CZWARTY SEKTOR: Rekordowy Verstappen! Red Bull ukarany za złamanie limitów

Zobacz również:Druga połowa „formułowego” spektaklu. Brytyjsko-holenderski pojedynek w cieniu liczb
Max Verstappen
Fot. Dan Istitene/Formula 1 via Getty Images

Do Meksyku zawitaliśmy z wielkimi nadziejami. Miało być świetne ściganie, trzy zespoły w walce o zwycięstwo i jedna z najciekawszych batalii sezonu. Niestety, wszyscy przeżyliśmy wielki zawód.

Czołowa szóstka powalczyła realnie przez kilka minut, a potem ustawiła się w korowodzie. Strategiczne szturchańce nie zmieniły niczego, a więcej emocji mieliśmy poza torem. Szkoda, bo cudowna otoczka kompletnie nie dostała zwrotu energii.

Czego dowiedzieliśmy się po wyścigu na Autodromo Hermanos Rodriguez?

*****

1
Rekord za rekordem
Max Verstappen
Fot. Peter Fox/Getty Images

Gdyby po wyścigu w Bahrajnie ktoś powiedział mi, że na dwa wyścigi przed końcem Verstappen zgarnie rekord największej liczby wygranych Grand Prix w sezonie, a do tego zdobędzie najwięcej punktów w rok w historii – pewnie popukałbym się w czoło. To jednak właśnie stało się faktem i jesteśmy świadkami dominacji absolutnej. Tory nie mają znaczenia, podobnie jak rywal czy wysokość nad poziomem morza. RB18 jest piorunująco szybkie niezależnie od szerokości i długości geograficznej.

Cud inżynieryjny Adriana Neweya jest idealnie komplementarny z bardzo wysoką formą Maxa. To praktycznie symbioza idealna. Wiele wskazuje na to, że w tej dyspozycji Holender dołoży wygrane w ostatnich dwóch wyścigach. Rekord punktów w sezonie wyśrubowany zostanie do niebotycznego poziomu, a szesnaście zwycięstw w sezonie pewnie zostanie rekordem z brodą.

Niestety, w tym roku nie było realnego, długofalowego rywala dla Maxa. Kiedy po 2021 roku nasze apetyty urosły niebotycznie, dostaliśmy jedynie niestrawność. Ferrari wyeliminowało się samo, a Mercedes nie dojechał i dopiero teraz realnie walczy z Red Bullem. Niestety dla nich, najprawdopodobniej najlepsze okazje na wyrwanie chociaż jednego zwycięstwa w tym sezonie właśnie im uciekły. Tak samo, jak przez lata dominacji Mercedsa, pozostaje podziwiać geniusz faceta, który złotymi zgłoskami zapisuje się w historii tego sportu.

2
Strategiczny ból głowy
Lewis Hamilton
Fot. Jared C. Tilton/Getty Images

Mercedes kolejny raz próbuje strategicznie przechytrzyć swoich rywali, ale znowu się wykłada. Byli w mniejszości, kiedy zdecydowali się na start na pośredniej mieszance. Od początku było jasne, że będzie to próba jazdy na jeden pitstop. Tak zresztą sugerowało Pirelli. Zużycie opon miało być na tyle duże, że jedna wizyta możliwa będzie jedynie przy strategii medium-hard. Najszybszą miała być soft-medium-medium, a różnica dawała nadzieje na walkę do końca. Jak się okazało – tym razem Pirelli nie miało racji. Czy spowodowała to zmiana czasu, czy mocna zmiana warunków, trudno określić. Natomiast Verstappen i kilku innych kierowców spokojnie pojechali soft-medium bądź odwrotnie. Daniel Ricciardo dzięki tej drugiej opcji na końcu dosłownie przelatywał przez stawkę.

W Srebrnych Strzałach pokrzywdzony może czuć się ewentualnie George Russell. Brytyjczyk chciał uniknąć twardej mieszanki, przeciągnąć stint i wskoczyć na softy. Na to jednak nie przystał Mercedes i nie rozdzielił strategii. To spowodowane było tym, że auto z numerem 63 było na tyle blisko czołowej trójki, że blokowało możliwość łatwego pitstopu dla Verstappena. Gdyby Holender zdcydował się na zjazd do alei, wyjechałby za Russellem i musiałby walczyć z nim o pozycję. To oczywiście pomogłoby Hamiltonowi.

