CZWARTY SEKTOR: Gdzie Ferrari płacze, tam Red Bull korzysta. Mercedes wraca do gry?

Zobacz również:CZWARTY SEKTOR: Hamilton po raz setny, kosztowny błąd Lando. Rosja była szalona!
Sergio Perez i Max Verstappen
Fot. Mark Thompson/Getty Images

Miała być procesja, miała być nuda, a był najlepszy wyścig w Barcelonie od lat! Fantastyczne emocje z przodu stawki, team orders, Mercedes wracający do formy, złamane serce Ferrari. W środku stawki pojawiają się pierwsze dramaty, bo niektórzy zwyczajnie nie dowożą. Dodatkowo na horyzoncie zaczyna majaczyć afera, która potencjalnie może wstrząsnąć Formułą 1, jakby w grze znowu była kserokopiarka.

Korespondencja z Barcelony

1
Byczy dublet, ferraryjski płacz

Ferrari przywiozło pierwsze poprawki w sezonie i od samego początku było widać, że wszystko działa, jak się tego spodziewano. Pełnia formy ukazała się w sobotę, kiedy mechanicy i inżynierowie dostroili auto. Długie przejazdy na miękkiej mieszance wyglądały bardzo dobrze, a w kwalifikacjach bombę spuścił Charles Leclerc. Oczywiście trzeba pamiętać o problemach Maxa Verstappena z jednostką napędową oraz DRS. Nie zmieniło to jednak faktu, że po błędzie i obrocie w trakcie pierwszego przejazdu w Q3 Monakijczyk pokazał nerwy ze stali, dosłownie frunąc na limicie. Carlos Sainz przegrał z obecnym mistrzem świata, ale to już chyba nikogo nie dziwi.

Serca zaczęły pękać w trakcie wyścigu. Najpierw Sainz obrócił się w czwartym zakręcie i uszkodził podłogę. Po trybunach i media center przeszedł pomruk niezadowolenia. Wina została przydzielona podmuchom wiatru, ale nie zmienia to faktu, że to kolejna w tym sezonie podróż Carlosa do żwiru. To jednak on zwiedza pobocza częściej od zespołowego kolegi. Tego jednak dopadł pech przed połową wyścigu. Leclerc po świetnym starcie miał wszystko w 100% pod kontrolą. Spokojnie budował przewagę i nieuszkodzone Ferrari było poza zasięgiem. Jednak w jego wypadku posłuszeństwa odmówiła jednostka napędowa. Katastrofa się dokonała. Sainz nie miał szans na dogonienie Red Bulli, Leclerca pocieszał Binotto. To oznaczało oddanie przewagi Bykom. W tym momencie praktycznie każdy wiedział, że jeśli u ekipy Hornera nie będzie problemów, to tylko jeden kierowca może wygrać ten wyścig.

Inaczej uważał Sergio Perez, ale też miał do tego pełne prawo. Checo był w świetnej sytuacji. Verstappen obrócił się chwilę po Carlosie, a Meksykanin wyglądał znacznie lepiej strategicznie. Jednak wszystko stało się jasne, kiedy Max utknął z uszkodzonym DRS za Georgem Russellem. Perez poprosił o „usunięcie” mu z drogi kolegi z zespołu, bo spokojnie sobie poradzi z Mercedesem i odleci po wygraną. Okazało się, że nie będzie mu to dane i tu w sumie można skończyć historię. Strategia Red Bulla z numerem 11 została tak ustawiona, że nie miał on realnej możliwości walki z Maxem, a do tego doszły oczywiście team orders. Jeżeli kogoś to jeszcze oburza, powinien się przyzwyczaić do tego widoku. Ferrari też musi wyciągać wnioski. Red Bull jasno ustalił hierarchię i jasno widać, że wszystkie siły, niezależnie od sytuacji, zawsze pójdą na mistrza świata.

Max przejął prowadzenie w klasyfikacji kierowców, a jego zespół w klasyfikacji konstruktorów. To będzie wyrównany sezon, ale Charles Leclerc jest zadowolony bardziej niż po drugim miejscu w Miami. To oznacza tylko jedno – samochód jest lepszy, a to raczej nie ucieszy stajni z Milton Keynes. Tam podnoszą się głosy, że limit budżetowy należy podnosić, bo inflacja. Mocno doinwestowany początek kampanii może się odbić czkawką, a w Maranello jeszcze co nieco mogą wyciągnąć z rękawa. Pasjonująca walka się nam szykuje!

2
„Ruda małpo, ja jeszcze żyje”
George Russell
Fot. Clive Mason/Getty Images

Tak zdawał krzyczeć się Mercedes w Hiszpanii i miał do tego pełne prawo! Z komunikatów wynikało jasno – to jest ostatnia szansa na ratowanie tego sezonu. Jeżeli w Barcelonie nie pójdzie, w Brackley będą musieli odejść od obecnej koncepcji auta. Okazało się, że problem jest łatwiejszy do rozwiązania, niż mogłoby się wydawać. Usztywnienie podłogi zmieniło wszystko. Srebrne Strzały przestały skakać, iniżynierowie byli w stanie obniżyć samochód i zyskać ogromnie dużo jeżeli chodzi o osiągi. W kwalifikacjach Russell pokonał Pereza, a Hamilton był tuż za nim. To, jak radośni byli obaj kierowcy w zagrodzie medialnej, mówiło więcej niż tysiąc słów.

W niedziele było równie dobrze. Russell był świetny i po klęsce Ferrari jasne było, że to George domknie podium. Cudownie bronił się przed atakami Verstappena, kiedy ten zmagał się z problemami z DRS. Jechał pewnie i bezapelacyjnie zasłużył na podium. Hamilton na starcie zaskoczył doborem opon, kiedy jako jedyny postawił na pośrednią mieszankę. Reszty planu jednak nie poznaliśmy, bo Brytyjczyk zderzył się z Kevinem Magnussenem i złapał gumę. Było zrezygnowanie, były sugestie o końcu wyścigu. Jednak w garażu Mercedesa zachowali spokój. Lewis po początkowych problemach w trakcie pierwszego stintu, później zaczął dosłownie frunąć. Jego niesamowite tempo dałoby mu czwarte miejsce, ale problemy z jednostką napędową na koniec zrzuciły go za plecy Carlosa Sainza.

Najważniejsze jednak jest to, że teraz Mercedes może skupić się na rozwoju konstrukcji. Poradzili sobie z największymi problemami, teraz czas na wyciąganie osiągów. Jednak ośmiu tytułów z rzędu dla konstruktorów nie znajduje się w czipsach. Dodatkowo zadowolony był Lewis, bo w końcu przypomniał światu F1 o swoim istnieniu. Takie występy przypominają nam kim jest Brytyjczyk i co potrafi zrobić za kierownicą samochodu. A to, że narzekał? W tym sezonie wygląda na to, że mistrzostwo świata sprawia, iż zaczynasz był bardziej wylewny za kółkiem. Zresztą najważniejszy jest fakt, że niedługo Mercedes może zacząć mieszać pomiędzy Red Bullem i Ferrari, a tego chcemy najbardziej.

3
Ciężary w środku stawki
Pierre Gasly
Fot. Joe Portlock/Formula 1 via Getty Images

McLaren nie może zaliczyć tego sezonu do udanych. Nowe regulacje techniczne sprawiły, że zrobił krok w tył. Dwa kolejne znowu zdaje się robić Daniel Ricciardo. Australijczyk pierwszy raz w sezonie wygrał w kwalifikacjach z Lando Norrisem, ale zapewnił mu to wyłącznie skreślony czas kolegi z zespołu w Q2. W wyścigu było źle i kompletnie bez tempa. Co prawda kierowca powiedział po wszystkim, że nie ma pojęcia co stało się z autem. Od trzeciego okrążenia wiedział, że to nie będzie dla niego prosty wyścig.

Brak przyczepności, fatalne osiągi i nie potrafił powiedzieć z czego to wynika. Próbował sporo za kierownicą, ale nie oddawało. Prawda jest jednak taka, że wygrał z nim Norris, który był w Barcelonie chory. Sam Daniel zresztą twierdził, że nie było gigantycznych różnic w setupach. To o co tutaj chodzi? To nadal jest sezon, który może zadecydować o jego przyszłości. To zresztą widać po jego zachowaniu i słychać w wypowiedziach. Ricciardo musi szukać dalej, bo czas ucieka.

W podobnym położeniu znajduje się obecnie Pierre Gasly. Zasadnicza różnica jest jednak taka, że on ma za sobą świetny poprzedni sezon, a w tym roku działa na pecha jak magnes. Sam głośno mówił, że potrzebuje w końcu bezproblemowego weekendu. Z tym musi poczekać przynajmniej do Monako, bo w Barcelonie złapał uszkodzenia już na pierwszym okrążeniu. To kompletnie zepsuło mu tempo i kolejny raz nie był w stanie pokazać pełni możliwości. Inna sprawa, że konstrukcja AlphaTauri nie wygląda tak dobrze jak w 2021 roku. Jednak Francuz musi poprawiać osiągi, bo stawka nadal patrzy.

Jeżeli Pierre chce uciec z rodzinki Red Bulla w 2023 roku, musi znowu zacząć dowozić, unikając problemów. Wydaje się zresztą, że przydałaby mu się zmiana otoczenia, a nie wykluczałbym, że losy panów z tej części tekstu mogą się w pewien sposób spleść. Obaj poniżej oczekiwań, ale u obu to kompletnie inne spektrum.

4
Spygate 2.0?
Sebastian Vettel
Fot. Urbanandsport/NurPhoto via Getty Images

W piątek największe poruszenie wywołał oczywiście Aston Martin. Nowa koncepcja zaprezentowana na AMR22 jasno wskazywała bardzo mocną inspirację maszyną Red Bulla. Mając na myśli mocną inspirację, mówię o kopii. Było kilka innych detali, jasne. Jednak w powietrzu czuć było zapach różowego Mercedesa. I o ile wtedy kopiowani nie mieli nic przeciwko, o tyle tym razem było inaczej. Helmut Marko wpadł w szał i jasno zaczął mówić, że to wygląda na wyciek danych. W kontrze usłyszeliśmy, że Astonowi jest przykro, że ktokolwiek może tak myśleć. Red Bull temat uciął, a wstępne sprawdzenie wszystkiego przez FIA nie wykazało nieprawidłowości.

Jednak należy pamiętać, że zespół Lawrence’a Strolla mocno się wzmocnił nowymi pracownikami. Kilku z nich przyszło właśnie z Red Bulla. Jednym z nich był Dan Fallows, który był… szefem aerodynamiki w poprzednim miejscu pracy. Mawia się, że nie ma przypadków, są tylko znaki. Astonowi przecież strasznie zależało na wcześniejszym rozpoczęciu pracy przez Dana i nawet spotkał się z Red Bullem w sądzie.

Na ten moment wszyscy nabrali wody w usta i pozostanie nam zaczekać na rozwój sytuacji. Horner powiedział jedynie, że dopóki Sebastian Vettel i Lance Stroll nie będą z nimi rywalizować to to nie jest ich problem. Wspomniał jednak, że na miejscu środka stawki by się tym mocno zainteresował. To jasno wygląda, jak szukanie sojuszników w walce. Ten temat trzeba monitorować i dać mu jeszcze nieco więcej czasu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.
Komentarze 0