Czy kończący się rok pozbawiony był wyraźnych muzycznych trendów? Czy po eksplozji hyperpopu można było wyróżnić jakiś świeży prąd w muzyce? Odpowiedzią zdaje się tylko słynne powiedzenie o rabinach ze Świata według Ludwiczka.
O jakiejkolwiek stagnacji nie ma jednak mowy, a ciekawe rzeczy dzieją się w zakamarkach, do których wystarczy tylko zajrzeć. Turnstile i The Armed na język hardcore’u przetłumaczyli w tym roku tuzin innych gatunków i wypracowali w ten sposób własne unikalne brzmienia. O tym jak przesadzone są pogłoski o śmierci gitar świadczą także świetne premiery z UK – Black Country, New Road, Dry Cleaning, black midi czy Squid. Jak w ogóle nazwać gatunki, które w tej chwili uprawiają Low czy Spellling? No właśnie. Co do tego, że jest ciekawie, nie można mieć wątpliwości. Uwagi wymaga jednak jeszcze jeden, mocno zatomizowany, ale dający się zidentyfikować, spójny trend.
Mijający już rok był bowiem wielki dla indie i alternatywnego rapu. Tę tezę może oczywiście wspierać dominacja Little Simz na końcoworocznych listach wielu publikacji. Według agregatora tych podsumowań, albumoftheyear.org, Sometimes I Might Be Introvert młodej Brytyjki jest najczęściej umieszczane na szczytach zestawień lub w ich okolicach. I trudno się dziwić. Simz błyszczała dojrzałością już na Grey Area, ale teraz przeszła samą siebie i stworzyła jazzującą, na pół symfoniczną epopeję o świadomości społecznej, sytuacji kobiet we współczesnym świecie i relacjach międzyludzkich. Raperka zapewne utrzyma tę tendencję w napływających z każdym dniem podsumowaniach i będzie najczęściej nagradzaną w tym roku artystką. Ciężko sobie wyobrazić też, by ktoś stanął jej na drodze do sięgnięcia po przyszłoroczną Mercury Prize dla najlepszego brytyjskiego albumu.
Kopalnią danych opartych na preferencjach melomanów jest także serwis Rate Your Music, który pozwala skorzystać z o wiele większej próby ankietowanych – najgorętsze płytowe premiery mogą tu bowiem liczyć na kilka lub nawet kilkanaście tysięcy ocen wystawianych w pięciostopniowej skali obrazowanej przez gwiazdki. Tu także, jak na razie, triumfuje Little Simz, której dzieło ma imponującą średnią 3.96 (bardzo mocną rekomendacją są już oceny wyższe niż 3.40).
Kto zamyka obecnie podium według głosów użytkowników i użytkowniczek? Na drugim miejscu znajdują się Injury Reserve ze swoją post-modernistyczną, rapową elegią By the Time I Get to Phoenix sporządzoną w obliczu śmierci Stepy J. Groggsa – jednego z członków grupy. W oczywisty sposób jest to album szalenie smutny. Ale też oczyszczający w swojej radykalnej wizji. Sam fakt, że takie słowa jestem w stanie pisać o rapowym wydawnictwie, jest ewenementem. Po circa 10 odsłuchach, „By the Time I Get to Phoenix” nadal jest dla mnie, w dużej mierze, ziemią niezbadaną – pisałem w naszym redakcyjnym, wyjątkowo zgodnym, dwugłosie o tym krążku. Po kolejnych kontaktach z tym materiałem w mojej głowie nie zmieniło się zbyt wiele. Dźwiękowych i konceptualnych niuansów jest tu tyle, że będzie można je odkrywać przez lata, tak jak np. na Madvillainy. Nic też dziwnego, że tak trudne w klasyfikacji dźwięki zafrapowały tysiące ludzi, którzy na RYM przede wszystkim poszukują świeżych idei przełożonych na audialny język.