Trudno powiedzieć czy George byłby w stanie lecieć podobnie jak Ricciardo, ale logicznym jest, że to samo zrobiłby Verstappen. Poświęcono młodszego kierowcę kosztem „wyższego dobra”, które nie wygrało. Tak bywa i trudno z tą decyzją dyskutować. Tak czy siak, Mercedes nie doszacował mediumów i przeszacował hardy. Szkoda, bo ostatnia nadzieja na walkę umarła w tamtym momencie.

3
Rozsierdzony Daniel
Daniel Ricciardo
Fot. Chris Graythen/Getty Images

Fenomenalną końcówkę wyścigu zapewnił nam Daniel Ricciardo. Australijczyk przedłużył swój stint na oponie pośredniej i do boksu zjechał dopiero na 44. okrążeniu po świeże softy. To spowodowało, że w połączeniu z lekkim bolidem był w stanie mieć ostatnie okrążenia w stylu drive-by.

Nie obyło się bez błędów, bo lekkomyślnym atakiem wyeliminował z wyścigu Yukiego Tsunodę. Za to dostał karę 10 sekund, jednak potem dodatkowo go to zmotywowało. Przewaga nad resztą środka stawki była ogromna. McLaren nie pozostawiał złudzeń i dosłownie przelatywał obok wszystkich. Cudownie było zobaczyć Ricciardo w takiej formie.

Ogólnie Andreas Seidl twierdzi, że od piątku coś drgnęło i było zdecydowanie lepiej. To miła odmiana po tak słabym Teksasie w wykonaniu „Kangura”. Pozostaje życzyć kontynuacji takiej jazdy i dobrego pożegnania się z tym sezonem. Pozostawienie pozytywnego wrażenia zawsze może zwiększyć szansę na powrót do stawki w 2024… Chociaż nadal w to nie wierzę.

4
Zbrodnia i kara
Christian Horner - Red Bull
Fot. Clive Mason/Getty Images

Na koniec temat, który znalazł w końcu swój koniec, ale jest tak przepalony, że nie ma zbytnio o czym mówić. Red Bull został uznany winnym przekroczenia limitów budżetowych oraz błędów proceduralnych i zdecydował się przyjąć ugodę wystosowaną przez FIA.

Tyle było zapewnień, że przecież oni są pod limitem, nic nie zrobili, a to wszystko to kłamstwa i gra przeciwko zespołowi. Jednak jak przyszło co do czego, szybko temat został zamknięty. 2,1 miliona dolarów za dużo i trzynaście błędów proceduralnych. Horner oczywiście się broni, że byłoby „tylko” 0,5 gdyby odpowiednio rozliczyli podatek. Ale tego nie zrobili. Tak samo, jak średnio powinno nas obchodzić, co realnie spowodowało to przekroczenie.

FIA poszła środkiem i postanowiła ukarać Red Bulla podwójnie. 7 milionów dolarów kary oraz 10% mniej czasu w tunelu aerodynamicznym oraz przy CFD. Horner używał głównie słów o drakońskiej karze. Podkreślał to na każdym kroku, a nawet twierdził, że 10% w tunelu to nawet 0,5 sekundy na okrążeniu. To w mocną wątpliwość poddał Andrew Shovlin, mówiąc, że 0,2 sekundy to absolutny maks. Fred Vassuer nie gryzł się w język i jasno powiedział, że skoro to 10%, to taka przewaga to znaczy, że oni w Alfie muszą być „bardzo głupi” skoro tego nie potrafią wykorzystać.

Horner musi bronić swoich interesów i chwała mu za to. Jednak jasno widać, że kolejny raz hiperbola poszła za daleko. Miało być mocno, wyszło tak sobie. Zamiast 70% czasu w tunelu, będzie około 63%. 7 milionów jest poza budżetem, więc nie uderza w finanse Red Bulla. Ich budżet na 2023 rok nie ucierpi i w żaden sposób ten wydatek nie wpłynie na operację wyścigową. Nie trafiło na biednego, a sam zespół nie tak dawno chwalił się ogromnymi umowami sponsorskimi z Oracle czy Bybit.

Liczyliśmy na mocne uderzenie, a dostaliśmy klapsa po łapkach. Przy obecnej formie Red Bulla i trafieniu w przepisy, wyszli na tym bez większego szwanku.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.
Komentarze 0