Despotyczny kapelan, który zostawił za sobą zgliszcza. Jack Easterby – jedna z dziwniejszych postaci NFL

Zobacz również:Drużyny NFL do raportu. Oceniamy wybory wszystkich ekip w drafcie 2020
Jack Easterby
fot. Marcus Ingram/Getty Images for Super Bowl Gospel

W jaki sposób „drużynowy kapelan” zmienia się w osobę pociągającą za sznurki w wartej miliardy dolarów organizacji? Dlaczego z kogoś, kto na początku jest uwielbiany przez wszystkich, staje się złem futbolowego świata, którego fani najchętniej wywieźliby na taczkach? Jack Easterby to jedna z najdziwniejszych karier ostatnich lat w NFL. I o dziwo jest to kariera chwilowo zakończona.

Nam funkcja klubowego kapelana kojarzy się prawdopodobnie z zaprzyjaźnionym księdzem, który czasem pojawia się przy drużynie. Chociażby w piłkarskiej Ekstraklasie zespoły takich miewają, czy to oficjalnych, czy też niekoniecznie.

W amerykańskich ligach wygląda to inaczej. Nie jest tak, że ma go każda drużyna, ale jeśli ma, to pełni trochę inną funkcję. Bardziej „trenera charakteru”, tłumacząc dosłownie. Pół kapelan, związany z religią lub duchowością, pół psycholog sportowy – posada całkiem trudna do przełożenia na nasze warunki. Taki kapelan potrafi mieć bardzo różne zadania, ale – mówiąc kolokwialnie – nie wcina się w sportową część prowadzenia zespołu. Z Jackiem Easterbym było inaczej, choć z początku wszystko wyglądało raczej typowo.

SKĄD ON SIĘ WZIĄŁ?

Sam zainteresowany nie grał w futbol, a w koszykówkę i w golfa. Nie został jednak profesjonalistą. W międzyczasie studiował też teologię i przyszłość wiązał ze sportem, ale w trochę inny sposób.

Pierwszą przygodę z NFL Easterby zaliczył chwilę po studiach, w 2004 roku, będąc na stażu w Jacksonville Jaguars, ale już chwilę potem trafił na Uniwersytet Południowej Karoliny, gdzie został „trenerem charakteru” drużyn koszykarskich – tak przynajmniej nazywany był oficjalnie. Z zespołami, które wielokrotnie dochodziły wtedy do play-offów, radził sobie bardzo dobrze, a sami sportowcy na tyle chwalili sobie współpracę z nim, że pod koniec swojej pracy (a był tam w latach 2005-11) pomagał też drużynie baseballowej.

To, oraz niewielkie doświadczenie z Jaguars, otworzyło mu drogę powrotu do najlepszej futbolowej ligi świata – konkretnie do Kansas City Chiefs, gdzie został polecony przez kopacza Ryana Succopa, absolwenta uczelni z Południowej Karoliny. I o ile na uniwersytecie był „trenerem charakteru”, o tyle w Chiefs oficjalnie nazwano go właśnie drużynowym kapelanem, sugerując bardziej rolę duchową, a czasem nawet religijną. Zdarza się, że w NFL drużyny mają coś w rodzaju „wieczorów z Biblią”, na które uczęszczają co bardziej wierzący zawodnicy. I zdarza się, że to właśnie drużynowy kapelan za nie odpowiada – jeśli oczywiście taka funkcja istnieje w drużynie.

Easterby nie odpowiadał jednak tylko za to. W Kansas City bardzo szybko dostał szansę, żeby się wykazać, kiedy w bardzo głośnej sprawie samobójstwo, połączone z morderstwem własnej dziewczyny, popełnił jeden z futbolistów Chiefs, Jovan Belcher. Co więcej, zrobił to na terenie siedziby klubu, na oczach wielu pracowników.

Szok, jakiego doznali zawodnicy, trenerzy czy przedstawiciele zarządu, sprawił że Easterby miał pełne ręce roboty. W takich sytuacjach wsparcie psychologiczno-duchowe okazało się kluczowe, a sam zainteresowany bardzo szybko zyskał sobie uznanie w oczach drużyny.

