Dobry zwyczaj, wypożyczaj. Bohaterowie Poznania szlifują się na prowincji

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Lech Poznań
Szymon Górski/Pressfocus

Strzelec być może kluczowego gola dla dalszych losów Lecha w Europie, jeszcze kilka miesięcy temu grał w I lidze. Dla młodzieży Kolejorza to norma. Sekretem startu do kariery jest dobre wypożyczenie.

Filipa Szymczaka strzelającego gole kibice Lecha Poznań mają prawo nie znać. Choć w tym sezonie John Van Den Brom zaskakująco często daje mu szanse – mecz w Beer Szewie był już jego dwudziestym pierwszym tej jesieni – ofensywny piłkarz do siatki trafił dopiero po raz pierwszy. Refleks, którym wykazał się w polu karnym przeciwnika pod koniec pierwszej połowy, może się dla jego drużyny okazać kluczowy. Bo remis wywalczony w Izraelu pozwala utrzymać Hapoel za plecami, co znacząco zwiększa szanse na przezimowanie w Europie przed wyjazdem do Wiednia i podjęciem Villarrealu. Dla kibiców GKS-u Katowice widok strzelającego Szymczaka to jednak nic dziwnego. Przyzwyczaili się i mają go świeżo w pamięci. Wszak w zeszłym sezonie I ligi 20-latek trafił do siatki jedenaście razy. Wcześniej zdobywał bramki jedynie od święta. W pierwszej drużynie Lecha miał na koncie dwa trafienia, w Pucharze Polski z Odrą Opole i w eliminacjach Ligi Europy z Valmierą, jeszcze za Dariusza Żurawia. W rezerwach strzelał regularnie już jako nastolatek. Ale to była tylko II liga. To podczas roku pobytu na Śląsku strzelanie w towarzystwie seniorów stało się dla niego codziennością.

Ta droga jest typowa. Choć Lech od lat może się pochwalić jedną z najlepszych akademii w Polsce, ma drużyny w Centralnych Ligach Juniorów na wszelkich możliwych szczeblach, jeden z najlepszych zespołów rezerw w Polsce, bo jako jeden z zaledwie trzech, obok Śląska i Zagłębia Lubin, grający na poziomie II ligi i niemal programowo wpuszcza młodych piłkarzy do pierwszej drużyny i tak pomoc zewnętrzna często okazuje się niezbędna. Przeskok między silną drużyną juniorów albo II-ligowymi rezerwami a czołowym zespołem Ekstraklasy jest na tyle duży, że mało kto potrafi go pokonać bez rozbiegu. Spośród tych wychowanków Kolejorza, których udało się sprzedać za granicę za ponad milion euro, tylko Dawid Kownacki, Karol Linetty, Tomasz Kędziora i Jakub Kamiński byli w stanie zostać czołowymi postaciami Lecha bez konieczności czasowego wyjazdu z Poznania. Częściej nawet zdolni wychowankowie potrzebowali kroku pośredniego. Odcięcia pępowiny. Poznania prawdziwego życia gdzieś z dala od dopieszczonej akademii i wysoko rozwiniętego klubu.

Mój dziadek, kibic Podbeskidzia Bielsko-Biała, w ocenie możliwości piłkarzy swojej ulubionej drużyny zwykle bywa surowy. Przeskok pomiędzy futbolem, który ogląda na co dzień w telewizji, a który zastaje potem na miejscowym stadionie, bywa zwykle zbyt duży, by autentycznie zachwycić się czyimiś umiejętnościami. Dlatego zaskoczył mnie pięć lat temu, przysyłając mi lakoniczną, ale jednak entuzjastyczną wiadomość: “Mamy w Bielsku przyszłego reprezentanta”. Choć ten klub od dwudziestu lat nie wypadł poza dwie najwyższe ligi i parę lat spędził nawet w Ekstraklasie, reprezentacja Polski zwykle była od niego bardzo odległym światem. Docierali do niej nieliczni piłkarze noszący koszulkę Podbeskidzia – Tomasz Jodłowiec, Przemysław Płacheta, Adrian Sikora, Tomasz Moskała. Dzięki pojawieniu się Roberta Gumnego znów pojawiła się jakaś łączność pomiędzy Bielskiem-Białą a szczytem polskiej piłki. Trwa ona zresztą do dziś. Prawy obrońca jest jedynym byłym piłkarzem Podbeskidzia, który strzelił gola w którejś z pięciu czołowych lig świata.

