Czy mroki świata drillu niosą postrach nad Wisłą? Na szczęście chodzi tylko o sny i koszmary z uniwersum mody.
Magnetyzm drillu wciąż działa. Choć na horyzoncie wyłaniają się kolejne rapowe nisze, śmiało rozpychające się na rynku – akurat ten podgatunek będzie jeszcze chwilę żywy. I to nie tylko za sprawą muzyki. Co przyniosła nam jeszcze związana z nim kultura? Dziś widzimy, że pozostawiła po sobie pewne lajfstajlowe konsekwencje – jakkolwiek śmiesznie by to zdanie nie brzmiało. Zanim jednak do nich przejdziemy, przypomnijmy kontekst.
Drill zaczął pobudzać masową wyobraźnię jakoś pod koniec ubiegłej dekady. To właśnie wtedy ten podgatunek rapu zwrócił uwagę mediów. A jeśli mielibyśmy wskazać najgorętszy pod tym względem rok – byłby to z pewnością pandemiczny 2020. Wówczas, w cieniu kolejnych artykułów o cenzurowaniu klipów drillowych raperów w UK i przedstawianiu ich tekstów jako dowodów zbrodni w sprawach sądowych, Pop Smoke wydał drugi mixtape. Zwracając przy okazji coraz większą uwagę mainstreamu na to, że drill powstaje nie tylko w Chicago czy londyńskim Brixton, ale i na nowojorskim Brooklynie.
Drill goes pop
Kilka dni po tym fakcie świat obiegła wieść o jego śmierci. Przyczyną były rany postrzałowe oddane przez złodziei włamujących się do rezydencji w Los Angeles, gdzie raper przebywał. I o ile dla wielu artystów reprezentujących ten podgatunek historia kończyła się równie tragicznie, o tyle scena sama w sobie – przynamniej w muzycznym rozumieniu – przeżywała ciągle rozkwit. A drillowy sound, z synkopowaną stopą, zwalistym basem i dramatycznymi melodiami, zaczął rozbrzmiewać już nie tylko w SUV-ach pędzących przez dzielnice okryte złą sławą.
I to na swój sposób zaskakuje. Bo przecież to, co najbardziej fascynowało, a zarazem przerażało w drillu, czyli jego nihilistyczny, brutalny wymiar objawiający się w tekstach i mrocznych bitach, pozycjonowało go poza obiegiem głównego nurtu. Zadziałał jednak pewien paradoks. A być może zadziałał znany od lat mechanizm funkcjonujący na styku popkultury i kapitalizmu. Mechanizm, który sprawia, że te dwa systemy potrafią eksploatować nawet najbardziej przeciwstawne sobie trendy. Bo skoro punk bywał już popem, czemu popem nie miałby stać się drill? No właśnie.
I tym sposobem dotrwaliśmy czasów, w których pojęcie drillowcy może nieść inne konotacje niż do tej pory. Ba – może już nawet nie kojarzyć się z nastolatkami z getta, rapującymi o satysfakcji z dokonanego zabójstwa i cierpienia rodziny swojej ofiary. Kim są więc dziś ludzie przywodzący na myśl drill? Warto to przeanalizować na przykładzie Polski.
Polscy drillowcy
Lokalny kontekst i popularność tiktokowych formatów typu powiedz, co dziś masz na sobie dostarcza nowych odpowiedzi. Głównym popularyzatorem polskiej odmiany terminu drillowiec jest tiktoker @_zabinski. I jeśli mielibyśmy analizować to słowo z myślą o jego koncie – i kontach mu podobnych – nawiązalibyśmy przede wszystkim do stylówki. Sebastian Żabiński kręci się bowiem tu i tam, robiąc krótkie wywiady z młodymi ludźmi, najczęściej ubranymi streetwearowo. Jednak w co drugim wideo tego gościa jak mantra przewija się sformułowanie drillowcy. Do tego stopnia, że nawet Wykop zaczął zastanawiać się, co to za nowa moda. Spróbujmy pokusić się o wyjaśnienie.
Twarz ukryta za balaclavą – element znany z drillowej sceny, stosowany dla zapewnienia sobie anonimowości, jak w przypadku mającego kłopoty z prawem brytyjskiego gracza SL – to oczywiście podstawa. Z racji wiadomych niedogodności, ciężko zakładać, że ktoś będzie nosił ją bez konkretnych powodów, zwłaszcza w słoneczny dzień. W kominiarce paradują raperzy w klipach, robi to Kanye West czy – zero zdziwienia – człowiek kryjący się pod tiktokowym nickiem @drillowiec. Ale okazuje się, że ten dodatek maskujący facjatę pojawia się i na polskich ulicach. I osobnik z balaclavą pojawił się ostatnio również na jednym z tiktoków Żabińskiego. Czy możemy zakładać, że podobnie jak reprezentanci Chicago ukrywa personalia? Dla powagi sytuacji obniżono mu głos. Sam przepytywany zwracał do tego uwagę, że chodzi o coś więcej niż oufit. Drill to styl życia i wiercenie, czyli szukanie hajsu – przekonywał. Dla porządku przypomnijmy, pochodzenie słowa drill związane jest tak naprawdę z atakami na członków przeciwnego gangu i oznacza często po prostu zabójstwo z broni palnej lub napad z nożem. Ale rozmowa ma miejsce w Warszawie, więc załóżmy, że to drill w polskiej wersji. Przez brak problemów z wojnami gangów – na całe szczęście – możemy zakładać także, że więcej w tym występie blazy i flexowania się stylówką. A moda na drillowy look jest faktycznie coraz bardziej powszechnym zjawiskiem. Choć wyewoluowała z kultury napędzanej wojnami gangów, zdominowała wyobraźnię. Zupełnie jak moda na gangsta rap w latach 90.
