Bitwa o LA odłożona w czasie. Nuggets dokonują niebywałego - ich powrót zniszczył plany Clippers

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Denver Nuggets v Los Angeles Clippers - Game Seven
Fot. Douglas P. DeFelice/Getty Images

Los Angeles Lakers przeciwko Los Angeles Clippers. LeBron James i Anthony Davis kontra Kawhi Leonard i Paul George. Derby miasta będącego wizytówką Kalifornii. Tak miały wyglądać finały konferencji zachodniej w tym sezonie ligi NBA. Fani koszykówki ostrzyli sobie na to zęby od dłuższego czasu. Ich oczekiwania postanowił jednak popsuć pewien całkiem ciekawy zespół z Kolorado. Denver Nuggets właśnie wyrzucili Clippers z play-offów i trzeba przyznać, że zrobili to w efektownym stylu.

Kiedy przed sezonem, po długim czasie oczekiwania Anthony Davis w końcu trafił do Lakers w wymianie z New Orleans Pelicans, od razu zaczęły się spekulacje na temat tego, kogo jeszcze ekipa LeBrona Jamesa postara się dodać do i tak już mocnego składu. Oczy wszystkich (również Lakers) zostały zwrócone w stronę Kawhi Leonarda. Gracz Toronto Raptors właśnie zdobył dla drużyny z Kanady mistrzostwo NBA i skończył mu się kontrakt. Połączenie go z wyżej wymienioną dwójką stworzyłoby „super team”, jakiego liga jeszcze nie widziała i stawiałoby to Jeziorowców w gronie automatycznego kandydata do tytułu.

Kiedy rozpoczął się okres podpisywania wolnych agentów, Leonard miał – według raportów – wybierać między trzema drużynami: Lakers, Clippers i Raptors. Większość informacji kierowała się w stronę tych pierwszych, w końcu niemal pewne mistrzostwo przyciągnęłoby każdego, prawda? W dodatku Kawhi jest z LA i miał chcieć „wrócić do domu”, a i finansowo Jeziorowcy mieli jeszcze miejsce na maksymalny kontrakt dla kolejnej gwiazdy. Inne raporty sugerowały pozostanie w Raptors, a Clippers, mimo że również się pojawiali, byli nieco z tyłu. W końcu nie byli ani drużyną z dwiema supergwiazdami, ani zespołem, który Kawhi już znał. W dodatku przejście tam oznaczałoby samodzielną, sportową wojnę przeciwko Jamesowi i Davisowi.

Po raz kolejny okazało się jednak, że Leonard jest jedną z najbardziej tajemniczych osób w NBA, a plany swoich decyzji trzymał tak blisko dla siebie, że nawet zazwyczaj wiarygodne raporty wariowały od dezinformacji. Dopiero kiedy wszystko było już wiadomo insider ESPN Adrian Wojnarowski podał podwójnie niespodziewanego newsa, który zmienił oblicze całego sezonu. Kawhi nie tylko wybrał Clippers, ale też za kulisami wyraził swoje zainteresowanie grą z Paulem Georgem, który chwilę wcześniej otarł się o nagrodę MVP, będąc jednym z trzech najlepszych graczy ligi sezonu 2018-19. Druga z drużyn LA nie czekała długo i zrobiła wymianę z Oklahoma City Thunder, ściągając George’a do siebie. Leonard – jak się potem okazało – miał być w ogóle niezainteresowany Lakers, chcąc mieć „własną” drużynę, a nie być tylko jednym z dodatków do największej gwiazdy ligi.

james.jpg
Fot. Harry How/Getty Images

BITWA O LA

Fakt, że działo się to w obrębie dwóch dużych rywali z tego samego miasta sprawiło, że atmosfera nie mogła być bardziej podgrzana. Szczególnie biorąc pod uwagę, że – niestety dla Clippers – Los Angeles to od zawsze było miasto Lakers. 16 tytułów mistrzowskich, wielkie gwiazdy i na boisku, i przy parkiecie (lista znanych nazwisk z Hollywood w pierwszych rzędach na meczach Lakers potrafi wyglądać imponująco), „Showtime” i miano jednej z najlepszych i najbardziej popularnych marek koszykarskich na świecie. Clippers tymczasem, od momentu swoich przenosin do LA w 1984 roku nie wygrali nic. Zero tytułów mistrzowskich, brak finałów, wieloletni synonim porażki w sportach zespołowych. Jedyny moment, w którym mogli się uznawać za lepszych niż rywal zza miedzy to kilka lat okresu przejściowego między ostatnimi sezonami w Lakers Kobego Bryanta a dołączeniem LeBrona Jamesa.

W ciągu tych kilku lat Clippers, z m.in. Chrisem Paulem i Blake’iem Griffinem, stworzyli „Lob City Clippers”, którzy ostatecznie… również zbyt wiele nie osiągnęli. Mimo dużych planów skończyło się maksymalnie na drugiej rundzie play-offów. W związku z tym podebranie gracza pokroju Leonarda było dużym plusem w rywalizacji dla Clippers i szansą na wygranie czegokolwiek bezpośrednio przeciwko Lakers, a nie tylko dlatego, że ci akurat dołują sami z siebie. Bo o ile w starciach duetów fani NBA prawdopodobnie wybraliby Jamesa i Davisa, o tyle Clippers zdawali się mieć znacznie lepszą „grupę wsparcia”, na czele z Lou Williamsem czy Montrezlem Harrellem i to mimo tego że Lakers szybko ruszyli na zakupy za zaoszczędzone na Leonardzie pieniądze.

