Zastanawialiśmy się przez chwilę, czy nie zatytułować tego tekstu Ulica 2.0 albo Post-ulica, jednak wydana kilka dni temu płyta ANtY – podobnie jak prawie cała twórczość zamaskowanego warszawiaka – jest zbyt osobna, żeby wieścić na jej podstawie nadejście nowego trendu. A swoją drogą, jeśli chodzi o trendy, to ch*ja w nie Rogal wbija tak głęboko, jak bodajże nikt inny na tej scenie.
Bez półśrodków
Wydany przez Step Records nowy album spod bandery Dziwki Dragi Lasery to anty-płyta, pełna anty-piosenek, którym towarzyszą zwykle anty-klipy. Od otwierającej krążek grypserskiej gadki w Intro, po ostatnie takty równie prymitywnego, jak genialnego w swoim chaotycznym rozpasaniu, co rusz zacinającego się Outra, pierwsze od trzech lat legalne wydawnictwo warszawskiego nawijacza i producenta(!) jest bodajże najbardziej bezkompromisowym krążkiem w historii polskiego rapu. Bo ok, przez lata jego istnienia nagromadziło nam się sporo dźwiękowych eksperymentów realizowanych na kanwie hiphopowej formuły, ale żadne z nich nie miały tak sztywnego środowiskowego credbility i w deskach sceny nie były zakorzenione równie mocno, jak ANtY. Żadna płyta wydana w nawet szeroko rozumianym, głównym nurcie kładzenia polskich słów na bicie, nie była natomiast tak bardzo autorska, bezkompromisowa i… rozjebana jak najnowsza produkcja Rogala. A tu nie nakładem żadnej podziemnej manufaktury, ale jednego z największych labeli w kraju ukazuje się longplay, który takie słowa jak niezależność, anty-establishmentowość czy kontrkultura wznosi na zupełnie nowy poziom. Bo taa, mam wyjebane, nie sprzedasz mi antykultury, ty chamie. I próżno szukać równie dywersyjnych tworów muzycznych nawet na łamach tak rebelianckich gatunków jak punk, hardcore czy industrial.
Rogal jak Tarantino
Jeśli chodzi o filmy - lubię ryzyko / jak leje się krew, to nie Tarantino - nawija w numerze Jeśli Harpi M.U.R. i to bodajże najlepsza kinematograficzna metafora klimatu, jaki panuje na ANtY. Bo przemoc, zło i agresja – czym buzuje cały ten krążek – nie mają nic wspólnego z wycyzelowaną, kolorową estetyką obrazów Quentina. Krew na betonie jest tu czarna, nie mieni się szkarłatem, wystrzały budzą niepokój, nie składają się na symfoniczną wręcz melodię, a zamiast charyzmatycznych morderców tańczących w blasku płomieni, kilku chamów wpada komuś na chatę: drzwi lecą pod butem razem z futryną, żonka drze się, jakby nigdy nie musiała łapać oddechu, a ci zanim jeszcze zaczną jej przypalać silikony żelazkiem, rozsiadają się na kanapie, by rozpić butelkę ciepłej wódki i nasycić się strachem widzianym w oczach swoich ofiar. Ruski film. Bo Polacy wciąż jeszcze nie nauczyli się kręcić hardych i surowych, osiedlowych sensacji, w których stara szkoła z kastetem na palcach, pitbullem u nogi i opaloną lady z tribalem na lędźwiach u boku nie jest komiczna i żenująca jak u Vegi.
Rzeźnik mikrofonu
To nie idzie po złoto, nie po platynę, to idzie po ciebie – wykłada swoje muzyczne motto Rogal w numerze 2xPlatyna. Ten styl to piekło. To wchodzi i gniecie, to idzie jak taran, to łeb rozpierdala – dopowiada w kolejnych numerach i nie są to wszystko czcze przechwałki, w których lubuje się spora część naszej rodzimej sceny. Sceny, po której ANtY przejeżdża jak właśnie wspomniany taran. Bo może i warszawskiemu raperowi brak fantazji, ale nie kurwa finezji w zupełnie bezkompromisowym, opętańczym, przećpanym składaniu słów. A że od zawsze reprezentant szyldu DDL sra w rap kaganiec, a swoje wersy pisze zatrutym atramentem, to nic dziwnego, że właśnie zacytowaliśmy sześć jego tekstów, bo każdy z nich wwierca się w mózg, drążąc dziurę w podświadomości i smyra po dyńce jak kurwa opiaty (jest i siódmy cytat). I choć niektórzy marudzą coś tam, że zamaskowany rzeźnik mikrofonu odpływa czasem zbyt daleko i z rytmem niekiedy jest na bakier, to… co z tego? Bit swoje, Rogal swoje, suma summarum i tak kurwa wszystko jest jego. A pośród tych wszystkich wypluwanych z siebie z mocą karabinu ciągów skojarzeń, zdarzają mu się jeszcze wstrzyki z kultury wysokiej takie jak aluzje do Ervinga Goffmana, Arthura Shopenhauera czy przywoływanej w ostatnim, imponującym, wejściu u Kobika książki Swietłany Aleksiejewicz: Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Bo Rogal to właśnie człowiek w teatrze życia codziennego, tylko że spektakl, który się wokół niego rozgrywa, jest bardziej hardkorowy niż wszystkie dzieła brytyjskich brutalistów razem wzięte, mające zwykle pesymistyczne konsekwencje. Popędy na blokach wciąż dyktują ruchy ich mieszkańcom, a wojna nie musi być przez nikogo deklarowana, by zbierała swoje żniwo na stołecznych osiedlach.
To nie jest hip-hop
13 numerów, z których właściwie wszystkie są dłuższe niż 4 minuty, a trzy dłuższe niż 7, składają się na album, który bardziej niż klasyczny longplay, należałoby traktować jak film w wersji audio – oglądaną na tnącym się niekiedy tanim DVD, podziemną produkcję, która dziwnym zbiegiem okoliczności trafiła do szerszego obiegu. Jeśli natomiast jesteśmy już przy produkcji, to właśnie ona, poza językową charyzmą Rogala, jest główną składową tego, dlaczego ANtY jest takie osobne i angażujące. Słychać bowiem, że bity, które raper sam sobie - przy wsparciu Klimsona i DJ’a Gondka - pohetał na nowy krążek, powstały po porządnie zwichniętym projekcie 7daysoftechno, a że robi je wszystkie na jebanym fruityloopie, to można sobie pozwolić. Gdyby bowiem nikt do nich nie rapował, wszystkie te prymitywistyczne, syntetyczne koszmary prędzej niż na legalną produkcję trafiłyby na jakąś eksperymentalną kasetę wydawaną w drugim obiegu. Bo jest w nich dosłownie wszystko – ciężkie, basowe przejazdy z presetów, techno-pochodne rytmy z banków i… ścinki z dance’u, syki puszek z farbą, wystrzały z broni palnej i… kocie miauczenie, wybuchy, wizgi i zgrzyty. Nie ma chyba tylko hip-hopu, ale przecież klasyczny, samplowany boom-bap dawno już przestał być głosem światowych ulic. Głosem warszawskiego streetu jest natomiast obecnie Rogal. Nikt inny bowiem nagrań terenowych ze stołecznych spelun, klatek schodowych i fur na czarnych blachach nie potrafi oddać w swojej twórczości równie wiernie, wciągająco i w… ciągłym sztosie. A ty wchodzisz, wychodzisz, czy mi blokujesz przejście?