CZWARTY SEKTOR: Red Bull zaczyna odjeżdżać Ferrari? Miami rajem celebrytów

Zobacz również:Druga połowa „formułowego” spektaklu. Brytyjsko-holenderski pojedynek w cieniu liczb
Max Verstappen
Fot. Peter Fox/Getty Images

Pompa z jaką Miami weszło do Formuły 1 była niesamowita. Ilość eventów i celebrytów wokół całego weekendu bywała momentami przytłaczająca. Można było odnieść wrażenie, że ściganie zeszło na dalszy plan. Jednak nie dla Maxa Verstappena, który wygrywa trzeci raz w tym sezonie i zaciekle goni Charlesa Leclerca. Na torze dostaliśmy mało realnej walki pomiędzy oboma panami, ale ta która była dostarczyła sporo emocji.

1
Przewaga Red Bulla
Max Verstappen
Fot. Mark Thompson/Getty Images

Nie da się ukryć, że ostatnie dwa wyścigi były mocno pod dyktando Red Bulla. Max Verstappen, podobnie jak z Włoch, wyjeżdża z Miami z kompletem punktów. Był w innej lidze, nawet mimo piątkowych problemów. W kwalifikacjach nieco zabrakło i to mogło dawać nadzieje Tifosi, ale Holender szybko rozwiał wszelkie wątpliwości. Świetny atak na Carlosa Sainza w pierwszym zakręcie, a potem gonitwa za Charlesem Leclerkiem, która zakończyła się kolejnym udanym atakiem. Nie było mocnych na bolid z numerem 1, po prostu. Dyktował tempo, które nie było osiągalne dla Ferrari przez zdecydowaną większość wyścigu. To dawało spokój jeżeli chodziło o strategie, bo wszelakie próby podcięcia było bardzo łatwo odpierać.

Red Bull na początkowym etapie sezonu świetnie rozwija samochód. Wyciągają z RB18 wszystko, co tylko mogą. Na prostych ich przewaga potrafi wprawić w osłupienie, gdy bez DRS byli niewiele wolniejsi niż Ferrari z nim. W Milton Keynes trafili w punkt z autem. Doświadczenie Adriana Neweya z efektem przyziemienia pozwoliło zbudować rewelacyjny samochód, który dodatkowo nie ma problemów z podskakiwaniem.

Oczywiście, nie może być zbyt wesoło, bo to w końcu Formuła 1. W tle cały czas majaczą problemy z niezawodnością. Sergio Perez stracił cześć mocy przez awarię jednego z sensorów i to zabrało mu szansę na podium. To może być największe zmartwienie w tym sezonie, bo powtórka z Bahrajnu może być fatalna w skutkach walki o mistrzostwo. Przewaga po stronie Red Bulla, ale…

2
...Ferrari odpowie w Hiszpanii
Charles Leclerc i Carlos Sainz
Fot. Clive Mason/Formula 1 via Getty Images

Charles Leclerc w tym sezonie to prawdziwa maszyna. Gdyby nie błąd na Imoli, nie skończyłby żaden wyścigu poniżej drugiego miejsca. W Miami było pole position i nadzieje na wygraną, bo Ferrari wyglądało bardzo dobrze na nowym obiekcie. Były chałupnicze przeróbki na torze, kiedy to inżynierowie zmniejszali tylne skrzydło, aby zmniejszyć docisk.

To jednak w ogólnym rozrachunku było zbyt mało. W Maranello zdają sobie sprawę, że przyszedł czas na poprawki, bo Red Bull może im odlecieć. Podczas kiedy drudzy ciągle modyfikują auto, pierwsi wprowadzili niewielkie zmiany. Na Florydzie postawiono jedynie na inny pakiet, stworzony pod tor. Ogólnych poprawek nie było, bo i nie miało ich być. Mattia Binotto podkreślał, że zanim zdecydują się na realne poprawki, chcą wyciągnąć jak najwięcej z tej konstrukcji. Od samego początku mogło się zresztą wydawać, że Ferrari jest najlepsze out of the box. Jeżeli oni nadal prawie tym samym autem co w Bahrajnie są w stanie robić podwójne podium, to chyba nie ma powodów do niepokoju.

Włosi zapowiedzieli zmiany w konstrukcji w Barcelonie, co jest dość tradycyjnym miejscem przywożenia usprawnień. To, czy zadziałają jak należy, to już inna kwestia, ale nie ma powodów do zmartwień. Tifosi mogą spać spokojnie, bo Ferrari nie straciło wcale aż tak dużo w ogólnym rozrachunku. Sam Leclerc porażkę zrzucił na karb zbytniego zużywania się przednich opon na pośredniej mieszance. Ten sam problem mieli we Włoszech, a identyfikacja takich problemów jest najważniejsza. Dodatkowo jeżeli rywale robią krok do przodu, a ty ciągle chuchasz im w kark to tylko dobrze świadczy. Jeżeli w Barcelonie poprawki zdadzą egzamin, możemy mieć kolejną zmianę dominatora w tym roku.

3
Coraz wyraźniejsze światełko w tunelu
Lewis Hamitlon
Fot. Clive Mason/Formula 1 via Getty Images

Mercedes podszedł do sprawy inaczej, bo trochę nie miał wyboru. Czas się kurczy bardzo mocno, więc reakcja musi być nagła. Problemy z samochodem zdawały się nie mieć końca, a do tej pory żadne zmiany w konstrukcji nie pomagały. Teraz było nieco ekstremalniej, ale skutecznie. W końcu nowe tylne skrzydło, do tego zmiana również na przednim.

Absolutnie agresywna konstrukcja dawała bardzo dobre rezultaty i widać było już w piątek, że Mercedes przyśpieszył. Na prostych było mniej skakania i wyglądało to na powrót do bycia trzecią siłą w stawce. W sobotę już tak wesoło nie było, kiedy to Valtteri Bottas wygrał w kwalifikacjach z Lewisem Hamiltonem, a George Russell odpadł w Q2. Natomiast poprawki działały, co musiało w Brackley cieszyć. Podobno kolejnym krokiem będzie podłoga.

Co do Russella... Chłopak udowadnia, że decyzja o zatrudnieniu go w Mercedesie byłą słuszna, ale najmniej zadowolony z niej może być… Hamilton. Siedmiokrotny mistrz świata zdaje się być bardziej zaangażowany w walkę z FIA w sprawie biżuterii niż poprawę wyników. To oczywiście delikatna hiperbola, ale patrząc w tabelę coś w tym jest. George jako jedyny w stawce ukończył wszystkie wyścigi w TOP5. Jedyny! Potrafi wyciągać ze swojego auta znacznie więcej niż zespołowy kolega i widać, że na tym mu zależy. Kiedy on podejmuje decyzję, że zostaje na torze czekając na samochód bezpieczeństwa, to Hamilton mówi inżynierowi, że to przecież oni wiedzą więcej. W powietrzu zaczyna się unosić vibe konfrontacji Leclerca z Vettelem w Ferrari. Czy to skończy się w ten sam sposób?

4
Gorączka w Miami
Dwyane Wade
Fot. Chris Graythen/Getty Images

Liberty Media mocno czekało na ten weekend i to było widać dosłownie od początku tygodnia. Hypetrain wystartował i nie brał jeńców. Specjalne ciuchy zespołów, malowania kasków, bardzo dużo różnego rodzaju eventów z malowaniami aut. Wszystko się dosłownie piętrzyło z każdym dniem. Jeżeli chciałeś coś znaczyć w ten weekend w świecie showbiznesu – musiałeś być w Miami. Futboliści Miami Dolphins i wielu innych ekip spotykali się z kierowcami. Jedni uczyli się rzucać piłką, inni zmieniać koła w pitstopach. Generalnie wszystko wyglądało świetnie.

Aż do niedzieli. Trochę wszyscy zapomnieliśmy w tym szaleństwie co jest najważniejsze w całym weekendzie. Wyścig niestety nie oddał. Tor sam w sobie jest ciekawszy niż mogło się wydawać. Do zastanowienia się jest sekcja między 11. a 16. zakrętem. Dodatkowym problemem był asfalt, który… się rozsypywał. Kamyczki wypadające z nawierzchni wypadały na zewnętrzne strony zakrętów i generowały spore problemy z przyczepnością.

Walki nie było przez to zbyt dużo, a więcej mieliśmy podążania niż realnego wyprzedzania. To jest potencjał na naprawdę ważny wyścig w kalendarzu i nie skreślałbym Miami po pierwszej średnio udanej próbie. Tor pokazuje, że może dostarczać emocji, otoczka medialna na najwyższy poziomie, a jeżeli usuniemy kilka cringe’owych momentów, to będzie tylko lepiej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.
Komentarze 0