Ten zabieg znamy chociażby z Boyhood – kiedy bohaterowie dojrzewają wraz z kręconym o nich filmem. Ale tu przechodzimy przez kolejne poziomy piekła, żeby stopniowo coraz bardziej porzucać nadzieję.
To praktycznie Nowy Jork. Od Manhattanu dzieli je jedynie osiem kilometrów, czyli plus minus tyle, ile jest z centrum Warszawy na Wilanów. Ale Newark funkcjonuje jako miasto w pełni osobne, choć wchodzące w skład metropolii Big Apple. Kojarzycie je z Rodziny Soprano i wielkiego lotniska, skąd między innymi lata się bezpośrednio do Polski. Mało kto wie jednak o jego mrocznej stronie. Chociaż inaczej – mało kto spośród tych, którzy nigdy tam nie byli.
Newark jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc w Stanach. W 2013 roku wygrało nawet niechlubny ranking magazynu turystycznego Conde Nast Traveler na najbardziej nieprzyjazne miejsce świata; głosujący argumentowali wybór tym, że po pierwsze – nie ma tam niczego ciekawego, a po drugie – mieszkańcy są wyjątkowo niemili. Czy słusznie? Pewnie nie. Ale Newark od dekad funkcjonowało jako brzydszy, biedniejszy brat wielkiej metropolii. Większość firm chciała inwestować w Nowym Jorku, przez co Newark stało się miastem z wielkim lotniskiem i w zasadzie niczym innym. Takie miejsca są zawsze podatnym gruntem dla rosnącej patologii. Tam naprawdę nie było co robić.
Można było za to zrobić film o ludziach stamtąd. Tak jak Jon Alpert, jeden z najbardziej cenionych amerykańskich reporterów-dokumentalistów, laureat trzech nagród Emmy, dwukrotnie nominowany do Oscara. Life Of Crime: 1984-2020 to jego projekt życia. Alpert kręcił go przez 36 lat, biorąc na warsztat trzy historie ludzi, którzy nie mogli wyplątać się z macek przestępczości i uzależnienia. I jak w zwierciadle odbijają się w nim problemy, które targały Ameryką przez ostatnie dekady.
Kiedy w latach 80. reżyser po raz pierwszy wybrał się z kamerą na ulice Newark, nietrudno było wyczuć, że zależy mu przede wszystkim na dostarczeniu jakościowego materiału dokumentalnego. Można powiedzieć, że to zupełnie zrozumiałe. Ale... nie do końca. Im dłużej Alpert przebywał obok swoich bohaterów, tym mocniej zależało mu na tym, żeby w jakikolwiek sposób wyciągnąć ich z tej matni. Nawet jeśli wiedział, że to niewykonalne. Ze społecznego interwencyjniaka Life Of Crime: 1984-2020 przeistacza się w intymny dokument o upadku człowieka, międzyludzkich więzach, które przerywają szpony heroinowego nałogu. Rob, Freddie i Deliris są uzależnieni, dla zdobycia kolejnej działki coraz mocniej wchodzą w konflikty z prawem, lądują za kratkami, chcą wyzdrowieć, ale zawsze coś jest od nich silniejsze. Jeden z nich traci pracę, bo jest karany. Co z tego, że chce wyjść na prostą. Deliris nie potrafi uciec od narkotyków, skoro na co dzień obraca się w środowisku dilerów. Freddie zostaje zakażony wirusem HIV. Nawet kiedy wydaje się, że w ich życiach jest już OK, w kolejnej scenie okazuje się, że niekoniecznie. Jest ku@#$sko daleko od OK, jak powiedziałby Jules z Pulp Fiction. Ale to nie zwariowany scenariusz Tarantino, a prawdziwe życie tych, którzy nie załapali się na pociąg z napisem American Dream.
Ostrzegamy, to nie jest łatwy seans. Albo po prostu – mamy do czynienia z jednym z najbardziej przygnębiających dokumentów ostatnich lat. Festiwal nieszczęść, które spadają na głównych bohaterów, jest kalejdoskopem tego, z czym mierzyła się Ameryka w ostatnim półwieczu; od potężnego rozstrzału ekonomicznego przez plagę cracku, epidemię AIDS, opiatowy kryzys i, finalnie, nierówną walkę z pandemią. Takich tytułów o ludziach z marginesu amerykańskie kino trochę już widziało, jednak mało kto pokazał okropieństwo nałogu tak dosłownie jak Jon Alpert. Nic dziwnego, bo reżyser nigdy nie bawił się w upiększanie rzeczywistości; w 1991 roku wyrzucono go ze stacji NBC, bo przywiózł brutalne, nieocenzurowane nagrania z wojny w Zatoce Perskiej, które miały zostać wyemitowane na antenie.
Może być tak, że kilka razy odwrócicie oczy od tego, co będzie pokazywane na ekranie. Ale nie odwracajcie oczu od tego skromnego, niszowego dokumentu, w którym ceniony reżyser podsumowuje to, z czym miał styczność przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Tym większe brawa dla HBO, że zdecydowało się zainwestować w tak mocny projekt.
