Dlaczego nie jaramy się już Chance The Rapperem tak mocno jak kiedyś?

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
chcnce.jpeg

Ktoś w końcu musi to powiedzieć - Chance The Rapper nie dostarcza już tak, jak za czasów Acid Rap. Co tam się wydarzyło? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Kamil Szufladowicz z newonce.net i newonce.radio

Wczoraj albumowi Coloring Book stuknęło 1,5 miliarda odtworzeń na Spotify. Wielka rzecz, bo takie cyfry wykręcały co najwyżej More Life Drake'a czy Culture II Migosów. Fajnie, fajnie, ale jaranko na jego muzykę przeszło nam już jakiś czas temu. Od równego i obiecującego 10 Day po bardzo dobry Acid Rap - Chance sprawiał wrażenie kogoś, kogo nie da się ot tak znielubić. Rzeczywiście tak było, ale do czasu - niedawno czara goryczy się przelała.

1
Od kwasa do lasa

Kiedy w 2012 roku nikt jeszcze nie znał Chance'a z Chicago, ten wydał perspektywiczny krążek 10 Day. Może i nie było na nim nic spektakularnego, ale już od debiutu krystalizował się obraz młodego rapera-lokalsa z bardzo dobrym wyczuciem melodii i ciekawymi, chwytliwymi linijkami. Amerykańskie media zaczęły mu się przyglądać, ale prawdziwy szał na Bennetta miał dopiero nadejść. Raper pojawił się na mixtapie u Childisha Gambino (They Don't Like Me), a rok później wydał swoje opus magnum - Acid Rap. To był Chance w szczytowej formie.

Pierwsze kilka przesłuchań Coloring Book były miodem na uszy fanów i krytyków muzycznych. Płyta wspinała się po szczeblach list przebojów na całym świecie w zawrotnym tempie. W pewnym momencie jej popularność była gigantyczna; mieliśmy wrażenie, że No Problem usłyszymy w końcu ze straganów na bulwarze w Mielnie. Przesyt poszczególnymi numerami sprawił, że pojawiły się pewne problemy - zarówno z Chance'em, jak i z jego muzyką. Po pierwsze, jego goście zjadali go na własnych numerach (Young Thug i Lil Yachty na Mixtape, Lil Wayne i 2 Chainz na No Problem). Podśpiewywanie i używanie milutkiego, miękkiego, wysokiego głosu zaczęło być po prostu irytujące. A religijna przemiana i gospelowe wstawki (a w zasadzie motywy przewodnie)? Cienka granica między ich sensownym wykorzystywaniem a nadużywaniem została przekroczona.

2
Czy Chance to rzeczywiście niezależny artysta?

Mam pewne wątpliwości. O ile Day 10 było rzeczywiście materiałem wolnym od jakichkolwiek nacisków wytwórni, o tyle Coloring Book już nie. W momencie, kiedy wytwórnie zwęszyły w Chancellorze viralowy potencjał, zaczęły prowadzić go wedle własnych wizji. Jego przemiana od Acid Rapu do kolejnego wydawnictwa jest nie do końca naturalna. To, co działo się po No Problem i Same Drugs to już bardzo produktowa muzyka. Najbardziej pasuje nam tu kategoria family friendly rap, do której nie za bardzo da się przekonać. Co prawda jeszcze nie brzmi to jak blend Lazy Town i Lil Jona, ale niewątpliwie zmierza w tym kierunku. Chyba najbardziej ekstremalnym przypadkiem będzie tu No Brainer, ale o nim za chwilę.

3
Uczeń przerósł mistrza

Nie skłamałbym twierdząc, że Chance wypracował swój własny styl od początku kariery do Coloring Book. Gospel, Bóg, wartości, podśpiewywanie, melodia i przyjazny, niebudzący kontrowersji przekaz - to składowe prawie każdej piosenki Bennetta. Jasnym było, że znajdzie swoich naśladowców. Problem w tym, że artysta staje się prawomocnym i wartościowym prekursorem wtedy, gdy jego stylu nie da się podrobić. W przypadku reprezentanta Chicago sprawa ma się niestety zupełnie inaczej - na przestrzeni lat obserwowaliśmy prawdziwy wysyp małych Chance'ów The Rapperków, a kilkoro z nich, biorąc przykład ze starszego kolegi, robi jego muzykę na lepszym poziomie. Przykładem może być tu chociażby Armani White, którego Onederful co prawda nie kręci gigantycznych liczb, ale fani takiego stylu jarają się dużo mocniej właśnie nim aniżeli Chance'em.

4
Przelana czara goryczy

Pomysł na napisanie tego tekstu powstał w momencie, kiedy usłyszałem jeden z najgorszych numerów ostatniego sezonu. Kompletnie bezpłciowy, generyczny, asłuchalny No Brainer DJ-a Khaleda to hańba dla każdego muzyka, który przyłożył rękę do stworzenia tego przyjemnego, miłego dla ucha, family-friendly rapowego potworka. Efekt był zupełnie odwrotny - poczucie żenady wzrastało z każdą przesłuchaną sekundą. Pech chciał, że udzielił się na nim również Chance The Rapper, którego zwrotka notabene do tego numeru pasuje doskonale - i o niczym dobrym to nie świadczy. Do równania dodajmy jeszcze bardzo podobne, choć już odrobinę lepsze (ale nadal straszne) I'm The One, gdzie również swoje linijki położył Chance, a wynikiem będzie zupełny spadek formy, poddanie się sztucznym i niesmacznym trendom oraz zrobienie z siebie produktu. Nie winszujemy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Za radiowym mikrofonem w zasadzie od początku istnienia stacji, później był też członkiem redakcji netu. Z muzyką wszelaką za pan brat od dzieciaka.