Przychodził na Dworzec Centralny od ponad tygodnia. Zawsze w przebraniu dinozaura. Zawsze z garścią słodyczy dla najmłodszych uchodźców z Ukrainy. Ale teraz czas na zmianę.
Jest producentem i operatorem drona, ale od ponad tygodnia Tomek Grzywiński na jakiś czas zmienił profesję. I został zawodowym... dinozaurem. Przebiera się za stwora i rozbawia dzieciaki, przebywające z rodzicami na Dworcu Centralnym.
Ale teraz dinozaur zmienia teren i będzie bawił się z najmłodszymi gdzie indziej. Przede wszystkim w domach dla matki z dzieckiem czy domach pomocy SOS. Wszędzie tam, gdzie znajdują się najmłodsi ukraińscy uchodźcy z rodzinami.
W tych domach, do których będę jeździł, są tylko dzieci z Ukrainy. Staram się dotrzeć do miejsc, do których nie dociera taka specyficzna pomoc. Bo te dzieci mają dach nad głową, mają co jeść. Ale potrzebują też uśmiechu. Dostajemy pytania z domów dla matek z dziećmi z całej Polski, że tam dzieciaki też chcą zobaczyć dinozaura – opowiada Tomek.
Przedtem działał na Dworcu Centralnym (nasz reportaż opowiadający o pracujących tam wolontariuszach przeczytacie tutaj). Na początku były obawy, bo nie wiedział, jak dzieci zareagują. Czy będą się bały, a może jednak nie? Wziął worek słodyczy i wszedł na halę. Łakocie rozeszły się momentalnie. Dzień później sytuacja się powtórzyła. Trzeciego dnia napisał na prywatnym facebookowym wallu, żeby znajomi coś dorzucili, jakieś czekolady, lizaki. Odzew był gigantyczny; kilkaset powiadomień, ponad tysiąc osób udostępniło post. Ktoś nawet zrobił wzruszającego TikToka z dinozaurem w roli głównej, który poszedł na cały świat. Do Tomka zaczęli pisać ludzie z różnych zakątków globu.
To w ogóle jest dobra historia. Znalazłem dziewczynę, która nagrała tego TikToka. Myślałem, że to wolontariuszka, a okazało się, że aktualnie już siódmy raz szuka domu razem ze swoimi dziećmi. Siódmy raz w przeciągu... dwóch tygodni. I właśnie kładą się spać na podłodze. Zadzwoniłem do mojej mamy, która przygarnęła ich pod swój dach. Jak te dzieciaki zobaczyły, że mają swój pokój, to były zachwycone.
Ale dinozaur poczuł, że Centralny stał się bardzo medialnym obiektem. I że son jako postać stał się bardzo modny. Pojawiali się dziennikarze, operatorzy. Kilka razy musiał ostro reagować. Daję dziecku cukierka, a ktoś podtyka mi mikrofon pod głowę i mówi: o, pan dinozaur, może parę słów do kamery? Nie, teraz jest czas dla dzieci, proszę odejść. Z mediami zawsze chętnie porozmawiam, ale nie wtedy, kiedy pracuję.
Chociaż takie momenty jak te, kiedy pierwszego dnia podeszła do niego malutka dziewczynka, przywarła do jego nogi i nie chciała go puścić, były tak wzruszające, że Tomek musiał wyjść z hali, bo zwyczajnie się rozpłakał. Innym razem zawołał go jakiś starszy pan, pokazał TikToka z dinozaurem i powiedział: spasiba. Generalnie dzieci raz chcą się bawić i ciągnąć go za ogon, raz przytulać. Zależy od tego, w jakim aktualnie są nastroju.
Od drugiego dnia logistycznie pomaga mi moja dziewczyna oraz dwójka znajomych. Teraz problemem nie jest kupno słodyczy, bo dzwonią do mnie konkretne firmy i na przykład chcą przywieźć całego TIR-a cukierków. Nie, musimy po prostu ogarnąć koordynację. Cieszę się, że więcej osób chce mi pomagać i też się przebierać. Bo jeśli pojadę do ośrodka, gdzie jest setka dzieci i każde będzie chciało dotknąć dinozaura... No, to będzie ciężko. Dlatego chciałem stworzyć armię dinozaurów, żeby rozproszyć zainteresowanie na kilka stworów. Dinozaur miał robić efekt wow i o to będzie tu łatwiej. Działam też pod konsulatem ukraińskim. Tam rodzice stoją z dziećmi przez wiele godzin i maluchy są strasznie znudzone.
Czyli zwiększenie armii dinozaurów, działanie w innych punktach na terenie całej Polski, później być może założenie specjalnej fundacji, szersza aktywność promocyjna... I wychowywanie młodego narybku, a właściwie nadinozaurza. Siedmioletni syn Tomka już zaangażował się w robienie kanapek dla uchodźców. Ta historia ewidentnie przechodzi z ojca na syna. I dobrze.
Komentarze 0