Wstanie z łóżka. Przejście przez pasy na zielonym. Skasowanie biletu. Wszystkie te czynności wydają się trudniejsze od krytykowania produkcji Patryka Vegi. A gdyby tak poszukać w jego kinie czegoś dobrego?
Trzeba uczciwie przyznać, że sam sobie na to zapracował. Jego filmy są jedną z najgorszych (jeśli nie najgorszą!) rzeczy, jakie spotkały polską kinematografię ostatnich kilkudziesięciu lat. Patryk Vega udowodnił, że można kręcić na kolanie, ze szczątkowym scenariuszem, za to bez większych umiejętności reżyserskich, a i tak zarabiać na tym więcej, niż ktokolwiek w branży. Pewnie dlatego jest przez nią tak nienawidzony. Co się dziwić – starannie wykształcony scenarzysta siedzi miesiącami za biurkiem, leci na zbyt szybko kończących się zaliczkach i godzinami zastanawia, czy jego postać powinna w tej scenie spojrzeć w słońce, czy najpierw w chmury, a potem w słońce, bo to lepiej odda jej aktualny stan ducha. A tu wjeżdża Vega, stawia kamerę, każe jednej postaci ryknąć: kurwa!, a drugiej odpowiedzieć: no kurwa i chuj!, jedno ujęcie, bez dubla, mamy to. Po czym wsiada do helikoptera...

Jeśli pytacie, czy tym tekstem chcemy rehabilitować już i tak fatalny wizerunek reżysera – nie, nie chcemy. I tak szczerze to wolelibyśmy, żeby jego filmy w ogóle nie powstały. Ale i nie jest też tak, że o Vedze nie można z ręką na sercu powiedzieć czegoś dobrego. Na chwilę przed premierą Miłości, seksu i pandemii staramy się poszukać plusów w tym, że Patryk Vega sięga po kamerę.
Dzięki niemu Polacy masowo ruszyli do kin
Ktoś może odpowiedzieć, że owszem, ale Vega ma takich, a nie innych fanów. Po pierwsze – nie dzielmy publiki na lepszą i gorszą. Po drugie – co z tego? Ważne, że ma. Co prawda odkąd pyzaty reżyser przeobraził się w smukłego, przyodzianego w zbroję z Phillipp Plein i DSquared gościa, schudła też jego widownia. Zobaczmy, jak to wyglądało od roku 2016 i filmu Pitbull: Nowe porządki, który otworzył nowy etap w artystycznej karierze Patryka Vegi:
Pitbull: Nowe porządki: 1 433 000 widzów
Pitbull: Niebezpieczne kobiety: 2 873 000 widzów
Botoks: 2 314 000 widzów
Kobiety mafii: 2 032 000 widzów
Polityka: 1 890 000 widzów
Kobiety mafii 2: 1 144 000 widzów
Pętla: 569 000 widzów
Bad Boy: 396 000 widzów
Pitbull: 414 000 widzów
Small World: 422 000 widzów
Cztery ostatnie filmy weszły już do kin w erze pandemicznej, ale wymowne są wyniki za rok 2021: szumnie zapowiadane Pitbull i Small World wyraźnie przegrały z konkurencją: Dziewczyny z Dubaju mimo równie niesprzyjających warunków związanych z pandemią zdołały przyciągnąć przed ekrany ponad milion osób. Natomiast dalej mówimy o wynikach liczonych w setkach tysięcy. Nawet jeśli Vega już się ludziom przejadł.
Ale w latach 2016-2019 był na topie. Sprawił, że ludzie wyszli z domów, zostawili pieniądze w kasach kin i oglądali polskie filmy z legalnych źródeł. Sukcesy dwóch Pitbulli, dwóch Kobiet mafii, Botoksu i Polityki napędziły biznes. Poza tym wielu z jego widzów mogło zwyczajnie zainteresować się kinem. Ciekawe, ile z tych osób, które fama produkcji Vegi wyciągnęła po raz pierwszy od dawna do sal kinowych, została w nich na dłużej. A przecież zamiast na bilet, można było wydać te pieniądze na alkohol, choć akurat bez niego trudno obcować z twórczością tego reżysera.
Rozkręcił kilka aktorskich karier
Nie mówimy tu o aktorach ze świecznika, którzy, nie wiedzieć czemu, znaleźli u Vegi spokojną przystań: Andrzeju Grabowskim, Agnieszce Dygant, Mai Ostaszewskiej. Ani o Tomaszu Oświecińskim, bo... No, nie sądzimy, że tu są zadatki na porządną aktorską karierę. Natomiast to u Patryka Vegi polskiej widowni na poważnie przedstawili się Katarzyna Warnke, Piotr Stramowski czy Sebastian Fabijański. To Vega przypomniał masowemu widzowi o Marietcie Żukowskiej, to u niego na dużym ekranie zadebiutowała Julia Wieniawa. Może poza tą ostatnią, której kariera biegła wielotorowo, ale cała czwórka zyskała ogromną rozpoznawalność właśnie dzięki temu twórcy.
