Włoska ziemia nic nie zmieniła. Ferrari nie zostało odczarowane, bo to wciąż Verstappen jest magiczny. Holender nie dał nikomu szans i wygrał piąty raz z rzędu.
Po weekendzie we Włoszech dla fanów Ferrari pocieszający jest jedynie fakt, że w Scuderii udało się w końcu przejechać weekend bez większych błędów. Dodatkowo przekonaliśmy się, że Nicholas Latifi to niezły hamulcowy i o tym, że Porsche jednak nie dogadało się z Red Bullem
Azymut na rekord
Wydaje się, że nikt ani nic nie jest w stanie zatrzymać Maxa Verstappena. Marsz od zwycięstwa do zwycięstwa trwa w najlepsze. Nieważne są typy torów, wielkość przewagi lub straty Red Bulla. On i tak jest tym X factorem, który finalnie tworzy różnicę. Praktycznie bezbłędny, latający nad torem. Holender bawi się Formułą 1 i słychać to w każdym wywiadzie czy komunikacie radiowym. Trudno mi już nawet pisać te akapity na jego temat, bo za każdym razem się powtarzam. Po prostu zaczyna brakować superlatyw. Niesamowity duet Max-samochód nadal trwa i jest jeszcze lepszy niż w 2021 roku. Trzech wygranych w sześciu wyścigach potrzebuje do nowego rekordu. Jeszcze nikt nie wygrał czternastu wyścigów w jednym sezonie. Obecnie dzierżą go do spółki Schumacher z Vettelem, mając o oczko mniej. Wydaje się, że może zostać on nieźle wyśrubowany.
Co do tytułu, bo tutaj pojawia się możliwość rozstrzygnięcia mistrzostwa już 2 października w Singapurze. Jest to bardziej teoria niż realna możliwość. Żeby to się stało, Max musi wygrać, co akurat wydaje się najłatwiejsze w całej układance, a Leclerc być dziewiąty lub niżej. Chyba że kierowca Red Bulla dorzuci jeszcze najszybsze okrążenie, to nawet przy ósmym Monakijczyku zapewni sobie tytuł. Wszystko wskazuje na to, że to w Japonii Holender przypieczętuje swój drugi tytuł. Niesamowita symbolika, biorąc pod uwagę rolę Hondy, która jest obecnie partnerem widmo zespołu z Milton Keynes. Może to się zmieni, ale o tym chwilę później.
Żółty nie przyniósł szczęścia
Ferrari w tym roku świętuje 75-lecie istnienia. Monza obchodzi setne urodziny. Włosi z tej okazji postawili na okolicznościowe malowanie auta z domieszką żółtych elementów. Zabrakło oczywiście fantazji oraz odwagi w ortodoksyjnym do przesady Ferrari. Tak czy siak — było ładnie, ale mogło być lepiej. Podobnie zresztą, jak i na torze, ale realnie to tylko w osobie Carlosa Sainza. Leclerc znowu wygrał kwalifikacje, co nie przełożyło się na wygraną. Sainz startował z końca stawki po karach za silnik i dosłownie frunął przez stawkę. Samochód bezpieczeństwa, mocno kontrowersyjny, zabrał mu podium. Hiszpan zasłużył na nie w tym wyścigu jak mało kto. Szkoda.
Co dalej w Maranello? Pewnie walka o pojedyncze triumfy, ale jasno powinni oddzielić ten rok grubą kreską. Nie powinni wydać nawet jednego euro w kierunku rozwoju tej konstrukcji. Tu już nie ma co zbierać i czas rzucić wszystkie siły na 2023 rok. Mercedes nie będzie próżnował, a Red Bulla to zostało gonić. Pojawiają się plotki o potencjalnym wyrzuceniu Mattii Binotto. Uważam, że to nie jest dobry pomysł. Za to, że szef Ferrari rzuca puste frazesy i broni swojego zespołu, nawet jeśli robi to absurdalnie, nie można go winić . Taka już jego rola. Toto Wolff wielokrotnie brzmiał, jakby postradał zmysły. Włoch zrobił najlepszą robotę od lat. Ferrari w końcu realnie zbudowało auto, które miało szansę powalczyć o mistrzostwo. Nie widać lepszych kandydatów, chyba lepiej poczekać. Patrząc na ten rok – to może się mimo wszystko opłacić.
