Dlaczego trener musi nadążać za Netfliksem. Piotr Stokowiec o tym, jak być liderem w dzisiejszej szatni (WYWIAD)

Zobacz również:Awans, czyli zapowiedź spadku. Dlaczego tak trudno być beniaminkiem ekstraklasy
Pilka nozna. PKO Ekstraklasa. Lechia Gdansk - Podbeskidzie Bielsko-Biala. 26.09.2020
GDANSK 26.09.2020

- Przeszkadza mi poziom ogólności, na jakim się poruszamy w dyskusjach o tym aspekcie piłki. Mylimy pojęcia. Zachwycamy się trenerami-motywatorami, podczas gdy tzw. mowy motywacyjne tuż przed meczem to tylko jeden z elementów mentalnego przygotowania drużyny. Czasem ważny, bo wszystko można wykorzystać, ale wydaje się nam, że trener, który dużo krzyczy, jest dobry - mówi Piotr Stokowiec, szkoleniowiec Lechii Gdańsk i współautor suplementu do Narodowego Modelu Gry dotyczącego przygotowania psychologicznego.

Jako piłkarz zadebiutował pan w ekstraklasie 24 lata temu, jako trener jest pan w niej od dekady. Jak w tym czasie zmieniła się piłkarska szatnia jako grupa ludzi?

Piotr STOKOWIEC: - Diametralnie. To zupełnie różne szatnie. Młodzież, która do nich wchodzi, ma dziś znacznie większy dostęp do wiedzy ogólnej. I rzeczywiście chce wiedzieć więcej. Łatwo weryfikuje wiedzę, którą przekazuje jej trener. Gdy zaczynałem grać, trenerzy byli bardziej autokratyczni. Nie dyskutowało się z nimi. Dziś trener musi bardzo dobrze wiedzieć, co mówi, bo wszystko może zostać sprawdzone. Nie dotyczy to tylko spraw stricte piłkarskich. Musi być na bieżąco ze wszystkimi dziedzinami. Nie może być z innego świata niż jego zawodnicy. Musi wiedzieć, jakim językiem rozmawiają, nadążać za nowoczesnością, pójść czasami do kina, czy obejrzeć serial na Netfliksie. Po to, by umieć rozmawiać z zawodnikami. Nie może się zamykać w swoim świecie i pomijać wszystko, co jest dookoła niego. Potrzebuje też dbać o atrakcyjny przekaz i być przygotowany na pytania. Bo dzisiejsi zawodnicy pytają. Do tego dochodzi jeszcze zarządzanie sztabem. Szatnia jest dziś pełna specjalistów z różnych dziedzin. Trener nie musi być fachowcem w każdej z nich, ale we wszystkich musi się umieć poruszać. Potrzebuje przy tym znać języki obce, być na bieżąco z literaturą branżową i tym, jakie są tendencje w światowej piłce. Inaczej nie będzie rozumiany przez zawodników.

Te aspekty pracy trenera są w Polsce dość rzadko poruszane. Mówi się o taktyce, przygotowaniu fizycznym. Kwestie psychologiczne zamyka się zwykle w kilku pustych hasłach w stylu "brak chemii w drużynie”, “stracił szatnię”, “dobra atmosfera”.

- To prawda. Boli mnie, że ta dziedzina jest zaniedbana, bo to stwarza przestrzeń dla pseudopsychologów. Różnego rodzaju coachów mentalnych, którzy naciągają rodziców młodych zawodników na proste tricki psychologiczne. Trenerzy nie mogą się na nie nabierać. Dlatego muszą być w tej dziedzinie przygotowani. Przeszkadza mi poziom ogólności, na jakim się poruszamy w dyskusjach o tym aspekcie piłki. Mylimy pojęcia. Zachwycamy się trenerami-motywatorami, podczas gdy tzw. mowy motywacyjne tuż przed meczem to tylko jeden z elementów mentalnego przygotowania drużyny. Czasem ważny, bo wszystko można wykorzystać, ale wydaje się nam, że trener, który dużo krzyczy, jest dobry. Tymczasem dobry trener to taki, który umie wykorzystać różne metody w zależności od momentu. Wie, kiedy użyć jakiego środka i wobec kogo, jak się zachować. Psychologia zaczyna odgrywać kluczową rolę w piłce.

Z pana doświadczenia jak dużą? Często mówi się, że drużyna przegrała, bo “nie była zmotywowana” albo że “nie ma odpowiedniej mentalności”. Ale czy to nie jest szukanie zbyt prostych wytłumaczeń?

- Często mówi się, że psychologia może mieć 1-2% znaczenia dla wyniku. Czy to mało? Czasem te 1-2% decydują o spadku z ligi albo o zdobyciu mistrzostwa. W zawodowym sporcie decydują detale. Dyspozycja dnia. Dlatego nie można zaniedbywać niczego. Trener musi umieć korzystać z tej wiedzy. Ta psychologia nie może jednak być na poziomie telewizji śniadaniowej. To musi być twarda wiedza. Umiejętność zauważania i nazywania zachodzących procesów. Świadomość znaczenia najprostszych rzeczy. Rozróżniania, co jest motywacją, a co nastawieniem. Na czym polega koncentracja. To są często hasła traktowane bardzo ogólnie. Każdemu trenerowi wydaje się, że wie, co to pewność siebie, czy koncentracja. A potem na meczach słyszy się ogólniki: “grajmy piłką”, “szybko”, “pressing”. Ale co to znaczy? Trener musi wiedzieć, co mówi i konkretyzować przekaz. Samo hasło: “bądź skoncentrowany” nic nie znaczy. Zawodnik musi wiedzieć, na czym dokładnie ma się skoncentrować. Koncentracja to wybór konkretnego zadania w danej minucie. Odsianie z natłoku informacji i zdarzeń tej jednej ważnej rzeczy.  Trenerzy muszą zresztą pomagać zawodnikom w walce z przebodźcowaniem. Dostępność wiedzy, środków treningowych, taktyk jest tak duża, że musi dokonywać sztuki wyboru. Czasem skupia się na jednym-dwóch elementach do poprawy w całym tygodniu. Wskazuje jeden-dwa aspekty w trakcie przerwy meczu. Częstym trenerskim błędem jest porywanie się na ogólniki i braki w konkretnej komunikacji. W efekcie zawodnicy nie wiedzą, co trener chce od nich wyegzekwować, jak mają to zrobić i w jakim okresie. To chyba największa trudność w dzisiejszych relacjach trenera z zawodnikiem.

stokowiecmini.jpg
GRZEGORZ RADTKE / 400mm.pl

To właśnie ze względu na powszechne braki w tej dziedzinie zdecydował się pan wraz z Łukaszem Smolarowem, pana asystentem, oraz Pawłem Habratem, psychologiem, z którym od lat współpracują pana drużyny, napisać poświęcony aspektom psychologicznym suplement do Narodowego Modelu Gry?

- Pracujemy ze sobą na poziomie ekstraklasy od 2012 roku. Psychologia jest bliska mojemu sercu. Zaraziłem się nią od doktora Marka Graczyka już na AWF-ie, choć sam też zawsze czułem, że to potrzebna i niedoceniana w polskim sporcie dziedzina. Głowa może pomóc w rozwoju zawodnika, ale może też zaszkodzić. Odkąd jestem trenerem, zastanawiałem się, jak umiejętnie wykorzystać tę dziedzinę. Po dziesięciu latach naszych wspólnych doświadczeń pojawiło się mnóstwo terminów, pojęć, literatury zagranicznej i naszych praktycznych przykładów, którymi można by się podzielić z innymi trenerami. Tworzyliśmy różne publikacje, prowadziliśmy szkolenia i wreszcie za namową Marcina Dorny postanowiliśmy podsumować naszą pracę w postaci suplementu. Materiał zbieraliśmy dekadę. Pisanie zajęło nam 2-3 lata. Przekonaliśmy się jak trudna to praca. Mamy jednak dużą satysfakcję, bo wyszła bardzo dobra publikacja. To jednak dopiero drogowskaz. Wstęp do psychologii sportowej. Ale wierzę, że wielu trenerom otworzy oczy i zainspiruje ich do zainteresowania tą dziedziną.

Samo to, że w każdym pana sztabie był psycholog, już jest nietypowe. Trenerzy często powtarzają, że sami muszą być najlepszymi psychologami. Co pan na to?

