Dwa tygodnie po finale Ligi Mistrzów na stronie UEFA dalej można znaleźć oświadczenie, że za haniebne sceny pod Stade de France odpowiadają kibice Liverpoolu. Padły co prawda potem przeprosiny, ale tylko dlatego, że presję zaczęli wywierać sponsorzy. Śledztwo trwa i coraz mocniej uderza w organizatorów. Żeljko Pavlica, szef ochrony, ma szczęście, że tego dnia nikt nie umarł.
To jeszcze będzie się ciągnąć. Gdy piłka ma chwilowo wakacje, ewentualnie bawi się w Ligę Narodów, we francuskim senacie trwają kolejne przesłuchania. Pięknie teraz widać jak bardzo UEFA umywa ręce. Tłumaczy się głównie krajowa federacja, panowie z Paryża, bo to oni po inwazji Rosji na Ukrainę przejęli od Petersburga organizację. Zwykle takie rzeczy przygotowuje się 18 miesięcy. Tutaj były 3 i potworny chaos, za który teraz trzeba kogoś „powiesić”.
Noel La Graet, szef FFF nie miał wtedy nic do gadania. Pierwszy telefon w sprawie finału dostał 25 lutego, gdy Alexander Ceferin był już po słowie z Emmanuelem Macronem. Francja od stycznia przewodzi w Unii Europejskiej. To był polityczny wybór. UEFA wie, z którymi ludźmi warto się bratać. Obowiązki są spychane na kolejne szczeble w dół, a potem nagle lądujemy w czerwcu, gdy cała wierchuszka siedzi w senacie i tłumaczy się, że wszystko było robione w pośpiechu.
Philippe Diallo, wiceprezes FFF zeznał, że Stade de France może pomieścić 75 tysięcy ludzi, a próśb o bilety było milion. Winę przenosi na ludzi w UEFA, którzy mimo wcześniejszych wątpliwości, wydali zgodę na papierowe wejściówki, a te łatwiej jest podrobić. Między 18.00 a 21.35 w dniu finału prawie 3 tysiące biletów zostało odrzuconych. Tutaj nastąpił zapalnik konfliktu, ale UEFA źle przyjmuje krytykę FFF i mówi, że zrobi własne, niezależne śledztwo. Centrala nie ma wpływu na francuską policję, ale na krajową federację piłkarską już tak. Ich zdaniem dużym problemem były choćby niedziałające skanery.
To jest klasyczne przerzucanie się gorącym kartoflem. Najłatwiej od razu jednak powiedzieć, że jedni i drudzy nagromadzili brudu po pachy. To nie przypadek, że UEFA w ciągu 14 miesięcy miała już trzy ogromne tąpnięcia podczas wielkich wydarzeń i że dzieje się to wszystko w trakcie kadencji Željko Pavlica, nowego szefa ochrony europejskiej federacji. Słoweniec blisko żyje z Ceferinem. W dawnych czasach był nawet świadkiem na jego ślubie. Posadę objął w lutym 2021 roku, a już w czerwcu mieliśmy festiwal chamstwa i demolkę na Wembley. Steve Frosdick, były ekspert ds. bezpieczeństwa w UEFA, mówił niedawno w „The Times”, że zrezygnował z pracy, gdy zobaczył w jakim kierunku zmierza cały departament pod wodzą Pavlica. To banda amatorów, którzy najchętniej delegowaliby zadania innym, a gdy szambo wybija, krzyczą, że to nie oni.
Być może już za chwilę Pavlica będzie musiał zrezygnować. Presja rośnie, a kolejne informacje, podawane m.in. przez „Guardiana” pokazują, że w dniu finału ani on, ani jego prawa ręka Zoran Cvrk nie byli dostatecznie zaangażowani w kontrolę tego, co dzieje się na Stade de France. Pożar gasili niższej rangi urzędnicy. Nie było nawet żadnego oficjalnego spotkania kryzysowego. Przygotowane wcześniej protokoły, które należy wdrażać w sytuacjach awaryjnych, też zostały pominięte. Innymi słowy: cud, że nikt tego dnia znacząco nie ucierpiał. 37 minut opóźnienia meczu, ludzie duszący się od gazu i mnóstwo kradzieży to dużo lepszy bilans niż ten, który mógłby w tym chaosie powstać.
To jak bardzo ta sprawa jest zagmatwana pokazuje też działanie francuskiego wymiaru sprawiedliwości. Organ ten bada sprawę, ale w pierwszym tygodniu po incydentach na Stade de France nie złożył wniosku o wydanie nagrań z kamer przemysłowych. Archiwa są tak zaprogramowane, że kasują się po siedmiu dniach, czyli na dziś są puste. Szef paryskiej policji zeznał, że owszem, użycie siły w stosunku do kibiców Liverpoolu było błędem, ale bronił gazu łzawiącego, bo była to w tamtym momencie jedyna słuszna taktyka, by rozgonić tłum. Przy okazji przeprosił też fanów The Reds, o których wcześniej mówił, że mieli aż 30 tysięcy fałszywych biletów.
Angielski klub cały czas skutecznie walczy z tą dezinformacją. Powoli odwraca narrację, która chciała zrobić z niego kozła ofiarnego. Kilka dni temu organizacja kibicowska Spirit of Shankly zebrała fundusze dla poszkodowanych. Powstała nawet platforma, gdzie każdy zagazowany kibic ze Stade de France może zgłaszać pozew. W ciągu pierwszej doby aż pięć tysięcy ludzi skorzystało z tej opcji.
Liverpool jest szczególnie wyczulony na punkcie zaniedbań organizatorów. To przecież klub naznaczony tragediami jak ta Hillsborough, gdy 97 kibiców zginęło przygniecionych przez ogrodzenie. Dopiero w 2012 roku premier David Cameron wygłosił oficjalne przeprosiny. Walka o prawdę trwała 33 lata. Na szczęście dzisiaj, gdy przepływ informacji jest większy i wiele rzeczy można zarejestrować telefonem, dużo łatwiej jest stawić czoła manipulacjom. Jedno jest pewne: UEFA i FFF mają gorąco. A to przecież jeszcze nie koniec dochodzenia.