Podbeskidzie Bielsko-Biała
Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus

SZLIFY NA POŁUDNIU

Jest w tym oczywiście całkiem sporo fałszu: Gumny nigdy nie był piłkarzem Podbeskidzia. Wpadł tylko na chwilę, ledwie pół roku, czternaście meczów ligowych, by ograć się i być gotowym na rywalizację o miejsce w składzie Lecha po tym, gdy odejdzie Kędziora. Cegiełkę do jego rozwoju pobyt w Bielsku jednak dołożył. Faktycznie wrócił stamtąd do Poznania gotowy. Sezon później rozegrał już w Lechu 38 meczów i był o krok od podpisania kontraktu z Borussią Moenchengladbach. A równolegle z nim w I lidze, niemal po sąsiedzku, bo w Katowicach, ogrywał się Kamil Jóźwiak, który sezon później, obok Gumnego, zaczął się już przebijać do podstawowego składu Lecha, zanim trafił do kadry i za granicę. Skrzydłowemu krótki pobyt w I lidze też się przydał.

GOTOWI NA ANGLIĘ

O ile Jóźwiak i Gumny na razie umiarkowanie podbijają reprezentację i ligi zagraniczne, o tyle fani Górnika Łęczna i Odry Opole mogą z dumą podkreślać, że ich byli piłkarze to już zawodnicy europejskiej klasy. W końcu nie każdy były stoper zespołu z Lubelszczyzny rozgrywa ponad sto meczów w Premier League, strzela gola na mundialu i staje się filarem defensywy reprezentacji. I nie każdy pomocnik, który przewinie się przez Odrę, wyjeżdża potem do Anglii za dziesięć milionów euro, strzela gola na Wembley i staje się najciekawszym polskim graczem drugiej linii młodego pokolenia. Jan Bednarek i Jakub Moder przynieśli tym klubom momenty chwały, na jakie same swoim szkoleniem młodzieży nie są w stanie zapracować. Zdjęciami tych piłkarzy w koszulkach Górnika i Odry można jednak teraz zachęcać kolejnych młodych graczy, by poszli w ich ślady. Wszak obaj bardzo skorzystali. Bednarek po roku w Łęcznej wskoczył do składu Lecha i wypromował się do Anglii. Modera udało się zatrzymać w Polsce tylko pół roku dłużej. Jednak już błyskawicznie po powrocie z Opola stał się rewelacją.

KOŃ PUCHACZ

Ja swój moment olśnienia możliwościami piłkarza, który biegał mi przed oczami, jak dziadek z Gumnym, miałem na boisku treningowym Zagłębia Sosnowiec podczas jego zimowego sparingu z Cracovią przed czterema laty. Zwróciłem uwagę na Tymoteusza Puchacza, lewego obrońcę sosnowiczan, który wydał mi się niesamowitym koniem do biegania. To właśnie dla tej cechy kupił go kilka lat później Union Berlin. Wówczas okazało się jednak, że Puchacz na Ekstraklasę nie był gotowy i po awansie Zagłębia, przestał się w nim łapać. Dopiero odejście za miedzę do Katowic pozwoliło mu na regularną grę, która przygotowała go do tego, by rok później być już nieodłączną częścią Lecha. Południowe powietrze dobrze służy wychowankom Kolejorza.

WYPROMOWANI BRAMKARZE

To przykłady spektakularne, bo zakończone sukcesami. Ale można by je mnożyć o trochę bardziej przyziemne. O akademii Lecha mówi się, że, w przeciwieństwie do choćby Legii, od lat nie jest w stanie wychować bardzo dobrego bramkarza. Jednak to, że ma przynajmniej przyzwoitych, pokazały właśnie wypożyczenia. Mateusz Lis, który w Lechu nie doczekał się debiutu, na wypożyczeniach w Podbeskidziu Bielsko-Biała i Rakowie Częstochowa wybił się na tyle, że z II ligi do Ekstraklasy kupiła go Wisła Kraków, której przyniósł potem niezłe pieniądze. Niedawno, po roku w tureckiej ekstraklasie, podpisał kontrakt z Southampton i przeszedł na wypożyczenie do francuskiego drugoligowca Troyes. W Ekstraklasie furorę robi z kolei obecnie Bartosz Mrozek, który jest jednym z najlepszych bramkarzy tego sezonu w barwach Stali Mielec. Jeśli po powrocie z wypożyczenia, Lech na niego postawi, może się okazać, że w końcu Poznań będzie miał bramkarza, który był w tamtejszych grupach juniorskich i przebił się do pierwszej drużyny. To nie jest jednak takie oczywiste. Bo Miłosz Mleczko, który po dobrym wypożyczeniu do Puszczy Niepołomice wrócił do Poznania, ma do dziś na koncie tylko jeden mecz w Ekstraklasie. A Krzysztof Bąkowski, który w zeszłym sezonie regularnie bronił w I-ligowym Stomilu Olsztyn, po powrocie do Poznania dostał na razie tylko miejsce w drugoligowych rezerwach.

