Dean Blunt: eksperymentujący outsider w świecie rapu

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Dean Blunt
fot. Maria Jefferis/Redferns via Getty Images

Jeśli są jeszcze na świecie artyści grający na własnych zasadach - należy do nich Dean Blunt. Bez zbędnej napinki, bez marketingowej sztuczności i ulegania wpływom majorsów.

Roy Nnawuchi urodził się w słynnym londyńskim Hackney. Kolejny dowód na to, że wschodnia część stolicy UK to - zaraz obok południa - niesamowita kuźnia talentów. Blunt jest aktywny artystycznie od początku drugiej dekady XXI wieku. Ciężko dowiedzieć się o nim czegokolwiek, co miałoby faktyczne odbicie w rzeczywistości. Brytyjski artysta traktuje wywiady jako formę performansu i zabawy z odbiorcami. Często zmienia zdanie, mówi zmyślone rzeczy, celowo wprowadza dziennikarzy w ślepą uliczkę. Zwyczajnie trolluje. Podobnie z niezwykle rzadkimi koncertami. Występuje przeważnie niewidoczny, na scenie spowitej gęstymi oparami dymu. Do tego bolesny wręcz bassline i podkręcony na maksa soundsystem. Nie jest to rzecz dla każdego.

Nazywany prowokatorem, wyrzutkiem i pranksterem. Ale nie sposób odmówić mu ogromnego wpływu na psychodeliczną, nostalgiczną, wyobcowaną muzykę, jaka powstawała w ubiegłej dekadzie. Dean Blunt to piekielnie inteligentny wrażliwiec, do tego wrażliwiec posiadający unikatowy talent, którego na współczesnej scenie ze świecą szukać. Dlaczego?

1
Człowiek wielu pseudonimów

Roy Bundy, Ramirez, @jesuschrist3000ADHD, Mr Audrey Horne, Babyfather. Do tego udział w enigmatycznych projektach Hype Williams i Blue Iverson. Dean Blunt nigdy nie ograniczał się do jednego aliasu, a swoją twórczość traktował w formie niekończącego się strumienia świadomości. W zależności od nastroju, dyspozycji czy zwyczajnego kaprysu publikował muzykę pod określoną ksywką. Obok najbardziej rozpoznawalnego pseudonimu, najwięcej uwagi przykuły Babyfather i chimeryczny duet Hype Williams. Pierwszy współtworzony z DJ-em Escrowem i Gassmanem D, drugi z Ingą Copeland. Zdekonstruowany rap, kwasowe chop’n’screw, wykolejony pop - nazywajcie jak chcecie.

Z kolei nieistniejący już w pierwotnej formie duet Hype Williams to kompletnie szalona wizja. Wyjątkowy już z samego założenia. Muzycy planowali co pięć lat przekazywać markę kolejnym artystom i artystkom, którzy chcieli podjąć się niełatwego wyzwania. Blunt i Copeland sprawowali nad nim pieczę w latach 2007-2012. Emblematyczne momenty stanowią płyty One Nation i Find Out What Happens When People Stop Being Polite, And Start Gettin Reel. Zniekształcone wokalizy, hałaśliwe melodie, kasetowy feeling, regularny szum i piosenki o poszarpanej konstrukcji. Swoiste preludium do fali hypnagogicznego, rozmarzonego popu, która zalała podziemie na przełomie dekad. Jest jeszcze Blue Iverson. Pod tym szyldem wydał do tej pory jeden solowy album. Hotep - nagrany ponoć z wieloma sesyjnymi muzykami - ukazał się w 2017 roku i opiera się na instrumentalnych kompozycjach. Całość jest wypadkową soulu, funku, fusion, jazzu i zniekształconego brzmienia, które przywołuje na myśl lata 70.

Dowodów na niepodrabialny geniusz Nnawuchiego jest tyle, ile albumów wydanych pod każdym z aliasów. Klucz do sukcesu to nie tylko otwarta głowa i nieprzejmowanie się gatunkowymi ramami. Blunt posiada też właściwą etykę pracy. Publikuje dużo, często i niespodziewanie. Momentami wręcz zalewa słuchaczy premierowymi nagraniami. I w tym całym rozgardiaszu nie wypada z szyn. Wystarczy spojrzeć na oceny na portalu Rate Your Music. W zasadzie żaden album Deana Blunta nie spada poniżej pewnej - i wysokiej - średniej. Alt-rapowy Midas.