I podobnie sprawa ma się z JPEGMAFIĄ, który pupilkiem tej społeczności jest już od czasu wydania Veteran w 2018 roku. Jego tegoroczny LP! dumnie dzierży brązowy medal w podsumowaniu użytkowników. Peggy nie wymyśla tutaj prochu, ale rozwija swoje oryginalne idee i destyluje je w jeszcze bardziej przekonujący sposób. Jego, oparte na glitchach i niekonwencjonalnych zagraniach podkłady są tak świeże, jak zawsze i takie pozostaną przez lata. W kwestii flow sam artysta jest lepszy niż kiedykolwiek wcześniej. Tak samo dobrze parafrazuje ...Baby One More Time Britney Spears, co dostarcza odmierzone od linijki rapowe wersy. Samemu ciężko mi stwierdzić czy słyszałem w tym roku lepszy bit, niż ten, który jest podstawą dla REBOUND!
Zupełnie nieprzypadkowy wydaje się także fakt, że wszystkie wspomniane płyty były też mocno hajpowane przez najbardziej zajętego muzycznego nerda w necie, czyli Antony’ego Fantano – założyciela kanału The Needle Drop, który w krótkich wideorecenzjach rekomenduje najciekawsze muzyczne premiery lub rozjeżdża niedorzecznego jego zdaniem wydawnictwa. Little Simz, JPEGMAFIA i Injury Reserve wszyscy zasłużyli na oceny powyżej ósemki gwarantującej atest popularnego youtubera. Jego zainteresowanie alternatywnym i eksperymentalnym hip-hopem nie jest oczywiście żadną nowością. Fantano uczynił np. Atrocity Exhibition Danny'ego Browna swoją ulubioną płytą 2016 roku oraz był głównym medialnym sojusznikiem Death Grips, którzy zrewolucjonizowali underground i wpłynęli także na mainstream otwarcie inspirując Yeezusa Kanye Westa. Czy baza jego odbiorców jest tożsama z tą, która wypełnia Rate Your Music? Na pewno częściowo się pokrywa. Ale właśnie dzięki takim układom naczyń połączonych rodzą się movementy.
Wracając do listy RYM, rapową serię przerywają tam black midi ze swoim imponującym Cavalcade (zespół ma jednak wkład w tegoroczny rapowy kanon, został zsamplowany przez Injury Reserve). Pierwszą piątkę domyka Lil Ugly Mane. Walnięty piewca przejaranego memphis rapu zmienił jednak stylistykę i przesunął się w stronę psychodelicznego popu. Jego związki z rapowym undergroundem są jednak niezaprzeczalne. Nie sposób też nie wspomnieć o CALL ME IF YOU GET LOST Tylera, the Creatora, które przedłuża jego doskonałą passę zapoczątkowaną przez Flower Boy w 2017 roku. Były lider Odd Future nie jest oczywiście dawno przedstawicielem undergroundu i wydaje w majorsie. Jego pomysły, osadzone w spójnej konwencji mixtape’u, są jednak bez wątpienia przede wszystkim pokłosiem inspiracji alternatywą i stoją w jednym szeregu z ideami artystów przytoczonych wcześniej.
Należy także przypomnieć o tym jak dobry rok ma Navy Blue, który sam wydał dwa świetne albumy w ciągu ostatnich 12 miesięcy i stale produkuje dla innych (w tym np. dla Wikiego z Ratking). Nie wypada zapominać o kolejnym świetnym kolabie Boldy’ego Jamesa i The Alchemista oraz fakcie, że w tym roku najwięcej hałasu wśród członków Griseldy zrobił niespodziewanie Mach-Hommy. Ka, MIKE, Pink Siifu – to wszystko nawijacze, którzy odróżniają się swoim stylem i nowymi płytami w 2021 roku potwierdzieli, że są jedyni w swoim rodzaju. Wszyscy inni, każdy świetny.
Niezależność w kwestiach wydawniczych od dawna nie jest musem dla raperów i raperek oraz wyznacznikiem prawdziwości. Ale z racji świetnych płyt, które masowo dostarczane są przez wychowanków i wychowanki niezależnych oficyn lub osoby, które po prostu wydają się same, jest aspektem, który coraz częściej przekłada się na zaufanie publiki. Rap idzie do przodu i staje się coraz lepszy. Wystarczy wyjść z RapCaviar i spojrzeć nieco dalej.