Oczywiście masa aktorów się też u niego marnowała; naprawdę żal było patrzeć na to, co przed kamerą wyprawiała wspomniana Ostaszewska, jedna z najlepszych aktorek, jakie pojawiły się w kinie i teatrze po 1989 roku. Natomiast taki Piotr Stramowski, chyba największy beneficjent popularności dzieł Patryka Vegi, powinien do końca życia stawiać mu kolacje.
Zrobił dobrego Pitbulla
Co prawda 17 lat temu. Ale zrobił! Chociaż lepszy był serial – film jest tylko skrótem wątków rozwiniętych w wersji telewizyjnej; jeśli macie ochotę poznać ten tytuł, wybierzcie właśnie wersję wieloodcinkową. W każdym razie pomyślcie tylko: połowa pierwszej dekady XXI wieku, polskie filmy kiepsko radzą sobie w box office'ach. W 2005 roku co prawda jedynkę rocznego podsumowania okupował Karol. Człowiek, który został papieżem, ale z dzisiejszej perspektywy te niespełna dwa miliony widzów były jak na specyficzny czas premiery (chwilę po śmierci Jana Pawła II) wynikiem fatalnym. A dalej? Skazany na bluesa, który nawet nie zgromadził łącznej widowni 200 tysięcy widzów. Przecież to był dramat. Polskie kino przeżywało słaby okres, filmowcy nie mieli pomysłów, brakowało mocnych nazwisk; Wojciech Smarzowski dopiero przecierał sobie szlaki przed wejściem na szczyt. I nagle szerzej nieznany 28-latek zrobił coś, co oglądało się jak dokumentalny zapis z prac służb porządkowych. Jego Pitbull był szczery, naturalny, pełen postaci z krwi i kości z realnymi, życiowymi problemami. Marcin Dorociński jako biegający w białym dresie Despero, Weronika Rosati w roli Ormianki Dżemmy? Co to była za para!
Trudno uwierzyć jak to wszystko mogło się aż tak zepsuć. Jeszcze przed 30-tką Patryk Vega miał wszystko, żeby zrobić nowe porządki w polskim kinie. To znaczy, w sumie je zrobił. Ale takie, po których trzeba zamawiać dodatkową ekipę sprzątającą. Albo egzorcystę.
Bawi się za własne pieniądze
Tu mała adnotacja – bawił do zeszłego roku; w wakacje dowiedzieliśmy się, że Polski Instytut Sztuki Filmowej przyznał mu dofinansowanie w wysokości 6 milionów złotych na dystrybucję Miłości, seksu i pandemii oraz szerzej nieznanego jeszcze Znajdę cię. Inna sprawa, że to pieniądze z budżetu specjalnego, wspomagającego polskich filmowców w czasach pandemii. Wizja wysooktanowego kina Vegi, wspomaganego napędem w postaci pieniędzy z kieszeni podatników nie należy do przyjemnych. Z drugiej strony to i tak nic w porównaniu z tym, co dostaje Telewizja Polska.
Ale przedtem Patryk Vega mógł z uśmiechem wystawiać środkowy palec wszystkim krytykom. Narzekacie na poziom moich produkcji? To narzekajcie dalej, bo robię je za własne pieniądze i nikomu nic do tego, jak będą wyglądać. Były słabe, a nawet fatalne, natomiast wciąż: Vega udowodnił, że na pewnym poziomie można pozwolić sobie na odpuszczenie walki o pieniądze z PISF i robić swoje. To, że gość jest lepszym marketingowcem niż reżyserem widać na kilometr. Pamiętacie te scenariusze pisane wspólnie z grupą mokotowską? Albo szum wokół dokumentalnych Oczu diabła, które okazały się rozgrzewką przed Small World? Wypuszczona chwilę przez wyborami parlamentarnymi Polityka miała wywrócić układ sceny do góry nogami, a okazała się patologicznym remake'em Ucha prezesa. Botoks miał odkryć jakieś przerażające prawdy o krajowej służbie zdrowia, a tu w pierwszych scenach pojawił się klasyczny żarcik o dziewczynie i psie, tak, ten z puentą: pan potrzyma zięcia. Może dlatego ludzie nie dają się już nabierać na jego promocyjne sztuczki.
Aczkolwiek reżyser kompletnie się tym nie przejmuje i kręci jak w szale. Tylko od września na polskie ekrany trafiły już dwa jego filmy, a za moment pojawi się Miłość, seks i pandemia. Przecież masa widzów przez ten czas w ogóle nie poszła do kin, a ten zdążył wpuścić tam aż trzy premiery!
Komentarze 0