ZWYCIĘZCA SUPER BOWL

I nie tylko tej drużyny. Po dwóch latach w Chiefs został zatrudniony w New England Patriots – w dużej mierze ze względu na sprawę jednej z ówczesnych gwiazd Patriots, Aarona Hernandeza, który trafił do więzienia, a potem został skazany za zabójstwo. Nieco inna sytuacja, ale pomoc psychologiczno-duchowa była tutaj równie potrzebna.

Easterby po raz kolejny się sprawdził. W trakcie jego pięciu lat (2013-18) w Patriots drużyna czterokrotnie dochodziła do Super Bowl, trzykrotnie je wygrywając. Tutaj ponownie otrzymał tytuł „trenera charakteru” i w tamtym momencie był jedynym tego typu człowiekiem w całej lidze NFL. Zaskarbił sobie zaufanie trenera Billa Belichicka do tego stopnia, że zaczął mieć wpływ na stronę sportową – wykonywał mniej istotne zadania związane z treningiem czy ewaluacją zawodników przystępujących do draftu. To wszystko oczywiście w dodatku do jego standardowych obowiązków. To on w Patriots zapoczątkował chociażby wspomniane „spotkania z Biblią”, w których uczestniczyła grupka kilkunastu zawodników.

Futboliści zresztą nie mogli się nachwalić tego, jaki wpływ na drużynę ma Easterby. Niektórzy mówili wprost, że bez niego nie byłoby trzech wygranych tytułów mistrzowskich, a on sam powtarzał, że chce pomóc zawodnikom „mentalnie, fizycznie, ale też sprawić, żeby stali się lepszymi ludźmi”. Grzeczny, wiecznie uśmiechnięty i pełny energii gość, którego nie da się nie lubić – szanowani gracze Patriots, jak chociażby wieloletni kapitan Matthew Slater, mówili w tamtym momencie, że poznali w swoim życiu niewiele lepszych osób.

Easterby odszedł ze względów moralnych. Po aferze z właścicielem Patriots, Robertem Kraftem, któremu zarzucano korzystanie z „wyjątkowych” salonów masażu, stwierdził, że nie może pracować w drużynie, której właściciel dopuszcza się takich czynów. Wielu kibiców i zawodników tego oczywiście żałowało, ale jednocześnie uznało, że jest to zrozumiałe – uduchowiony i bardzo religijny członek sztabu zawsze przecież zdawał się być na punkcie moralności wyczulony.

ŻĄDZA WŁADZY

Po takich referencjach, jak zaufanie Belichicka czy zawodnikach Patriots nazywających go istotną częścią mistrzowskich zespołów, oferty dla Easterby’ego posypały się bardzo szybko. Świat futbolu (i nie tylko, bo dostawał też oferty np. z NBA) widział w nim kandydata do pomocy w budowie zespołu. Nowi trenerzy w przebudowujących się drużynach często mówią o „budowaniu kultury”, a Easterby, na podstawie swojego czasu w Patriots, pasował do tej roli idealnie.

Rywalizację o jego usługi wygrali Houston Texans, którzy na ostatniej prostej przebili ofertę Miami Dolphins. Patrząc na to, gdzie – m.in. dzięki niemu – są teraz Texans, Dolphins na pewno cieszą się, że nie popełnili tego błędu…

Okazało się, że duchowy i religijny Easterby miał znacznie wyższe ambicje niż to, w czym spisywał się najlepiej. Próbował tego już w Patriots, jednak tam swoje robił nadal autorytet Belichicka, który sprawował władzę nad wszystkim, co dzieje się w drużynie i raczej nikt nie jest w stanie tego zmienić. W Houston Easterby poszedł o krok wyżej. Zaprzyjaźnił się z rodziną McNairów, czyli właścicielami Texans. To sprawiło, że z marszu zamiast kapelanem czy trenerem charakteru, został wiceprezydentem do spraw rozwoju drużyny. Brzmi grubo? A to jeszcze nie koniec.

