Dani Alves poluje na 43. trofeum. Futbol na igrzyskach to ciekawostka, ale też wielka przygoda

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
Igrzyska olimpijskie Tokio - Dani Alves
Fot. Francois Nel/Getty Images

Futbol na igrzyskach olimpijskich od lat przypomina Puchar Intertoto. To trochę jak z Eurowizją. Niby jest rywalizacja i próba nadania temu rangi, na końcu jednak wszyscy wiemy, że świat muzyki ma to gdzieś i że prawdziwe życie jest gdzie indziej. Wielki biznes skutecznie zawłaszczył najlepszych graczy i uwagę ludzi. Nawet takie osobowości jak Dani Alves nie wmówią nam, że jest inaczej.

Nie ma co się obrażać. Futbol przez lata naprodukował tyle rozgrywek i tak mocno pracował, by podbić ich status, że igrzyska siłą rzeczy wydają się być w tym świecie ciekawostką. Jesteśmy dopiero co po zakończeniu Euro. Za moment ruszy maraton poszczególnych lig. Ten kalendarz jest tak napakowany, że trudno wycisnąć z siebie dodatkowe emocje podczas spotkań wciśniętych na przełomie lipca i sierpnia, w samym centrum sezonu ogórkowego. To nie przypadek, że silne piłkarskie nacje rzadko sięgały po złote medale. W ostatnich 25 latach igrzyska wygrywały choćby Kamerun, Nigeria i Meksyk. Europa na najwyższy stopień podium czeka od 1992 roku, czyli prawie trzydzieści lat.

Rangę igrzysk najlepiej widać podczas przeglądania składów. Zespoły mogą skorzystać z trzech graczy powyżej 24. roku życia, ale przykładowa Argentyna wzięła z tej puli jedynie bramkarza, a Rumunia obrońcę, w dodatku bezrobotnego. Tyle się mówi o francuskiej kopalni talentów, a potem przychodzą igrzyska i nikt z tej kopalni nie chce grać. Fabryka robi się za mała, bo każdy jest już w trakcie przygotowań do nowego sezonu. Dzięki temu możemy poznawać takie nazwiska jak Bernardoni albo Caci, obaj na co dzień występują kolejno w Angers i Strasbourgu.

Dobrze to ostatnio podsumował Andre-Pierre Gignac. 35-latek nie tylko dołączył do reprezentacji Francji na IO, ale też namówił swojego kolegę z Meksyku, Floriana Thauvina. Obaj mają łatkę poszukiwaczy przygód i tak też traktują wyjazd do Tokio. Ostatnio we wspólnym w wywiadzie w „L’Equipe” przyznali: „Nie mieliśmy szansy pojechać na Euro, to przynajmniej zagramy sobie na Igrzyskach”. Thauvin dodaje: „Ta wioska olimpijska to folklor, czujesz się jak na koloniach”.

Gignac z kolei śmieje się, że w profesjonalnej piłce rzadko masz tyle wolności, co tutaj. Nikt nikogo nie koszaruje w hotelu, są wspólne imprezy, zresztą on sam został niedawno DJ-em. Nie ukrywa, że przyleciał do Tokio po to, by spróbować czegoś innego. A to, że przy okazji strzelił w niedzielę hat-tricka w meczu z RPA tylko utwierdza go w przekonaniu, że podjął właściwą decyzję.

Dani Alves, mówiąc niedawno o igrzyskach, użył słowa magia. Jest jednym z niewielu piłkarzy, którzy widzą w tym turnieju dużą rangę, ale opowiada o tym dzisiaj, z perspektywy 38-latka. Gdy zdobywał trofea z Barceloną, raczej interesowały go mundial i Copa America, a w klubie - Liga Mistrzów. Jego przykład dużo mówi nam o tej imprezie. To miejsca dla trzeciego albo czwartego garnituru, ciekawskich jak Gignac, albo ludzi mających osobistą, niestandardową motywację. Celem Alvesa jest wygranie złota, którego jeszcze w karierze nie wygrał. A mówimy przecież o najbadziej utytułowanym zawodniku w historii.

Alves ma dziś 42 tytuły, niektóre źródła podają nawet, że 43 albo 44, doliczając mu trofea pobieżne. W każdym razie 38-latek wygrywał m.in. ligi w trzech krajach, dwa razy sięgał po Copa America, ma trzy Ligi Mistrzów, ale dopiero niedawno selekcjoner Brazylijczyków spytał go: „Nie chcesz uzupełnić swojego CV?”. Kilka tygodni później zobaczyliśmy Alvesa jak opowiada o tym, że nagle zobaczył przed sobą nowy cel. Stwierdził, że jest jak Benjamin Button, a potem ograł Niemców i faktycznie zmierza po kolejny tytuł.

Dwa lata temu po powrocie do Ameryki Południowej zamieścił ogłoszenie na Instagramie pt. „Szukam pracy”. Nagle mamy 2021 rok, a on już w Sao Paulo odhaczył sto meczów, co jest piątym wynikiem w historii po takich graczach jak m.in. Cafu i Roberto Carlos. Dzisiaj mówi wprost: „Chcę być częścią kadry w Katarze w 2022 roku”. Biorąc pod uwagę, że to Alves, wszystkiego można się po nim spodziewać.

Brazylijczyk potwierdza słowa Gignaca, że igrzyska to piękna przygoda, wyrywanie się z futbolowego kieratu, zobaczenie rywalizacji innej niż ta, do której zawodnicy przyzwyczajeni są latami. Wylot do Tokio rozpoczął od pożyczenia chusteczki od stewardessy i dorwania się do słuchawki w samolocie. Scena jak przekazuje pasażerom instrukcje bezpieczeństwa przez kilka dni latała po Internecie. Dzisiaj Brazylijczyk znowu fruwa po Twitterze, grając na pianinie przy akompaniamencie trenerki reprezentacji kobiet. Nie ma wątpliwości: Dani to jedna z najsympatyczniejszych postaci, jakie w ostatniej dekadzie widziała piłka. Aż strach pomyśleć, co jeszcze wymyśli, jeśli z Tokio faktycznie wróci ze złotym medalem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.