OGRANY SKÓRAŚ

Bramkarze po wypożyczeniach mają więc w Poznaniu trudniej. Lecz już piłkarze z pola zwykle wracają silniejsi. Michał Skóraś raczej nie był największym talentem, jaki mieli w ostatnich latach w Poznaniu, ale ogranie w I-ligowym Bruk-Becie Termalice Nieciecza i Rakowie Częstochowa tuż po awansie do Ekstraklasy, dało mu przetarcie, które teraz procentuje. I którego być może zabrakło Filipowi Marchwińskiemu, uznawanemu od lat za tak duży talent, że gotowego, by od początku grać w Lechu. Patrząc na to, jak się dziś prezentuje ten ofensywny pomocnik, można by dojść do wniosku, że sezon regularnego grania w I lidze też mógłby mu dobrze zrobić. Na wypożyczenia często się narzeka, bo często nie wiadomo, do jakich realiów i trenera trafią zawodnicy, nie wiadomo, czy będzie się na nich stawiać, skoro są tylko rozwiązaniami tymczasowymi, albo czy nie zniszczy ich kopanina w niższych ligach. Ale akurat w Lechu mogą być zachwyceni, ile już ważnych goli strzelili dla nich piłkarze, którzy wcześniej ograli się gdzieś w słabszych klubach.

Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus

INNE WYPOŻYCZENIA

Sytuacja jest zresztą podobna w innych klubach sprzedających graczy za spore pieniądze. Legia ogrywała na wypożyczeniu w Ruchu Chorzów Jarosława Niezgodę, w Stali Mielec Radosława Majewskiego a w Górniku Zabrze i Chrobrym Głogów Mateusza Wieteskę. Artur Jędrzejczyk, zanim się przebił w Warszawie, musiał zaliczyć tułaczkę po Dolcanie Ząbki, GKS-ie Jastrzębie i Koronie Kielce. Takich, którzy nie potrzebowali stacji pośredniej, jak Sebastian Szymański, Michał Karbownik czy Ariel Borysiuk, jest, wbrew pozorom, mniej. Pogoń Szczecin z powodzeniem wysyłała do Chrobrego Głogów Adriana Benedyczaka a do Stomilu Jakuba Piotrowskiego. Michał Rakoczy z Cracovii, który jest czołowym młodzieżowcem tego sezonu, ogrywał się już w przeszłości w Puszczy Niepołomice, a Mateusz Wdowiak z Rakowa, by zaliczyć przełom w Cracovii, ruszył na wypożyczenie do Sandecji Nowy Sącz. Wypożyczenia przydają się wszystkim, nie tylko Lechowi, który tak umiejętnie z nich korzysta.

CZĄSTKA GIEKSY W BEER SZEWIE

Więc choć gola w Beer Szewie strzelił w koszulce Lecha, a trafienia w europejskich pucharach gratulowała mu Warta, w której Filip Szymczak zaczynał grać w piłkę, część tej bramki należy też do GKS-u Katowice. W tym sensie symbioza działa jak rzadko w polskim futbolu. Inne polskie kluby ogrywają Lechowi zawodników po to, by Lech powalczył potem w Europie o rankingowe punkty także dla innych polskich klubów. To, że w tak ważnym meczu John Van Den Brom stawia na Szymczaka, a nie choćby Joao Amarala, świadczy też o tym, że przy Bukowej wykonano z młodym napastnikiem kawał dobrej roboty. Korzystnej dla Lecha, dla samego piłkarza, ale jak pokazują takie wieczory, także, jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi, dla całej polskiej piłki. Bo niewiele jest dla młodego piłkarza lepszych rzeczy niż udane wypożyczenie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.