Nowy krążek dwóch chillwagonowców nasuwa poważne pytanie o raperską ewolucję.
W świecie rapu jest wiele postaci, które na przestrzeni lat przechodziły metamorfozy. Jest również wiele takich, którzy od dekad trzymają się sprawdzonej formuły, co najwyżej zmieniając dobór bitów. Jest coś komfortowego w słuchaniu znajomego głosu, który nawija w dobrze otrzaskanym flow, z drugiej strony dobrze, kiedy nasz ulubiony raper wymyśla się na nowo. Ale czy rzeczywiście musi? Takie pytanie kołacze się w głowie, kiedy słuchamy 420024, wspólnego krążka ReTo i Borixona.
Popularny Rekin ma za sobą już nie drugą, a trzecią młodość, a kto wie, czy liczymy dobrze, może znalazłaby się i młodość czwarta. Był szczypiorem i kładł podwaliny pod polski rap we Wzgórzu Ya-Pa 3, nakładał raperom na głowę Platynowe sombrero, co spotkało się z… różnym odbiorem w różnych kręgach, ujmijmy to tak. Powtórną miłość publiki zyskał dzięki etapowi, który spinają dwa kapitalne albumy, Rap Not Dead z 2012 i Mołotow z 2018. A jeśli o miłości publiki mowa, to trzeba przyznać, że na Chillwagonie Borygo dał taki popis, że młodsi koledzy nie tyle wypadli blado, co po prostu zorganizowali się wokół weterana, który okazał się świeżutki jak rzeżucha. To właśnie siła Borixona, który kroczy przez burzliwe hip-hopowe dzieje stopą pewną, choć nie zawsze suchą, ale to dobrze - bez ryzyka zysk marny. Zapewne takim ryzykiem, który najchętniej byśmy przemilczeli, ale kronikarski obowiązek nakazuje nam usta jednak otworzyć, był Gang Albanii. Szczęśliwie ten mroczny etap został zamknięty na cztery spusty i zakopany za stodołą, a każdy odszedł do swoich zajęć: Borixon do bycia jednym z najlepszych raperów w kraju, Popek do kultywowania statusu międzynarodowego mema, a Robertowi M ulał się koszmarny bluesowy projekt pod szyldem Franko. Rekin znowu na wierzchu, ale do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić.
420024 to w jakiejś części powtórka z chillwagonowej rozrywki. Milion w godzinę, Avemariah czy Księga dżungli brzmią jak kontynuacja tego radosnego projektu, co niekoniecznie jest wadą. Ale całość jest mroczniejsza, w czym zasługa cięższych, trapowych bitów. Ciekawie prezentuje się Shake, który ogrywa patenty dancefloorowego rapu z początku millenium, ale z dużo bardziej niepokojącym sznytem. Bonsai intryguje bajkowym klimatem, ale tu też zakrada się pewna nerwowość. ReTo robi wiele, by urozmaicić swoją obecność na trackach i trzeba przyznać, że w 2020 zasłużył na status porządnego rapera. Szczególnie świetnie wypada w wymianach linijek przy refrenach, jak w Bonsai. Zresztą, refreny stoją tu na zaskakująco porządnym poziomie, no ale czego innego spodziewać się po chłopakach, którzy jeździli wagonem pełnym chillu?
Borixon nie wypadł na tej płycie źle, ale nie ma tu już tego efektu wow, który wywoływało pierwsze odsłuchanie Papierosów, czy odświeżająca bryza, jaką Rekin był na imprezowych bitach chillwagonu. To wciąż człowiek pełen trafnych zwrotek, ale na etapie 420024 znamy jego wszystkie patenty. No właśnie, ale czy to problem? Tu wracamy do pytania z początku. Borixon przeszedł długą drogę, zdążył nas zaskoczyć wiele razy. 420024 podpada pod kategorię komfortu - świat może się walić pod ciężarem pandemii, ale jest Rekin, który nas utuli swoim głosem, wieszczącym frajerom kiepski los. Poza tym nie zdążył nas wymęczyć jeszcze tak bardzo, jak inny kameleon, który wydaje album za albumem i ma równie wysokie notowania u młodzieży (domyślacie się pewnie, o kogo chodzi).
Czy raperzy muszą się zmieniać? Zależy od rapera. A że ten konkretny pływał już w wielu wodach, to i znajome patenty aż tak nie szkodzą. Nam ten ostatni etap artystycznego życia Borixona jest bardzo na rękę, więc i 420024 dajemy okejkę. Pozostaje pytanie: czy Rekin nas jeszcze czymś zaskoczy? Jest taka możliwość!