- Trzeba się otaczać fachowcami. Ludźmi mądrzejszymi od siebie. Praca w najwyższej lidze wymaga zarządzania grupą specjalistów. A psycholog jest jak lekarz. Przeprowadza różne badania i testy. Obowiązuje go tajemnica lekarska i przysięga Hipokratesa. Potrafi pomóc w różnych sprawach. Psycholog nie jest dla mnie, lecz dla zawodników. Bo budowanie piłkarza to proces. A zawodnicy nie są oderwani od społeczeństwa. Widzimy, ile osób zmaga się w dzisiejszych czasach z problemami natury psychicznej. Ja jako trener nie we wszystkich tych sprawach potrafiłbym komuś pomóc. Psycholog potrafi dostrzec ewentualne zaburzenia i skierować kogoś do innych specjalistów.

Praca z psychologiem jest jednak oczywiście potrzebna nie tylko tym, którzy mają jakieś problemy.

- Wiemy, z jak różnymi osobowościami i temperamentami trzeba się mierzyć w szatni. Najczęstszym problemem jest, że zawodnik pokazuje w meczu 20-50 procent umiejętności. To głowa przeszkadza mu w pokazaniu wszystkiego, co potrafi. Trener, mając do zarządzania 30-40 zawodnikami i innymi ludźmi ze sztabu, nie jest w stanie każdego tak zdiagnozować, by trafić do niego z odpowiednim komunikatem. Dlatego psycholog to dla mnie ktoś nieodzowny w sztabie.

Może także z tego wynika to, że jako trener jest pan długodystansowcem? Żeby w jednym miejscu wytrwać trzy lata, trzeba zmieniać metody, bo nawet najlepsze, stosowane cały czas, przestaną przynosić efekty. Psycholog pomaga zmieniać komunikat, a co za tym idzie, unikać rutyny?

- Na pewno nie jestem typem trenera-strażaka, lecz warsztatowca. Lubię popracować z grupą i dobrze ją zdiagnozować. Nie boję się długotrwałych wyzwań, ale wiem, że trzeba stosować różne rodzaje bodźców. W suplemencie prezentujemy zresztą różne style zarządzania. Nie ma jednego – dobrego, czy złego. Pracując gdzieś długotrwale, trzeba zmieniać środki treningowe, taktykę, dbać o atmosferę i o relacje w zespole także poprzez dobór zawodników. Każdemu z nas potrzebne są różne bodźce, które wpływają na motywację i nastawienie, czyli pojęcia często mylone. Trener nie jest motywatorem, lecz dba o odpowiednie nastawienie zawodników przed meczem. Mowy motywacyjne tuż przed wejściem na boisko to nastawianie drużyny. W Narodowym Modelu Gry wyróżniliśmy czternaście podstawowych pojęć umiejscowionych w czasoprzestrzeni i odpowiednio wyjaśnionych. Być może długość mojej pracy wynika z tego, że wiele procesów potrafię rozpoznawać. Ostatnio przytrafił nam się kryzys, ale potrafiłem sobie z nim poradzić, bo mam narzędzia i wiedzę, dzięki czemu znam swój zespół. Zadeklarowałem, że wiem, co mu dolega, poprosiłem, by rozliczyć mnie dopiero z tej deklaracji i ostatecznie udało się z tego wyjść. To nie stało się przez przypadek, lecz dzięki temu, że jestem wyposażony w pewną wiedzę.

Porozmawiajmy o trenerze jako liderze grupy. Trzeba się nim urodzić, czy da się nauczyć bycia przewodnikiem stada?

- Pewne rzeczy wynikają z naturalnej charyzmy, o której wielu ekspertów mówi, ale sporo elementów jest do wyuczenia. Lider też się edukuje. Trener jako lider oznacza nie tylko relacje w szatni, ale też zarządzanie sztabem, rozmowy z zarządem, właścicielami klubu i z mediami. Tego wszystkiego trzeba się nauczyć, by sprawić, że w odpowiednim czasie grupa podąży za trenerem i będzie pracowała na boisku oraz poza nim. Lider pomaga odpowiednio dobrać cele i wydobyć z zawodników najlepsze cechy. A co najważniejsze, stworzyć atmosferę pracy.

To pojęcie, o którym często się mówi. Jak pan je rozumie?