Przy trenerze Billu O’Brianie Easterby zaczął wchodzić w niedostępne wcześniej dla siebie rejony. Miał swój udział w treningach, rekrutacji (większy niż w Patriots), planowaniu, rozmowach motywacyjnych, kontaktach z mediami czy – tu słowa z wewnątrz klubu – „ogólnym stanie organizacji”. Zauroczony nim McNair zaczął mu nawet powierzać takie zadania jak nadzorowanie renowacji budynku czy nowej szatni zespołu. A mający dużo obowiązków O’Brien pozwolił nawet na negocjowanie kontraktów z zawodnikami.

Według danych z 2022 roku, Texans są organizacją wartą 4,7 miliarda dolarów, a Easterby, który dopiero co nie zajmował się niczym typowo sportowym, momentalnie stał się trzecią najważniejszą osobą całej franczyzy – po właścicielu Calu McNairze i trenerze/generalnym menedżerze O’Brienie. W styczniu 2020 roku oficjalnie zajął się wszystkim, co kryło się pod nazwą „football operations”. Poza wspominanymi sprawami było to także pilnowanie budżetu, nauka sportowa, sprzęt czy zajmowanie się wideo podczas sesji filmowych z zawodnikami.

Cal McNair był zachwycony tym, kogo sobie sprowadził. Ludzie pracujący w organizacji już niekoniecznie - przyjaźń z właścicielem sprawiła, że żądny władzy Easterby przejmował kolejne funkcje w organizacji, a nie wiadomo było nawet, czy nadaje się do choć jednej z nich. W dodatku zrażał do siebie wszystkich po kolei – zawodników, kibiców, dziennikarzy czy legendy klubu, np. Andre Johnsona.

DESPOTA

Kiedy przychodził, wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku. Chwaleni byli trener O’Brien i generalny menedżer Brian Gaine, drużyna była po dobrym sezonie, a przyszłość z rozgrywającym Deshaunem Watsonem zdawała się być świetlana. Tymczasem Gaine w szokujący sposób stracił pracę już po dwóch miesiącach Easterby’ego w Texans.

Proces zatrudnienia nowego GM-a, w którym brał udział bohater tego tekstu, zakończył się fiaskiem, kiedy jego była organizacja, New England Patriots, oskarżyła Texans o „tampering” – nielegalne rozmowy z pracownikiem innej organizacji. W tym wypadku chodziło o asystenta Billa Belichicka, Nicka Caserio, z którym Easterby również się przyjaźnił. Można to więc odczytać jako przesłankę, że zaczynający przejawiać despotyczne skłonności kapelan i w tym maczał palce, mimo że w teorii to inni o tym decydowali.

Przez fiasko rozmów z Caserio jednoczesną rolę trenera i menedżera przejął O’Brien i kompletnie sobie z tym nie poradził, co odebrało mu pracę po nieco ponad roku. Jak myślicie, kto został tymczasowym generalnym menedżerem? Oczywiście Easterby, który wcześniej nie miał absolutnie żadnego doświadczenia mogącego wskazywać, że nadaje się na jedną z dwóch najważniejszych ról w drużynie NFL. Był jednak przyjacielem McNaira, a ten był wręcz ślepo zauroczony wiecznie uśmiechniętym i niewinnym kapelanem.

Szara eminencja Texans wyszła przed szereg, by spełnić swoje ogromne ambicje i móc decydować o wszystkim w całej franczyzie NFL. Tytuł „tymczasowy” nie był jednak przypadkowy – musiał kogoś zatrudnić i zatrudnił Caserio, po roku przerwy od wspomnianych zarzutów o nielegalne rozmowy. Mówiąc w skrócie – jego rolę przejął kolejny z jego bliskich współpracowników, na którego można mieć wpływ. A trener? Cóż, od odejścia O’Briena minęły dwa lata, a Texans opcji długofalowej nadal nie mają – tę rolę wypełniają na razie wyłącznie opcje przejściowe.

