Kiedy jest się równocześnie wokalistą Childishem Gambino, nowym Lando Calrissianem z Gwiezdnych Wojen i twórcą popularnego serialu, to może nieźle namieszać w głowie. Nie musicie wierzyć nam na słowo. Po prostu przeczytajcie.
Artykuł z New Yorkera zatytułowany Donald Glover Can’t Save You to tak naprawdę jedna wielka laurka dla współczesnego człowieka renesansu, jakim jest Glover. Co nie zmienia faktu, że warto sięgnąć do tego tekstu. Oferuje naprawdę ciekawe, insiderskie spojrzenie na branżę filmową, stanowi też lekturę obowiązkową dla miłośników serialu Atlanta i słuchaczy rapu, którzy lizną społecznego backgroundu.
Z drugiej strony Donalda ewidentnie ponosi. Choćby wtedy, kiedy mówi: Czuję się jak Chrystus. Czuję się wybrańcem. Naprawdę, chłopie, mamy już jednego Yeezusa i wystarczy. Ten świat jest za mały dla dwóch Synów Bożych.
Z wątków religijnych porywający jest też ten fragment, w którym Donald opowiada o dorastaniu w rodzinie Świadków Jehowy i kiedy wspomina, jak mama mówiła mu If someone sucks your penis, come tell me. Co ważne, miał wówczas sześć lat.
Żeby nie było, że skupiamy się wyłącznie na szaleństwach, nie zabrakło w New Yorkerze rapowych rekomendacji. Wszyscy pamiętamy, jak przed rokiem Glover określił Migos mianem Beatlesów swojej generacji. Tym razem opowiada o singlu The Race, za którym stoi Tay-K. Bino porównuje siedemnastolatka do legendarnego przestępcy i rewolwerowca Jesse Jamesa. Coś jest na rzeczy; nastolatek ma rzeczywiście imponującą kartotekę, dwukrotnie stawiano mu zarzuty morderstwa, a The Race to z życia wzięta historia o ucieczce przed prawem. Niech gra muzyka!