Wydawało się, że nic tylko czekać na to, aż rozstawione z dwoma pierwszymi numerami drużyny spotkają się w finale konferencji. Szczególnie że w międzyczasie mieliśmy jeszcze cztery mecze sezonu regularnego (ostateczny bilans 2-2, choć Clippers wygrali dwa pierwsze), bardzo dużo trash talku między zawodnikami obu ekip i na parkiecie, i w mediach społecznościowych, a nawet takie sytuacje jak ściągnięcie braci bliźniaków Marcusa i Markieffa Morrisa, z których pierwszy trafił do Clippers, a drugi do Lakers.

nbaglowne1211210179.jpg
Harry How/Getty Images

POWRÓT RODEM Z KOLORADO

Kiedy Lakers pokonywali TrailBlazers, a Clippers (choć nie bez trudu) Dallas Mavericks, w innej parze Konferencji Zachodniej rodziła się historia mająca pokrzyżować plany wielce oczekiwanego finałowego starcia. Rozstawieni z trójką Denver Nuggets przegrywali z Utah Jazz już 1-3, by wygrać trzy kolejne spotkania (w tym jedno przegrywając już piętnastoma punktami) i wygrać 4-3. Ot, ciekawa seria i walka o to, kto przegra z Clippers, prawda?

Wstępnie tak, bo drużyna George’a i Leonarda wyszła na prowadzenie 3-1. Nikomu wcześniej nie udało się powrócić z tego stanu dwukrotnie w jednych playoffach, więc czemu mieliby to zrobić Nuggets i to w momencie, gdzie James i Davis już czekają w finale konferencji na faworyzowanych Clippers?

Dokładnie tak myśleli wszyscy, kiedy w piątym meczu Nuggets przegrywali już szesnastoma punktami. A potem dziewiętnastoma w szóstym. I dwunastoma w siódmym. A potem… musieli przestać tak myśleć i zobaczyć, co z Leonardem i Georgem w serii zrobili Jamal Murray i Nikola Jokić. Nie dość, że zazwyczaj albo jeden, albo drugi grał bardzo dobrze prowadząc drużynę do zwycięstwa w ostatnich meczach, to jeszcze w najważniejszym, siódmym spotkaniu wystrzelili obaj.

40 punktów Murraya i bardzo mocne triple-double Jokicia (16 punktów, 22 zbiórki, 13 asyst) sprawiły, że samo to było dużą przeszkodą dla duetu z LA. W dodatku duet ten nie wytrzymał presji i zagrał absolutnie beznadziejny mecz w najważniejszym momencie sezonu. Łącznie zdobyli raptem 24 punkty, czyli sam Murray niemal ich podwoił. W dodatku zrobili to w 38 rzutach, co jest statystyką marną, żeby nie powiedzieć gorzej. W ostatniej, decydującej kwarcie Leonard i George nie zdobyli żadnego punktu, a w całej drugiej połowie mieli więcej strat niż trafionych rzutów. Dorzućmy do tego fakt, że Kawhi w tej serii trafiał średnio mniej niż jeden rzut w czwartej kwarcie, a George popisał się między innymi rzutem w kant tablicy. Mamy pełen obraz nędzy i rozpaczy liderów, którzy zagrali być może swój najgorszy mecz sezonu w jedynym momencie, w którym nie było już miejsca na błędy.

Oczywiście w ten obraz nie wpisują się tylko oni, a cała drużyna Doca Riversa, która np. w całej serii miała problemy z obroną, kiedy na boisko wchodzili rezerwowi (a często, być może za często byli używani) lub z użyciem odpowiednich schematów ofensywnych, mimo że w teorii przygotowani byli na wszystko. To jednak Leonard i George byli twarzami tego dużego projektu, który zawiódł w najważniejszym momencie, czyli jak… klasyczni Clippers. Jeśli nie mistrzostwo, to chociaż występ w finale konferencji był minimum tego zespołu. Nawet to byłoby dla nich historycznym wydarzeniem. Mimo to poczekają na to jeszcze minimum rok.

KONIEC NIEROZPOCZĘTEJ DYNASTII?

W momencie przyjścia do Clippers George i Leonard podpisali umowy wiążące ich z Clippers do 2022 roku. Ostatni sezon jest jednak opcją dla samych zawodników, którzy mogą z niego zrezygnować. Przywiązywano do tego niewielką wagę, w końcu taka dwójka miała pogra

razem długo i z sukcesami. Po takim rozczarowaniu może się jednak okazać, że obaj zaczną myśleć na temat niekorzystania z tej opcji. Wyszłoby wtedy na to, że Clippers zapłacili bardzo dużo za George’a (możliwe, że ostatecznie więcej niż Lakers za Davisa), tylko po to, by wraz z Leonardem odeszli po dwóch sezonach. Można to uznać za takie dwuletnie wypożyczenie, w czasie którego Clippers muszą ich przekonać, że warto tu zostać. Pierwszy rok już za nami i o ile w głowach zawodników nie siedzimy, o tyle taki koniec sezonu nie zwiastuje nic dobrego.

Pozostaje im patrzeć z nadzieją na przyszły sezon, choć jest to nadzieja mocno nadszarpnięta. I na końcówkę tych play-offów, licząc po cichu na to, że Lakers jednak nie wygrają mistrzostwa. Wtedy atmosfera w LA stałaby się dla Clippers i ich fanów niezwykle nieznośna.

A Nuggets? Cóż, mają okazję odnieść swój historyczny sukces i zostać po raz pierwszy mistrzami konferencji. Czyli coś, co mieli zrobić Clippers, zanim trafili na „Comeback Team” z Denver. Czy Jokić równie dobrze spisze się mając naprzeciwko Davisa, a Murray dobrą obronę Lakers i LeBrona? Pierwszy mecz serii już w piątek. I nie wydaje się, by Lakers mieli z Nuggets łatwą przeprawę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.