CZWARTY SEKTOR: Ferrari przestrzeliło sobie kolana, Alonso odchodzi do Astona Martina!

Zobacz również:Kierowcy F1 ze specjalną motywacją. Kto ma coś do udowodnienia w sezonie 2021?
Charles Leclerc
Fot. Dan Istitene/Formula 1 via Getty Images

Nikt się nie spodziewa przerwy wakacyjnej. Faktem jednak jest, że nieco odpoczniemy od Formuły 1 przez pierwsze trzy tygodnie sierpnia. Jedni mogą mocno żałować, jak będący na wznoszącej Mercedes. Inni, np. w Maranello, powinni patrzeć na nią z oczekiwaniem, bo chwila oddechu wydaje się obecnie bardzo potrzebna. A Red Bull? A dla Red Bulla to wszystko jedno, parafrazując klasyka. Oni robią swoje na najwyższym poziomie i kolejny raz udowodnili, że odebranie im dwóch tytułów może graniczyć z cudem.

1
„Nawet tacy goście jak wy nie są w stanie tego spier…”

Przed kwalifikacjami dokładnie ten cytat z Czasu Surferów mieli w głowach fani Ferrari i większość obserwatorów. Świetnie wyglądały czerwone maszyny i wielkie zapowiedzi Mattii Binotto uplastyczniały się w osiągach na torze. Bezapelacyjni faworyci nie złapali nawet zbyt dużej zadyszki w deszczu. Jednak coś zaczęło się psuć od początku kwalifikacji.

Ani Carlos Sainz, ani Charles Leclerc nie byli najszybsi na „zielonym” torze w trakcie Q1 oraz Q2. Gigant się chwiał, ale najmocniejszy cios w zanadrzu miał George Russell. Brytyjczyk niespodziewanie pokonał oba Ferrari i oglądając onboardy można odnieść wrażenie, że sporo dołożyli od siebie obaj panowie w czerwonym. Żaden nie przejechał czystego okrążenia, jednak piekła wyścigu nie mógł się nikt spodziewać. Ferrari i Grande Strategia to jeden z najpopularniejszych memów ostatnich lat w Formule 1 na polskim podwórku. Nie da się ukryć, że jest on też fenomenalnie trafny. A mimo tego na Węgrzech Włosi przeszli samych siebie.

Strategie obu kierowców zostały, mówiąc wprost, zniszczone. Sainz pokrył jadącego z zupełnie innym pomysłem Russella i dodatkowo jeszcze zepsuli mu oba postoje. Dosłownie siłą ściągnęli go z podium. Natomiast Leclerc został okradziony w wyjątkowo perfidny sposób. Najpierw wbrew jemu samemu skrócono mu pierwszy stint, a potem wrzucono go na twarde opony, które zupełnie nie działały w panującym chłodzie.

Binotto może się tłumaczyć ile chce, tutaj nie ma obrony. Mieli przykład sześciu kierowców, gdzie jasno było widać, że twarda mieszanka to fatalny pomysł. Obroniło się tylko Alpine i to też nie bez kłopotów. Szef Ferrari twierdzi, że ich dane ich oszukały, ale monitorowali to, co dzieje się na torze. Obawiam się jednak, że odpalili na F1TV któryś z poprzednich lat.

Skandalem jest to, jak w Maranello nie chcą tytułów. W ostatnich ośmiu wyścigach Leclerc stanął na podium… raz. RAZ. Mówimy o bolidzie z mistrzowskim potencjałem. 80 punktów straty Monakijczyka do Maxa Verstappena na dziewięć wyścigów do końca to już praktycznie koniec walki. Odrabianie takiej straty przy świetnie funkcjonującym Red Bullu? To się nie uda. Ferrari podało mistrzostwa swoim rywalom na srebrnej tacy, a obecnie powinni nerwowo się oglądać za plecy, bo rozpędzony parowóz z napisem Mercedes jest coraz bliżej.

2
Spokój grabarza
Max Verstappen
Fot. Peter Fox/Getty Images

Max Verstappen w tym sezonie to klasa sama dla siebie. Ewolucja, którą obserwowaliśmy w ostatnich latach dokonała się ostatecznie w Abu Zabi 2021. Zdobyty tytuł dodał ostatni element układanki. Lata poświęceń, wyrzeczeń, potu i krwi się opłaciły. Cel został osiągnięty, a z Holendra dosłownie spadło całe ciśnienie świata.

Red Bull stworzył mu idealne środowisko do tego, by kwitnąć. Cały zespół pracuje dla niego. W drugim fotelu siedzi Sergio Perez, który długofalowo nie jest realnym zagrożeniem, a świetnie pomaga w realizacji celów. Nie ma Rosberga, nie ma walki w zespole, wszystko układa się bajecznie. Max rozwinął skrzydła i zdaje się szybować ponad stawką z gigantycznym spokojem. Jeżeli auto nie sprawia mu problemów to majestatycznie zmierza do celu swoim tempem. Kiedy w Ferrari najpierw biegają z zapałkami, żeby potem szukać wiadra, to on po prostu patrzy na to z uśmiechem.

Nie ma momentów, które możemy pamiętać z zeszłego roku. Verstappen ciągle się uśmiecha, chętnie rozmawia nawet z Hamiltonem. Trudno nie odnieść wrażenia, że doskonale wie, jak to wszystko się skończy. Red Bull wszystkich nas oszukał i stworzył potwora na 2022. Adrian Newey przy desce kreślarskiej wykorzystał całe swoje doświadczenie, a Christian Horner tylko się uśmiechnął.