- Często mówi się, że gdzieś jest fajna atmosfera. Ale dla mnie dobra atmosfera w drużynie piłkarskiej to atmosfera pracy. Sprzyjająca rozwojowi. Taka, w której każdy o siebie dba i każdy stara się rozwijać. Jest w niej miejsce na humor i dowcip, ale trzeba zachować odpowiedni dystans między trenerem a zawodnikami oraz balans między pracą i odpoczynkiem. Dopiero dalszy ciąg to aspekty, które często rozumie się jako budowanie atmosfery, czyli pracowanie nad tzw. “duchem zespołu”. Akurat to w okresie pandemii jest często utrudnione. Przechodziliśmy w tej kwestii na pracę online, co też wymaga od trenera dodatkowych umiejętności. Ktoś pracujący na tym stanowisku zawsze musi być jak kameleon. Ciągle dostosowywać się do nowych sytuacji, by zbudować świadomego zawodnika, który w trudnych sytuacjach boiskowych i pozaboiskowych poradzi sobie bez trenera. Jednak tylko świadomy trener zbuduje świadomego zawodnika.

W Narodowym Modelu Gry wyróżniacie trzy typy liderów. Pokazujecie je na grafice – w jednym wariancie trener jest duży, a zawodnicy mali, w drugim są równi sobie, a w trzecim trener jest mniejszy od zawodników. Którym liderem jest Piotr Stokowiec?

- Każdym. W Lechii przerobiłem już styl autokratyczny, mieszany i demokratyczny. Wchodziłem do szatni trochę zaniedbanej i rozpuszczonej, więc musiałem “wrzucić do niej granat”. Byłem autokratą. Narzucałem reguły. Pokazywałem, kto rządzi. Było trochę ofiar, ale to było jedyne wyjście, by uratować ekstraklasę. Potem wykonaliśmy roszady, przyszły sukcesy i mój styl zmienił się na bardziej wyważony. Część odpowiedzialności przekazałem zawodnikom. Z kolei, gdy był moment, kiedy w klubie występowały problemy finansowe, jako trener nie mogłem już wyłącznie wymagać od zawodników. Trzeba było trochę oddać im pole w kwestii rządzenia, a samemu odrobinę się schować i tylko przemycać własne zasady. Kiedy zawodnicy przychodzą zaproponować wolny dzień, trener musi być elastyczny. Są sytuacje, w których nie może się na to zgodzić. Są takie, w których może powiedzieć: “róbcie, co chcecie”. A są takie, w których warto zaproponować im wspólne zastanowienie się nad tym tematem i wybranie odpowiedniego rozwiązania.

Przygotowanie Psychologiczne suplement
Style zarządzania - Narodowy Model Gry PZPN

Wspomniał pan, że psycholog jest w sztabie dla zawodników, ale czy nie jest także dla trenera? Po to, by doradzić mu, jakiego środka użyć w rozmowie z drużyną, czego unikać na konferencji prasowej i która wypowiedź może być błędem?

- Oczywiście. Tu nie ma się czego wstydzić. Jeśli psycholog to osoba kompetentna, porusza się po sztabie jak ktoś niewidzialny. Jest cieniem, który obserwuje i w razie potrzeby służy wszystkim pomocą. Psycholog musi się umiejętnie poruszać między sztabem a zawodnikami. Wie, które informacje są tylko dla niego, a które może ujawniać, bo posłużą skuteczności zarządzania zespołem. Trener też potrzebuje informacji zwrotnej, bo również popełnia błędy. Zwłaszcza że ciągle pracuje w ogromnym stresie i przy obciążeniu psychicznym. Dobrze, gdy ma obok siebie kogoś, kto to widzi i potrafi w porę ostrzec przed zagrożeniami.

W świecie piłki było ostatnio głośno o Cesarem Prandellim, który zrezygnował z pracy we Fiorentinie, tłumacząc się “ciemną chmurą w głowie”. Czy także, by zapobiegać takim sytuacjom, obecność psychologa jest niezbędna?

- Oczywiście, bo nie powinno się go zatrudniać, gdy jest już za późno i wszystko wokół się pali, lecz wtedy, gdy można jeszcze przeciwdziałać różnym procesom. Takie rzeczy zwykle się gromadzą i można ich uniknąć poprzez odpowiednie rozładowywanie napięć, konfliktów i przede wszystkim przez rozpoznanie takich stanów w drużynie. Tak wśród trenerów, jak i zawodników. Szanuję ludzi, którzy świadomie wycofali się z tej drogi. Tak zrobili choćby Marco Van Basten, czy Zbigniew Boniek, uznając, że to nie praca dla nich. To może być piękny zawód, ale jest bardzo wymagający. Trener jest co tydzień weryfikowany przez kibiców, tabelę i zarząd. Ma mnóstwo stresu i odpowiedzialności. Kompetentny psycholog potrafi dostrzec, w którym momencie robi się już tego za dużo dla jednego człowieka. A depresja przecież nie omija drużyn piłkarskich. To choroba XXI wieku. Jest bodaj na drugim miejscu wśród chorób, które dziś najczęściej zabijają. Sama statystyka, że jest więcej samobójstw niż zabójstw, których tak się przecież boimy, daje do myślenia.