Supreme ery UK grime
Kogo tak naprawdę widzimy, patrząc na rzeczonego drillowca z TikToka? Kiedy spojrzymy na stylówki trendujące na słynnej platformie, zobaczymy w nich w zasadzie kolejną wariację na temat outfitów znanych nam dobrze dresiarzy. O ile jednak dawny dresowy styl mocno czerpał z przedmieść Paryża, a na rodzime osiedla chętnie przenosili go raperzy jak Pjus, Eldo czy Sokół (więcej o tym przeczytacie tutaj), o tyle tutaj benchmarkiem – zgodnie z nazwą – jest wygląd raperów z Wielkiej Brytanii czy USA. Różnice można również zauważyć w cenie. Dlatego też klasyczne na polskim TikToku mierzenie ludzi miarą wartości metki sprawiło, że wielu postrzega drill jako modę dla bogatych dzieciaków. Paradoksalnie – wszak odpowiedzialni za nią są ci, którzy wywodzą się z biedy. Jeśli przyjrzymy się jednak historii jednego z kluczowych dla drillowej mody brandów, zrozumiemy, że sukces finansowy i wysoka pozycja na rynku był tylko jedną z pochodnych działań jej twórców.
Trapstar to prawdopodobnie najpopularniejsza marka wśród drillowców. Wbrew temu, co wielu mogłoby wnioskować po nazwie, nie nawiązuje stricte do popularności muzyki trap, bo powstała przed boomem na nią. Chodzi raczej o celebrytów w bluzach uwięzionych w systemie, do gwiazd zamkniętych w ludziach. Taką przynajmniej filozofię związaną z tym terminem serwują w wywiadach twórcy stojący za Trapstarem. Czyli tajemnicze trio ukrywające personalia: Mikey, Lee oraz Will. Razem zaczęli pracować nad popularnością już w 2005 roku, wypuszczając pierwsze koszulki. Nieustannie podkreślają, że ich credo to ludzie i promocja undergroundowej muzyki. Moda z kolei, według ich zapewnień, to nie wszystko. Stąd w początkowych latach działalności Trapstar zasłynął nietypowymi działaniami, jeśli chodzi o dystrybucję swoich produktów. Jednym z nich było dostarczanie odzieży w pudełkach od pizzy przy uprzednim zamówieniu ich przez prywatną wiadomość na MySpace lub wysłaną na ich trap phone. Czyli tani telefon komórkowy, używany zwykle do ciemnych interesów – wszak trudno go namierzyć.
Dziś Trapstar nazywany jest mianem Supreme ery UK grime. Kluczowym momentem dla rozwoju działalności firmy były inwazje z pop-upowymi sklepami w kluczowych miejscach Londynu. Lata później, w 2019 roku ich bielizna świeciła ze sceny na Glastonbury. To tam na swoim słynnym występie eksponował ją Stormzy, czyniąc tym samym następny duży krok dla popularyzacji marki. Zainwestował w nią też Jay-Z z Roc Nation. Trapstar ma dodatkowo na koncie collab z Pumą oraz przygotowanie merchu na trasę koncertową Rihanny. I choć brand podawany jest dziś jako kolejny przykład streetwearu, który zahacza o świat high fashion, wciąż podkreśla swoje undergroundowe pochodzenie i przywiązanie do więzi międzyludzkich. I to pewnie kluczowy czynnik, który sprawił, że upodobali go sobie drillowi raperzy. A później polscy naśladowcy. Dość powiedzieć, że album Central Cee 23 ma na okładce zdjęcie topless rapera obrandowanego Trapstarem. Na jego brzuchu widać bowiem logotyp marki z charakterystycznymi gotyckimi literami.
Poza kompletami dresów czy bluzami rzeczonej firmy, drillowcy lubują się również w odzieży Nike Tech Fleece. To znowu charakterystyczne dresowe komplety – typowe dla raperów z UK – wykonane z jerseyu z bawełny. Te mają zapewniać ciepło nawet w zimowe dni. Do tak techowej stylówki dopasowywane są oczywiście techniczne buty, a całość uzupełnia charakterystyczna torba reporterka.
I dziś z pewnością wielu będzie krzywić się na te trendy oraz zarzucać podążającym za nim dzieciakom hipokryzję. Niemniej – gdyby z drillu została nam tylko ta moda i muzyka – a w niebyt odeszłyby brutalne wojny gangów, pozostawałoby się tylko uśmiechnąć. Póki co możemy tylko sparafrazować znanego mema. Świat byłby utopią, gdyby najgorszą zbrodnią drillowców miało być noszenie dresów.
Komentarze 0