Realnie duże problemy Red Bull miał jedynie w Bahrajnie i Australii. Nie tworzą sobie sami problemów. Nie robią błędów strategicznych. Nie tworzą konfliktów między kierowcami. Czasami da się odnieść wrażenie, że oni dosłownie patrzą na to jak Ferrari samo kolejny raz odda im wygraną. Verstappen i cały zespół po prostu robią swoje i pewnie zmierzają po oba tytuły. W tym momencie tylko katastrofa byłaby w stanie odebrać im którekolwiek z mistrzostw.

3
Zmartwychwstanie
George Russell i Lewis Hamilton
Fot. Bryn Lennon/Formula 1 via Getty Images

Podobnie wygląda to w Mercedesie, jeżeli chodzi o spokój i odpowiednie podejście. Katastrofa z początku sezonu została naprawiona. Tutaj pożar wzniecił się jeden, ale konkretny. Długo w Brackley musieli pracować nad tym, żeby go ugasić, jednak dominatorzy ostatnich lat się nie poddali. Dali sobie czas, powalczyli z koncepcją auta.

Tytaniczna praca się opłaciła i Mercedes wrócił do walki o podium. Oczywiście w tym pomaga im jak może Ferrari. Natomiast niczego nie można odbierać inżynierom Srebrnych Strzał i obu kierowcom. Russell to klasa od początku sezonu, Hamilton potrzebował trochę więcej czasu na adaptacje. Faktem jest jednak to, że obecnie siedmiokrotny mistrz nie schodzi z podium. Pięć ostatnich wyścigów to odpowiednio trzy trzecie lokaty i dwie drugie! Russell nie wychodzi z TOP5, kiedy dojeżdża do mety, a nie dojechał w tym sezonie tylko raz.

To wszystko składa się na zaledwie 30 punktów straty do Ferrari w tabeli konstruktorów. Najgorszy sezon od lat może skończyć się drugim miejscem w tabeli konstruktorów. Bardzo realne jest wygranie wyścigu w tym sezonie, na co pewnie bardzo liczy Lewis, żeby utrzymać rekordową passę. Dodatkowo dochodzi walka polityczna, jeżeli chodzi o przepisy i poprawienie swojej pozycji od 2023 roku.

Mercedes po ciężkim nokaucie w Bahrajnie podnosi się z ziemi. Czy ten comeback zakończy się w przyszłym sezonie niczym u Tysona Furego w pierwszej walce z Wilderem? Bardzo prawdopodobne. Trudno uwierzyć, żeby taka ekipa tego nie zrobiła. A w tym roku… Obstawiam, że Ferrari przegra nawet z nimi.

4
Vettel stworzył przedpole, Alonso zrzucił bombę
Fernando Alonso
Fot. Bryn Lennon/Formula 1 via Getty Images

Nikt się nie spodziewał dwóch rzeczy w ten weekend (nie wliczam w to Ferrari). Timingu emerytury Sebastiana Vettela i zmiany zespołu przez Fernando Alonso. Niemiec postanowił ogłosić swoją decyzję w czwartek, na Instagramie. Social media nie szły z nim w parze przez tyle lat i nagle dostaliśmy taką bombę.

Już przedtem wiele wskazywało, że to jego ostatni sezon w F1 i raczej czekaliśmy na potwierdzenie tej decyzji. Seb się męczył, jeździł w ogonie stawki i ogólnie coraz mocniej cierpiał. Dodatkiem też był jego coraz mocniejszy aktywizm. Facet wygrał wszystko, zarobił bardzo dużo pieniędzy i jak sam mówi, idzie patrzeć jak dorastają jego dzieci. Super, ja jestem fanem tej decyzji. Vettel nie miał szans na powrót do walki o tytuły. Zaryzykował z Astonem Martinem, a skutek jest żaden. Idealny moment. Baw się dobrze, Seb! Będziemy tęsknić.

Natomiast jeszcze większym szokiem jest ten, który przychodzi na jego miejsce. Fernando Alonso mówił, że dogadanie się z Alpine to kwestia czasu. Świetnie wszyscy ze sobą żyją, współpraca układa się idealnie... We wszystkim wtórował mu Otmar Szafnauer i także dawał jasne sygnały, że to długofalowa współpraca. Tymczasem Hiszpan zabiera zabawki i przenosi się do Astona Martina. Kością niezgody w dogadaniu się z Francuzami miała być długość kontraktu. Na stole miała być roczna umowa, co dla Nando miało być nie do przyjęcia. Tutaj zespół z Silverstone od razu mówi o wieloletnim porozumieniu.

Co to oznacza? Powiedzieć, że wybory zespołów Fernando od 2008 roku są słabe, to jak nie powiedzieć nic. Zazwyczaj ekipy wchodziły na wyższy poziom, kiedy on je opuszczał. Aston Martin znowu skusił wielkiego mistrza na końcu swojej kariery. Lawrence Stroll musi mieć niesamowitą gadkę albo okrutnie głębokie kieszenie. Niczym się ten projekt w tym momencie nie broni, jednak Alonso z jakiegoś powodu uwierzył w niego bardziej. Alpine jest w tym sezonie na fali wznoszącej, a on i tak przenosi się do Astona Martina. Trudno sobie wyobrazić, że nie zamieni stryjek siekierki na kijek.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.