecie. Czasami chodzi o sprawy w gruncie rzeczy błahe, jak chociażby słynne pojękiwanie przy każdym odbiciu, rzucanie mięsem na korcie, czy niechęć do dziennikarzy. Ale są też poważniejsze zarzuty – dotyczą nieczystej gry.

Kilka razy krytykowano ją, że celowo symuluje kontuzje, aby wybić rywalki z rytmu. Największa krytyka spadła na nią po półfinale Australian Open w 2013, kiedy grała z Amerykanką Sloane Stephens. W momencie kiedy jej ewidentnie nie szło, poprosiła o pomoc lekarską. Opuściła kort na dziesięć minut, a potem wróciła uspokojona i awansowała do finału. Niektórzy komentatorzy nazwali to parodią tenisa i uważali, że zawodniczka powinna być zdyskwalifikowana. Swoje niezadowolenie wyrazili też kibice podczas meczu finałowego: część z nich w formie protestu nie świętowało jej triumfu.

Rzekome symulowanie urazów było zresztą powodem ochłodzenia jej relacji z Agnieszką Radwańską, która otwarcie krytykowała za to Białorusinkę. Nawiasem mówiąc, Azarenka była jej koszmarem, bo na 18 meczów Polka wygrała z nią tylko 5.

RYSUNEK W KOLORZE ZIELONYM

Teraz jednak to ona zmaga się ze swoimi koszmarami. Po latach pełnych zwycięstw przyszły trudniejsze czasy. Najpierw prześladowały ją kontuzje, a kiedy wróciła do gry po urodzeniu syna, na pewien czas musiała zawiesić starty z powodów osobistych: od 2017 r. walczyła przed sądem o prawa do opieki nad dzieckiem. Po powrocie na kort próbowała mozolnie odbudować swoją pozycję. Aktualnie jest 59. w rankingu.

Dla kibiców w kraju jej ranking jest jednak teraz bez znaczenia. Bardziej interesuje ich to, czy jako jedna z najsłynniejszych Białorusinek zajmie w końcu zdecydowane stanowisko w sprawie sytuacji politycznej w ojczyźnie. Czy pójdzie drogą niektórych białoruskich sportowców, którzy w ostatnich dniach publicznie skrytykowali władzę. Czy postąpi tak jak chociażby Ilja Szkurin, napastnik CSKA Moskwa, który napisał, że dopóki rządzi Łukaszenka, on nie zagra dla reprezentacji Białorusi. Wspomniany na początku wpis w mediach społecznościowych pokazuje jednak, że Azarenka woli jednak unikać politycznych deklaracji.

Kiedy więc Białorusini wybierają – biało-czerwono-biała flaga symbolizującą państwowość, czy obecna czerwono-zielona, gwiazda stoi z boku. Chociaż kiedyś zdarzyło się jej mówić o symbolice. W 2015 roku dziennikarz „The Minsk Herald” zapytał ją raczej niezobowiązująco, jakich kolorów by użyła, gdyby miała narysować swój kraj ze wspomnień. Odparła: – Zdecydowanie zielonego. Gdy myślę o naszym kraju, kojarzy mi się z kolorem zielonym. Flaga ma ten sam kolor.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz