
Silverstone znowu dostarczyło od groma emocji, tym razem z mniejszymi kontrowersjami. Mieliśmy jednak chwilę grozy i kolejne przypomnienie jak niebezpiecznym sportem jest Formuła 1. Potem dostaliśmy niekompetencje, która została przykryta strategią i kolejny raz pokazała, że Ferrari nie jest gotowe na walkę o tytuł. Za to na torze mieliśmy dog fight niczym w Top Gunie, gdzie nawet Mercedes groził tytanom tego sezonu. Tylko ten Carlos Sainz taki… nijaki.
Aureolą po asfalcie
Rok po roku mamy bardzo groźny wypadek w Wielkiej Brytanii. Zeszłoroczny rozpalił klawiatury i mikrofony dziennikarzy do granic, a na Twitterze eksplodował konflikt, który trwa do dzisiaj. Każdy wypowiedział się na temat zderzenia Lewisa Hamiltona z Maxem Verstappen w Copse, a opinii było kilkanaście różnych. Nie dało się wyciągnąć z tego złotego środka. Łatwiej o to teraz, kiedy już jesteśmy w kolejnym sezonie, ale to nie artykuł o tym. Wypadający z gigantyczną prędkością prosto w bandę Verstappen sprawił, że wstrzymaliśmy oddech. Na szczęście nie na długo, ale i tak przeciążenie rzędu 51G i wizyta w szpitalu napędziły nieco stracha. Czasami to jednak nie prędkość jest najniebezpieczniejsza, a dziwne sytuacje, które trudno zasymulować.
Wypadek Guanyu Zhou zatrzymał nas wszystkich w miejscu. Podobnie jak w Bahrajnie w 2020 roku, nie widząc co się dzieje z kierowcą mieliśmy najgorsze myśli. Jasne, u Romaina Grosjeana była kula ognia i kilka minut trwające dla nas dosłownie godzinę. Tutaj natomiast przedłużający się brak informacji sprawiał, że orbitowaliśmy wśród wszystkich złych scenariusz. Przypominał się 2019 rok i wypadek Anthoine’a Huberta na Spa. Cisza w motorsporcie potrafi krzyczeć głośniej niż największy tłum czy najmocniejsze V12. Okazało się jednak, że wszystko jest ok, a największym problemem było wyciągnięcie kierowcy, który utknął w bolidzie między siatką a bandą z opon.
Sytuacja, jakich na starcie widzieliśmy dziesiątki. Pierre Gasly wjeżdża w miejsce pomiędzy George'em Russellem i Guanyu Zhou, które po chwili znika. Kolizja prawego przedniego koła AlphaTauri z lewym tylnym Mercedesa powoduje reakcję łańcuchową. Obracający się Brytyjczyk uderza w Alfę Romeo, która odwraca się do góry kołami. Roll hoop, czyli część auta nad głową kierowcy, dosłownie znika z powierzchni ziemi. Samochód sunie po asfalcie opierając się na HALO oraz resztkach sekcji za głową kierowcy. Potem wjazd w żwir i koziołkujący bolid wypada za bandę okalającą tor.
Poza problematyczną szczeliną między siatką chroniącą kibiców a barierą z opon wszystko zadziałało prawidłowo. Oczywiście FIA zrobi wielkie dochodzenie i kolejny raz wyciągnie wnioski, które poprawią bezpieczeństwo. To, pośród wielu innych grzeszków, akurat funkcjonuje doskonale.
Pyrrusowe zwycięstwo
Ferrari miało sporo szczęścia na Silverstone. To nie był ich weekend i myślę, że zdają sobie z tego doskonale sprawę. W kwalifikacjach obrót Charlesa Leclerca zapewnił Carlosowi Sainzowi Pole Position, więc w teorii sami to sobie wyrwali. W praktyce Verstappen miał ich w kieszeni. Gdyby nie żółta flaga, wywołana obracającym się czerwonym bolidem, to Holender już frunął do mety cały w purpurze. Tak samo w wyścigu – fragment AlphaTauri dał Ferrari szansę na pokonanie Red Bulla, którą niemal sami wyrzucili do śmietnika.
Kolejny raz w stajni z Maranello zabrakło jaj i decyzyjności. Mający uszkodzenia po kolizji z Perezem Leclerc jechał po prostu szybciej od prowadzącego Sainza. Wtedy zaczęła się zabawa w ciuciubabkę, jak zadowolić obu kierowców i nie podejmować żadnej decyzji. Ferrari jest Michaelem Scottem wśród zespołów. Najlepiej unikać konfrontacji i poczekać aż problem rozwiąże się sam. Jednak ten z Monako jest nieustępliwy i ciągle się czepia. Sainz próbował wszystkiego, żeby tylko pozycji nie oddać, dopóki nie dostał jasnego celu, którego nie spełnił. Ta zwłoka wystarczyła jednak do tego, aby realnym zagrożeniem stał się Lewis Hamilton.
Plotka wśród włoskich, dobrze poinformowanych dziennikarzy mówi, że Ferrari bardzo chciało dać Carlosowi jego pierwsze zwycięstwo. Miało to być jeszcze przed Kanadą, tylko idzie odnieść wrażenie, że nikomu specjalnie ten tryumf na Silverstone nie pasuje. Kiedy problemy miał Max, logiczniej byłoby postawić na Leclerca, który walczy z nim o tytuł. To jednak się nie stało i nawet Włosi mają wrażenie, że ten wyścig wygrał niewłaściwy samochód. Jasne, to musi zbudować Sainza, tylko te okoliczności nie są do tego najlepsze. On nawet nie był najlepszym kierowcą Ferrari w ten weekend.
Mattia Binotto Leclercowi groził palcem po wyścigu, ale nie można się dziwić frustracji Monakijczyka. Większość decyzji Ferrari podejmowanych jest zbyt późno, a do tego źle. To wszystko sprawia, że Verstappen nawet nie był specjalnie smutny po swoim siódmym miejscu. Kiedyś pewien włoski kierowca powiedział mi, że najlepszą strategią ataku jest kawa, papieros i wielkie jaja. Jak w dwa pierwsze nie wątpie, tak tego ostatniego nadal brakuje w Maranello.
Hamilton się obudził
Drugie podium z rzędu. Druga wygrana z Russellem w kwalifikacjach z rzędu. Podobnie w wyścigu. Lewis powraca do walki i zdaje się przystosowywać coraz lepiej do auta, którym dysponuje. W końcu realnie walczył tutaj o wygraną! Bardzo dobrze to wyglądało dla Brytyjczyka i momentami czuć się można było jakbyśmy cofnęli się do 2021 roku. Pewność siebie, luźne rozmowy z Bono, zero problemów z oponami i Purple Rain w live timingu.
Mercedes zrobił nam duże apetyty przed Silverstone, ale tym razem dostarczył. Wyglądało to najlepiej w tym sezonie i walka z Ferrari wydawała się realna. Znowu na niekorzyść Lewisa zagrał samochód bezpieczeństwa. Jednak myślę, że drugie podium z rzędu brałby przed weekendem z zamkniętymi oczami. Najbliższy kalendarz mocno sprzyja Mercedesowi. Tory podobne do Silverstone, gładkie nawierzchnie, nie powinno być problemów ze skakaniem.
W tym roku Srebrne Strzały jeszcze mogą nas zaskoczyć i dobrze widzieć, że Hamilton wraca z dalekiej podróży. Czy to kwestia wolniejszego przystosowywania się do zmian w konstrukcjach? Bardzo możliwe. Jednak wygląda na to, że stary mistrz jeszcze skóry nie sprzedał i będzie dalej chciał powalczyć z młodym gniewnym. Russell oczywiście nie ukończył wyścigu po swoim pięknym geście, gdzie wybiegł z auta sprawdzić co z Zhou. No i podobno skrzynia biegów była uszkodzona, także za daleko by i tak nie pojechał. To jednak na jaw wyszło po fakcie. Piękny nam duet rośnie w Mercedesie.
Bezmózgi protest
Wiele rzeczy jest nie tak z tym światem. Środowisko i jego zatruwanie to jedna z nich. Tutaj nie ma dyskusji. Jest jednak pewna granica, której przekraczać się nie powinno. Przy wbiegnięciu na murawę stadionu czy parkiet hali wiele Ci nie grozi. Kilka siniaków, zakaz stadionowy i pewnie sroga kara finansowa. Jednak siadając na torze wyścigowym w miejscu, gdzie bolidy osiągają około 200km/h, generujesz gigantyczne zagrożenie. Tak dla siebie, kierowców, jak i osób postronnych.
Takich idiotów nie ma zbyt wielu, ale tutaj nie widzę innej kary niż więzienie. Simple as that. To też pokazuje jeszcze jeden problem. O tym proteście mówiło się przed wyścigiem. Nawet mimo zwiększonej ochrony nie jesteś w stanie upilnować takiego tłumu na tak długim torze. Oby nie było naśladowców tych zachowań, bo kolejnym razem bezmyślności może nie uratować czerwona flaga.
Komentarze 0