A to wszystko w trakcie jednego z większych skandali NFL ostatnich lat. Niegdyś przyszłość Texans, Deshaun Watson, został oskarżony o molestowanie seksualne przez ponad 20 kobiet na niedługo przed zwolnieniem O’Briena. Wydawać by się mogło, że to sprawa samego rozgrywającego i Texans nic do tego, jednak dziwnym trafem sprawa wyszła chwilę po tym, jak Watson zażądał odejścia z drużyny. Dołóżmy do tego fakt, że pozywające go kobiety wspominały później, że Texans doskonale o wszystkim wiedzieli. Czyżbyśmy mieli więc sytuację, w której najpierw ukrywano jawne łamanie prawa, by później wydać je na światło dzienne w ramach zemsty? A pośrodku wszystkiego stoi Easterby – strażnik moralności. A przynajmniej tak się wydawało, gdy odchodził z Patriots.

Dziennikarze z Houston kilkukrotnie pisali w swoich tekstach o absolutnie toksycznym wpływie Easterby’ego na Texans. Nieprzypadkowo wszystko zaczęło się psuć od momentu może nie tyle jego przyjścia, co startu przyjaźni z właścicielem lubu. Easterby, wcześniej niemający nigdzie żadnej mocy sprawczej, nagle poczuł, że może wszystko. I skrzętnie to wykorzystywał, powodując chaos w całej organizacji.

Ostatni dobry sezon Texans zakończył się w styczniu 2020 roku – dosłownie chwilę przed tym, jak Easterby oficjalnie przejął „football operations” . Organizacja jest teraz w całkowitej rozsypce. Watsona już nie ma, generalnym menedżerem jest Caserio, a długofalowego planu na rozgrywającego i trenera głównego nie widać. Poniekąd dlatego, że długo nie było kompetentnych ludzi do jego zatrudnienia, a na pracę Caserio mógł wpływać Easterby. A poniekąd dlatego, że nikt poważny, wiedząc co się dzieje w Texans, nie chciał jeszcze niedawno przyjść do tej drużyny.

To się być może zmieni, albowiem Easterby… stracił pracę. Możemy się tylko domyślać, że rodzina McNairów doznała momentu olśnienia, że ten człowiek, którego Cal McNair tak lubi, rozbija im organizację od środka. A w dodatku miał niekorzystny wpływ na Caserio, którego sam zatrudnił. Teraz Caserio ma wolną rękę i brak nacisku w przebudowie drużyny, co może wyjść mu wyłącznie na dobre.

W momencie pisania tego tekstu Texans mają bilans 1-8-1 i są absolutnie najgorszym zespołem ligi NFL. Bycie najgorszym może być im jednak na rękę – dzięki temu jest szansa na najwyższy pick draftu w klasie dobrych rozgrywających. Kto wie, czy gdzieś tam nie czeka talent pokroju Watsona, tylko z mniejszymi skłonnościami do obrzydliwych zachowań. Nie ma też Easterby’ego, który mógłby to wszystko zniweczyć swoją wersją futbolowego chaosu.

Wielu mówi, że swoje za uszami ma też rodzina McNairów i z nimi trudno będzie o porządną drużynę, jednak Houston może chwilowo odetchnąć z ulgą. Sytuacja jest zła, ale nie ma już człowieka, który w dużej mierze za nią stoi. Może być tylko lepiej, prawda?

A co z Jackiem Easterbym? Gdybyśmy chcieli być złośliwi, to powiedzielibyśmy, że o dziwo nie ma tym razem na stole całego stosu ofert i inne drużyny nie doceniają tego, co zrobił w Texans. Nie wykluczalibyśmy jednak jego powrotu do ligi. Ten złowieszczy, jak się okazuje, uśmiech oraz sztuczna niewinność i duchowość może jeszcze kogoś prędzej czy później nabrać.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.
Komentarze 0