Dlaczego nie powinniście zawracać sobie głowy Oscarami

qt.jpg

Ceremonia wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej co roku przypomina nam spotkanie zarządu, na którym dyrektorzy poszczególnych działów sami przyznają sobie wyróżnienia. Do kompletu brakuje tylko tatara i prywatnego recitalu Piaska.

Oczywiście, że co roku czekamy na ten wieczór, mając jednocześnie gdzieś z tyłu głowy, że film jest tu najmniej ważnym elementem. Oscary to z jednej strony targowisko próżności i pojedynek na kiecki, z drugiej - twarda rywalizacja producentów o to, żeby jak najlepiej sprzedać swój produkt. Nie wierzycie? Zwróćcie uwagę na to, czyje nazwiska są wyświetlane przy przedstawianiu nominacji za film roku: reżysera czy ludzi odpowiedzialnych za produkcję?

Nie liczy się film, liczy się to, jak go sprzedasz

Reguły gry są twarde, a choć oficjalnie wszystko odbywa się potajemnie, to i tak członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej, czyli po prostu ludzie kina: aktorzy, reżyserzy, kompozytorzy, scenarzyści, mają swoje sympatie i antypatie. I jeśli ich zaprzyjaźniony producent startuje do oscarowego wyścigu nawet z kiepskim filmem, to i tak go poprą. Co z tymi niezdecydowanymi? Tajemnicą poliszynela jest dodawanie różnych prezencików dla członków Akademii do przesyłek z filmami, które producenci muszą dostarczyć każdemu z akademików. Wiecie, oficjalne namawianie do oddania głosu na swój tytuł jest surowo zabronione i grozi usunięciem delikwenta z listy nominowanych. Przekonał się o tym kompozytor Bruce Broughton, który w 2014 roku wysłał do niektórych członków oscarowych Komisji Zarządzających Akademii Filmowych dość niewinnego maila o tym, że jego piosenka jest nominowana i żeby może sobie jej posłuchali. Ale kto zabroni dorzucić do paczki jakiś zegarek albo drogie pióro? Słynna stała się wypowiedź szefa jednego z najdroższych hoteli w Las Vegas, który zdradził, dlaczego miliarderzy śpią właśnie u niego: Zawsze zostawiam im w pokoju luksusowy upominek za kilka-kilkanaście tysięcy dolarów. Co z tego, że za tyle to mogą sobie co najwyżej kupić waciki - oni po prostu cieszą się, że ktoś im coś sprezentował. I tu macie to samo.

Akademia widzi dużo, choć tak naprawdę bardzo mało

208 - tyle amerykańskich filmów trafiło w 2017 roku na ekrany kin w USA. Doliczmy do tego sztandarowe produkcje serwisów streamingowych, które też - jak w tym roku Mudbound - liczą się w walce o Oscary; ważnym wymogiem, jaki muszą spełnić, jest wyświetlanie przez tydzień w przynajmniej jednym kinie w Los Angeles. Doliczmy filmy festiwalowe, które nie trafiły do głównego repertuaru, choć mogły spełnić wspomniany wyżej wymóg L.A. Wyjdzie tego koło 300 pozycji. Wiadomo, że 80% z nich to kompletny chłam, ale w dalszym ciągu pozostaje 50-60 wartych uwagi tytułów. Tymczasem co roku o Oscary walczy jakieś 20 filmów, a najważniejsze nominacje są rozdzielane tylko między nie. Czy naprawdę Kształt wody jest tak wybitny, że zasługuje aż na 13 nominacji? Czy zawsze nominacja za reżyserię oznacza z automatu nominację za najlepszy film? I taka śpiewka powtarza się co roku. Powód jest prosty: producenci wypychają jeden-dwa flagowe tytuły i pompują je PR-owo ile wlezie. W imię sztuki, ale jak powiedział kiedyś ktoś mądry: sztuką jest to, co uda się komuś wmówić. Na przykład to, że w 2015 Birdman był najlepszym filmem roku. Jezu, do dziś nie możemy w to uwierzyć.

W tym sezonie główną walkę stoczą dwie produkcje dystrybuowane przez FOX: Kształt wody i Trzy billboardy za Ebbing, Missouri; na jakieś Oscary mogą liczyć też Dunkierka (Warner), Lady Bird (Universal) i Tamte dni, tamte noce (Sony). Dodajcie do tego cztery pozostałe tytuły nominowane za najlepszy film roku (Czwarta władza, Czas mroku, Nić widmo, Uciekaj) - i to jest według Akademii najlepsze, co dało światu amerykańskie kino. Żeby nie być gołosłownymi, podamy kilka tytułów, których akademicy niestety nie zauważyli, a może nie chcieli zauważyć: The Disaster Artist (Złoty Glob, Złota Muszla w San Sebastian), The Big Sick (nagroda Critic's Choice) - w obu przypadkach tylko po nominacji za scenariusz, Lucky (Złota Satelita), Wind River (nagroda na festiwalu w Cannes), Good Time, Patti Cake$ (oba uznane za jedne z najlepszych filmów niezależnych roku) czy To (świetne recenzje i rekord kasowy: najlepiej zarabiający horror w historii kina) - zero nominacji. Smuci zwłaszcza pominięcie klauna, ale skoro przez 90 lat żaden horror nie dostał Oscara za najlepszy film (a tylko 14. wygrało tę nagrodę za cokolwiek), to co się dziwić.

Oscara za najlepszą rolę Meryl Streep otrzymuje Meryl Streep

Irytuje też kurczowe trzymanie się tych samych nazwisk: szanujemy Meryl Streep, ale 21. nominacja za najlepszą rolę aktorską każe przypuszczać, że Meryl ma na nich chyba jakieś kwity. Podkreślamy - 21 nominacji. Irytuje ostentacyjne ignorowanie niektórych osób, jak przez lata działo się z Martinem Scorsese i Leonardo DiCaprio. Irytuje poddawanie się głosom opinii publicznej; po krytyce czarnych twórców a'propos pomijania ich przy nominacjach rok temu nagrody otrzymała dwójka czarnych aktorów drugoplanowych oraz reżyser filmu Moonlight. W tym sezonie mieliśmy #metoo i nagle wśród nominowanych aktorów nie znalazł się James Franco, który za The Disaster Artist otrzymał Złotego Globa, a bukmacherzy stawiali prawdopodobieństwo nominacji na 99.3% - wszystko dlatego, że Franco był oskarżony o molestowanie.

Można by jeszcze wymieniać, ale konkluzja będzie ta sama: Oscary przestały być miarodajnym dla kina wydarzeniem. Faktycznie najlepsze obrazy pojawiają się na festiwalach w Cannes, Wenecji, na Sundance czy Telluride (tu bardziej kino gatunkowe), a masowi widzowie wybierają blockbustery, które nie mają szans na ani jedną poważną nominację - w pierwszej 50. amerykańskiego box office'u za 2017 rok znajdziecie tylko siedem filmów z nominacjami za inne kategorie niż techniczne, w pierwszej 10. - ani jednego. Ceremonię obejrzymy - trochę z przyzwyczajenia, trochę z obowiązku, a trochę po to, żeby obczaić te wszystkie głupoty z podmienianiem kopert włącznie, i nie mówcie, że to nie było ustawione. Ale bez złudzeń, że tu się dzieje jakieś święto kina.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz