Do wszystkich, którzy twierdzą, że amerykański rap się kończy. Nie, nie kończy.
Tęsknota za ubiegłą dekadą? Wrażenie, że na scenie nie ma nikogo ciekawego? Można to odczuwać z prostego powodu: z perspektywy czasu 2011 rok był przełomowy. Muzyka na dobre przeniosła się do internetu, mixtape’y stały się pełnoprawnymi, komercyjnymi wydawnictwami (swoją drogą - czy w którymkolwiek innym momencie ukazało się tak wiele ambitnych nielegali?); pojawili się raperzy, którzy mieli sporo do powiedzenia. Albo nawijali na niespotykanych dotąd cloudowych podkładach, jak te debiutującego wtedy Clamsa Casino. A to był dopiero początek.
Dziś wydaje się, że pewien rozdział w rapie dobiega końca. Podobnie jak 10 lat temu wypatrujemy zmian, przyszłość dominującego w ostatnich latach trapu nie wygląda optymistycznie, ale za to świat zakochał się w drillu. Był emocjonalny rap Lil Peepa i Juice WRLD-a. Zresztą w ostatnich latach w ogóle więcej mówi się problemach natury psychicznej – temat dla wielu jest znajomy i potrzebny.
O poczuciu odosobnienia i kondycji psychicznej już na przełomie dwóch pierwszych dekad otwarcie rapował choćby Kid Cudi. Obok Kanye’ego Westa i Lil Wayne’a jest zresztą regularnie wymieniany wśród największych inspiracji raperów urodzonych pod koniec lat 90. i na początku 00. – reprezentantów pokolenia, które właśnie wchodzi w dorosłość i rozpoczyna swoje kariery. Cuddera i Ye wymienia wśród swoich idoli również Baby Keem. Pochodzący z Las Vegas, a dziś reprezentujący Los Angeles kuzyn Kendricka Lamara od początku wiedział, że kiedyś będzie rapował. Ale czekał na odpowiedni moment, aż jego głos wystarczająco się obniży. Ostatecznie zaczął nawijać w wieku 15 lat. - Nie chciałem być najlepszym tekściarzem. Chciałem być królem flow. Chciałem rapować w szalony sposób, odkąd skończyłem 12 lat. Byłem zainspirowany Cudim, jest jednym z moich ulubionych artystów – opowiadał w wywiadzie dla Complexu.
Rzeczywiście, Baby Keem ma ucho do refrenów i potrafi bawić się muzyką. Raz może dla żartu powtarzać, że jest 50 Centem, raz nagrać gitarową piosenkę – bo nudzi mu się trap – w której radośnie stwierdza, że nienawidzi swoich eks. O swoim ostatnim mixtapie DIE FOR MY BITCH mówił: To jest mój najlepszy projekt, ale wciąż mam 18 lat. Nie chcę jeszcze tworzyć spójnego, koncepcyjnego wydawnictwa, chcę robić muzykę taką, jaką lubię. Dopiero przy następnym projekcie, albo jeszcze kolejnym, będziemy mogli mówić o albumie. Rok wcześniej powstał jeszcze The Sound of Bad Habit, ale Keem – o czym później – odsłaniał karty powoli. Promowało go wideo Gang Activities, które stworzył Shia LaBeouf. Projekt przyjął się dobrze. Te 12 kawałków, w sumie trwających niewiele ponad 20 minut, w całości wyprodukował Cardo, z którym Keem nawiązał kontakt przez Twittera. Dla Baby Keema był to przełomowy moment w karierze.
Kiedy powstawał ten artykuł, raper szykował się do wydania oficjalnego debiutu. Wnioskowaliśmy, że The Melodic Blue powinien ukazać się jeszcze w tym roku. I tak się stało - 10 września longplay zawitał na serwisy streamingowe. Album promowany numerem z Kendrickiem, którego okładka nawiązuje do nieśmiertelnego good kid, m.A.A.d city? Na nim collaby z Travisem Scottem i Donem Toliverem. I samplowanie unikatowego wokalu serpentwithfeeta. Dorzućmy jeszcze solidną gościnkę na Dondzie i otrzymamy naprawdę imponujący początek. Nie zapominajmy też o wydanym wiosną singlu no sense. Z kolei Family Ties z K-Dotem pojawił się kilka dni po tym, jak Lamar ogłosił koniec współpracy z Top Dawg Entertainment. A pierwsze odsłuchy The Melodic Blue potwierdzają tylko szeroki wachlarz umiejętności amerykańskiego newcomera. Potrafi ująć sentymentalną balladą (issues), nagrać perkusyjny hicior (pink panties), postawić na bangerową melodyjność (cocoa) i zwolnić tempo w ascetycznym stylu (south africa).
Podczas gdy taki Polo G zdążył niemalże z miejsca obwieścić się GOAT-em i błyskawicznie wspiąć się na szczyty list przebojów, Baby Keem dorobił się zaledwie kilku rapowych hitów – pierwszym był Orange Soda. Wydaje się, że ruchy młodego rapera z Zachodu są bardziej wyważone. Baby Keem jest przecież kuzynem Kendricka Lamara. Co więcej, ma z nim na tyle bliską relację, że zwraca się do niego za każdym razem, gdy potrzebuje zasięgnąć rady, również w życiu. Rok temu raper przeprowadził z nim zresztą fajną, luźną rozmowę dla i-D. I zaangażował - jako pierwszego artystę - do swojego projektu kreatywnego pgLang. Ponadto Keem uczył się, pomagając przy ostatnich projektach TDE – Black Panther, Redemption Jaya Rocka i CrasH Talk Schoolboya Q. To w tamtym czasie nastoletni Hykeem Jamaal Carter zaczął występować pod aktualnym pseudonimem. Jak mówił w wywiadzie, oddziela Baby Keema od Hykeema Cartera, bo teraz jest prawdziwym artystą, a nie raperem, który swoje rzeczy nagrywa w sypialni.
Baby Keema można ustawić w szeregu obok zeszłorocznych Freshmanów, którzy - jak na swój wiek - wykręcają niesamowite liczby. Jeśli docelowo Polo G miałby wypełnić pustkę po Pop Smoke’u i Juice WRLD-dzie, zostając nowym ambasadorem Chicago, Lil Tjay przejąć pałeczkę po Drake’u, Pooh Shiesty odświeżyć scenę Memphis i równocześnie kontynuować misję Gucciego Mane’a, Baby Keem ma szansę zdobyć serca tych, którzy z sentymentem wspominają DAMN. Kendricka Lamara, świętej pamięci Maca Millera i inwencję twórczą La Flame’a.