Nicholas Latifi has left the chat
Taka informacja powinna się nam wszystkim pojawić przed oczami. Tylko że czatem w tym wypadku jest Formuła 1. Kanadyjczyk niespodziewanie dostał sprawdzian, który doszczętnie pogrzebał jego szansę, na pozostanie w Williamsie. Alex Albon dostał zapalenia wyrostka w sobotni poranek, co wyrzuciło go z reszty weekendu. W jego miejsce zawołano Nycka de Vriesa. Mistrza Formuły 2 z 2019 roku i pierwszego mistrza świata Formuły E z sezonu 2020-2021. Holender dzień wcześniej jechał poranny trening w barwach Astona Martina. Wejście na ostatni moment i realna godzina na przygotowanie przyniosły zaskoczenie. Latifi odpadł w Q1, a Nyck przeszedł dalej. W wyścigu nie było lepiej dla Kanadyjczyka. Jego tymczasowy kolega z zespołu dowiózł dwa punkty w swoim debiucie.
Jeżeli jeszcze ktoś na świecie miał wątpliwości, to chyba je stracił. Nicholas po trzech sezonach w F1 dostaje oklep od absolutnego debiutanta. Faceta, który mylił przyciski na kierownicy, a fizycznie nie był zupełnie gotowy na to wyzwanie. Po wyścigu wyciągali go przecież z auta, bo nie mógł podnieść rąk przez zdrętwiałe ramiona. Holender otworzył sobie autostradę do Formuły 1. Natomiast Latifi trzasnął sobie sam drzwiami przed nosem. Przerażająco słaby jest Kanadyjczyk i udowodnił, że zabiera zespołowi cenne szanse walki o punkty. Jost Capito powinien dobrze spojrzeć na umowę z Panem Lavazzą. Ta zamiana powinna nastąpić już w Singapurze.
Porsche jednak mówi nie… na ten moment
Niemiecki producent flirtował z Red Bullem już kilka miesięcy. W większości medialnych doniesień wszyscy spijali sobie z dziubków. Porsche miało kupić 50% udziałów w zespole, partnerstwo, tęcza, jednorożce. Jednak gdzieś po drodze coś się zmieniło. W Milton Keynes zmieniono zdanie i odrzucono ofertę. Co o tym zdecydowało? Trudno orzec, bo wszyscy są mocno lakoniczni w tej sprawie. Christian Horner twierdził, że Porsche chciało po prostu zbyt wiele, a niektóre media sugerują, że ratował on własny tyłek, starając się przewrócić deal z Porsche. Prawda leży pośrodku i pewnie z czasem dowiemy się, o co tam poszło.
Niemcy nie składają broni. Mówią o szukaniu innych możliwości. Wiele osób twierdzi, że w Zuffenhausen nie są w stanie zbudować silnika do F1. Na to patrzyłbym z przymrużeniem oka, bo brzmi to absurdalnie. Mówimy o gigancie motoryzacyjnym i wielkim innowatorze w tym świecie. Jeżeli zechcą, to zrobią. Teraz tylko pytanie, jak mocno tego chcą. Wielokrotnie udowadniali już światu, chociażby z modelem LMP1 o nazwie 919 Hybrid, że ogranicza ich jedynie wyobraźnia i regulaminy. Czekajmy na rozwój wypadków. Stawiam, że w tej kwestii jeszcze sporo usłyszymy. Przecież przykładowo za wielką wodą jest Michael Andretti, który marzy o F1. Toto Wolff na sesji z mediami przyznał, że przyjście jego zespołu najłatwiejsze byłoby, gdyby przyniósł nowego producenta silników. Mam nadzieję, że ma numer do Zuffenhausen gdzieś dalej niż na recepcję.
Komentarze 0