2
Owocna przyjaźń z A$AP-em Rockym

Poza undergroundowym środowiskiem, z którego wywodzi się Dean Blunt, muzyk dał się poznać szerszej publiczności za sprawą ziomalskiej relacji z Pretty Flacko. Jeden z najpopularniejszych raperów świata ochoczo udziela się w numerach Nnawuchiego. Śmiało korzysta też z jego usług. Blunt pojawia się w creditsach - ostatniego do tej pory - albumu Testing. Songwritersko-producencki kunszt Brytyjczyka możecie podziwiać w numerach Gunz n Butter i Purity, gdzie gościnnie udzielają się kolejno Juicy J i Frank Ocean. Co więcej, w Calldrops użyczył również swojego wokalu. Rocky odwdzięczył się ziomalowi i pojawił w otwierającym płytę Soul on Fire numerze Chancer. Podczas odsłuchu ZUSHI momentalnie rzuca się w oczy featuring Rakima Mayersa. Idąc dalej, w 2021 roku artyści wypuścili singiel STOOZY. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby outsider z Hackney zagościł w liner notesach wyczekiwanego, czwartego longplaya Flacko, czyli All Smiles.

Ale A$AP Rocky to nie jedyny artysta ceniący sobie warsztat Deana Blunta. Autor Black Metal współpracował też z Gaiką, Vegynem czy liderem Animal Collective - Panda Bearem. Dorzućmy collabo z mistrzem analogowej, przydymionej elektroniki Delroyem Edwardsem. Syn słynnego aktora Rona Perlmana zaprosił Blunta do nagrania albumu, a efektem kreatywnych spotkań - materiał Desert Sessions.

3
Wypatrywany "Black Metal 2"

11 czerwca 2021 roku Dean Blunt wypuścił wyczekiwany follow-up do kultowego w pewnych kręgach Black Metal. Druga część ikonicznego albumu, który stanowi wizytówkę osobliwego stylu londyńskiego artysty, to najprzystępniejsza rzecz z jego menu. Dla zaznajomionych z twórczością Blunta - lekki, wiosenny spacerek, wręcz easy-listeningowy album. Ale to tylko pozory, bo charakterystyczny mrok czai się w warstwie lirycznej. Nie obyło się też bez humorystycznej meta-ironii. Tym razem Blunt puścił oczko w stronę klasycznego 2001 Dr. Dre. Czujny wzrok szybko wyłapie okładkową referencję. Co więcej, różnica w przerwie wydawniczej pomiędzy Black Metal a sequelem jest identyczna, jak w przypadku debiutu i drugiego albumu rapera z Compton.

Nie żeby to była wyjątkowo drastyczna stylistyczna wolta. Nadal dostajemy lo-fi gitarę, krótkie piosenkowe struktury i ponure, abstrakcyjne teksty. Artysta leniwie - jakby od niechcenia - melodeklamuje kolejne wersy. W kontekście samej atmosfery lwią część roboty odwalają producent Giles Kwakeulati King-Ashong oraz wokalistka Joanne Robertson. Oboje są stałymi współpracownikami londyńskiego dziwaka. Już nie ekstremalny dźwiękowy eksperyment na rapowych podwalinach, a czerpiący z ejtisów, subtelnie dekadencki pop. Zadowoleni będą miłośnicy surrealistycznego folku, bo tego gatunku na Black Metal 2 jest na pęczki. Cała płyta spowita jest dziwacznym, ulotnym i melancholijnym klimatem, który ma w sobie coś z magii Cocteau Twins. Co jak co, ale w budowanie atmosfery i wyjątkową narrację Blunt zawsze potrafił. Sequel Black Metal to wspaniały, slackerski trip nieobliczalnego introwertyka. Piękne zwieńczenie bogatego, dotychczasowego dorobku. I pomimo niedosytu wynikającego z krótkiego czasu trwania - niewiele ponad 20 minut - mocny kandydat do ścisłego topu 2021 roku.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz i deputy content director newonce. Prowadzi autorskie audycje „Vibe Check” i „Na czilu” w newonce.radio. W przeszłości był hostem audycji „Status”, „Daj Wariata” czy „Strzałką chodzisz, spacją skaczesz”. Jest współautorem projektu kolekcje. Najbardziej jara go to, co odkrywcze i świeże – czy w muzyce, czy w popkulturze, czy w gamingu.