W suplemencie poruszacie też temat zewnętrznego wizerunku trenera, tego, jak jest odbierany, co mówi na konferencjach prasowych. To wątek, który zyskuje na znaczeniu? Kiedyś dbano o to chyba znacznie mniej.

- Pierwszy trener musi zdawać sobie sprawę, że jego słowa ogromnie ważą. Jest różnica między tym, co powie zawodnikowi indywidualnie, co w grupie, a co na konferencji prasowej. Czasem poprzez media trener przemawia do zawodników. Konferencji i wywiadów słucha zarząd, kibice, sponsorzy. Dlatego kwestie wizerunkowe są bardzo ważne. Im trener jest mocniejszy, bardziej przygotowany i mądrzej mówi, tym mocniejsza jest jego pozycja w klubie. Ważne, by jego wypowiedzi kierowane do różnych grup były spójne. Nawet na przykładzie naszej reprezentacji widać, jak ważny jest zewnętrzny wizerunek trenera. Paulo Sousa ma swoją kulturę komunikowania się z mediami i prowadzi ją inaczej niż poprzednicy. Nie mówię, że lepiej, czy gorzej. Ważne po prostu, by trener miał świadomość, że skoro wszyscy go słuchają, to, co powie, musi mieć sens. Także pod względem tonu wypowiedzi i mowy ciała. To wszystko buduje jego pozycję w klubowej społeczności. Dlatego nie można lekceważyć najprostszego wywiadu, rozmowy indywidualnej, czy konferencji. Do wszystkiego się przygotowywać, niczego nie odbębniać, bo zawodnicy to widzą. Gdy mają przed sobą trenera zmęczonego i zestresowanego, przechodzi to na nich.

Trener Lechii Gdańsk
Grzegorz Radtke/400mm

A gdy mimo to wpadnie w kryzys wizerunkowy? Pan takiego doświadczył, gdy w mediach było głośno o mocnych oskarżeniach, które wysuwali wobec pana niektórzy byli zawodnicy.

- Paradoksalnie ten – jak pan to nazywa – kryzys, nastąpił w momencie, gdy nie miałem sobie nic do zarzucenia. Obrywałem za profesjonalizm, przestrzeganie zasad i dyscypliny. Prawa demokracji są takie, że każdy może się wypowiedzieć. Łatwo dziś kogoś opluć. Jako trener przygotowany do zawodu wiem, że mogę być atakowany, ale to akurat mnie nie dotknęło, bo opieram się na swoich wartościach, którymi są wysokie standardy pracy i etyka zawodowa. Wiem, że wielu byłych zawodników mnie za to ceni. Wiem też, że coś, co jest chwytliwe medialnie, zwraca uwagę. Jestem jednak poważnym facetem. Skończyłem studia. Zagrałem ponad sto meczów na poziomie ekstraklasy. Mam stabilną rodzinę, trzy córki i kręgosłup moralny. Jestem z tego dumny, więc nie jest łatwo mnie złamać. Trener musi umieć rozróżniać rzeczy, które zależą od niego i takie, na które nie ma wpływu. Nad pierwszymi musi pracować, a drugim nie dać się wytrącić z równowagi. Musi być gruboskórny. Łatwiej o to, gdy ma twarde podstawy. Wie, co robi i świadomie wybiera swoją drogę. Z jednej strony potrafi się zmieniać, ale z drugiej, potrafi się obronić. W Narodowym Modelu Gry poświęciliśmy rozdział konsekwencji. Czyli choćby bronieniu swojego warsztatu. Ja jestem konsekwentny. Z patologią nigdy nie było mi po drodze. I nie będzie. Skutki uboczne tego to czasem nieprzychylne opinie na mój temat, ale wiem, że świata nie zmienię. Nie raz będę jeszcze atakowany, ale trzymam się mojej pracy i moich wartości. To najlepszy parasol ochronny przeciwko takim kryzysom.

Rozmawiał Michał Trela.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.