Główne gale UFC – czyli te z samym numerem, bez dopisków „Fight Night” czy innych tego typu konstrukcji – przyzwyczaiły nas do tego, że na kartę walk nie można narzekać. Pojedynki mistrzowskie, często w liczbie mnogiej oraz wiele innych starć na równym, wysokim poziomie – tak to wygląda zazwyczaj. Czasem jednak trudno ten poziom utrzymać, a UFC 279 jest takim właśnie przypadkiem.
Charles Oliveira kontra Islam Machaczew, Aljamain Sterling z TJem Dillashawem, Mateusz Gamrot z Beneilem Dariushem czy Petr Yan z Seanem O’Malleyem – gdybyśmy te walki wrzucili do UFC 279, to każdą z nich moglibyśmy obsadzić jako starcie wieczoru. Tymczasem te zestawienia pojawią się na niezwykle napakowanej karcie UFC 280, za to jej poprzedniczka ma z kolei ogromny problem z tym, by zainteresować fanów.
KONTROWERSJE NA RATUNEK?
Teoretycznie w najważniejszych walkach wieczoru UFC 279 nie brakuje głośnych nazwisk – pod tym względem pojedynek Chamzata Czimajewa z Nate’em Diazem wygląda całkiem nieźle. Jeden to jedna z największych nowych gwiazd federacji, drugi – żyjąca legenda, być może jeden z najpopularniejszych fighterów, którym nigdy nie udało się zdobyć pasa mistrzowskiego.
Problem w tym, że Szwed czeczeńskiego pochodzenia jest niepokonany w zawodowym MMA i w wadze półśredniej od dłuższego czasu potrafi zdominować każdego przeciwnika. Jest numerem trzy w rankingu i już za moment dostanie pewnie szansę mistrzowską. Nate Diaz z kolei od 2016 roku (i słynnych dwóch starć z Conorem McGregorem) walczył zaledwie trzy razy – i wygrał tylko z Anthonym Pettisem, który jest po drugiej stronie rzeki nawet bardziej niż on.
Czy jest szansa na sensację? Pewnie, jak zawsze w MMA, jednak opinia wśród ekspertów i fanów sportów walki jest taka, że Diaz został po prostu rzucony na pożarcie Czimajewowi. Szczególnie że może być to jego ostatnie starcie w federacji, bo od dłuższego czasu nie może się dogadać z władzami UFC. Sam stwierdził nawet, że nie za bardzo się do tej walki wieczoru przygotowywał, mając dosyć swojego pobytu w tym akurat oktagonie. Dodał też, że w ramach promocji kazano mu działać tak, jakby to on wyzwał Czimajewa na pojedynek, podczas gdy sam nie chciał go ani trochę. Zrobił to, bo chce się uwolnić od UFC.
Co więc jeśli wygra? Na to liczy wielu fanów, bo to po prostu spowodowałoby chaos w federacji, która musiałaby zatrzymać Diaza za wszelką cenę i – mówiąc w skrócie – zrobiłoby się ciekawie. Do tego wszystkiego wielu kibiców straciło sympatię do Czimajewa, który nie ukrywa swojej znajomości z czeczeńskim przywódcą Ramzanem Kadyrowem.
Kontrowersji walce dodaje fakt, że konferencja prasowa przed galą musiała być odwołana, a wszystko przez Czimajewa, Diaza i Kevina Hollanda. Czimajew, przy którym miała być spora grupa osób, spiął się z Hollandem, a we wszystko wplątał się Diaz, również znany z tego, że jego świta liczy sobie wielu niekoniecznie przyjaznych kolegów. Sytuacja miała być na tyle niebezpieczna, że Dana White rozgonił towarzystwo i przerwał całe wydarzenie po raz pierwszy w historii.
Nie zabrakło nawet głosów, że wszystko było ustawione, by w ten sposób wzmocnić zainteresowanie galą, choć my nie będziemy wchodzić w aż takie teorie spiskowe. Wszyscy zamieszani fighterzy do świętoszków nie należą, a i złej krwi pomiędzy nimi do tej pory nie brakowało.
I CO WIĘCEJ?
Co poza tym? Problem w tym, że niewiele, jeśli weźmiemy pod uwagę prestiż „numerowanej” gali. Innym dużym nazwiskiem jest Tony Ferguson, który spróbuje swoich sił w wadze półśredniej. Ferguson przegrał jednak ostatnie cztery pojedynki, więc trudno stwierdzić, czego się spodziewać po starciu z Li Jingliangiem. Tony nie jest może w takiej sytuacji jak Diaz, który z federacji chce odejść, jednak trudno się spodziewać, żeby miał jeszcze możliwości na walki o najwyższe cele.
Poza tym zobaczymy jednego z prowodyrów całego konferencyjnego zamieszania, Kevina Hollanda, który zawalczy z Danielem Rodriguezem, Irene Aldanę z Macy Chiasson oraz Johnny’ego Walkera z Ionem Cutelabą. Szczerze mówiąc trudno którąkolwiek z tych walk nazwać wartą karty głównej numerowanej gali.
Cała gala opiera się właśnie na Czimajewie i Diazie, wokół których narosła cała masa kontrowersji. Oczywiście – gdyby się okazało, że Diaz Czimajewa pokona, to odbiór całego wydarzenia byłby znacznie inny, a to, co po nim, mogłoby być nawet ciekawsze niż same walki. Na to jednak szansa jest niewielka, a trudno się spodziewać, że któreś ze starć poprzedzających stanie się na długo zapamiętanym klasykiem.
Być może UFC po prostu tonuje nastroje, by UFC 280 wyglądało jeszcze bardziej imponująco niż teraz? Tego nie wiemy - wiemy za to, że o ile wierni fani MMA galę obejrzą, o tyle niewykluczone, że przeciętny kibic akurat tę, wyjątkowo, odpuści. Lub prześpi, w polskim przypadku. I wcale za wiele nie musi tutaj stracić.
Komentarze 0