Wraz z początkiem lipca dekada stuknęła debiutanckiemu albumowi Kendricka - Section.80. To jeden z dziesięciu klasyków 2011 roku, które przypominamy w ten weekend.
Poza zwyczajowymi granicami galaktyki newonce wydarzyły się m.in. self-titled Bon Ivera, Hurry Up, We're Dreaming M83 i Let England Shake PJ Harvey. Beastie Boys żegnali się Hot Sauce Committee Part Two, Wiz smażył Rolling Papers, oficjalnie debiutowali Mac Miller, J. Cole i Donald Glover, ale my zwracamy uwagę na inne pozycje.
Frank Ocean - nostalgia, ULTRA (16 lutego)
Podobnie jak przed rokiem, drop od Franka Oceana znajduje się w ścisłej czołówce najbardziej wyczekiwanych wydawnictw. Na otarcie łez w związku z - póki co - powtórnym rozczarowaniem pozostała celebracja okrągłej rocznicy premiery jego debiutanckiego mixtape'u i powrót do czasów, gdy kilka lat po Huraganie Katrina przyszła gwiazda alternatywnego R&B dołączała do Odd Future.
Clams Casino - Instrumentals (7 marca)
Mike'a Volpe'a można uznać za jednego z architektów brzmienia początków poprzedniej dekady. Wsławił się pracą nad Live. Love. ASAP, produkował dla Maca Millera, ale też zrobił coś dla siebie, wydając pod szyldem Clams Casino ten zestaw utworów. Fact określił Instrumentals mianem jednego z najlepszych instrumentalnych mixtape'ów od czasu Donuts - i tyle właściwie wystarczy wiedzieć na dobry początek.
The Weeknd - House of Balloons (21 marca)
Abel może być obecnie powszechnie ubóstwianym autorem blockbusterów, który awanturuje się na forum o brak nominacji do Grammy, ale jego największym artystycznym sukcesem pozostaje Trylogia. Otwierał ją niemal równe dziesięć lat temu, porywając się choćby na samplowanie Siouxsie and the Banshees i Cocteau Twins. Czyli to, co boomerzy lubią najbardziej.
Tyler, The Creator - Goblin (10 maja)
Takiej wrzawy obyczajowej nie było na światowej scenie rapowej od czasu The Slim Shady LP. Po entuzjastycznie przyjętym Bastardzie - 19 year old fucking emotional coaster wykorzystał całe swoje gówniarskie wizjonerstwo do zrealizowania obrazoburczego albumu długogrającego. Tyler zamknął dekadę Igorem i nagrodą Grammy, co nie pozostaje bez wpływu na dzisiejszy odbiór Goblina. Kawał drogi za nami!
Kendrick Lamar - Section.80 (2 lipca)
- Miesiąc po premierze debiutu Section.80 Kendrick grał koncert w Hollywood. Występ stał się nie lada wydarzeniem, bo na scenie pojawiły się legendy lokalnej sceny: Snoop, The Game, Warren G, Kurupt. Artyści solidnie spropsowali Lamara, informując przy tym, że to Kendrick poniesie symboliczną pochodnię dla Zachodniego Wybrzeża jako jego najwybitniejszy reprezentant - pisał na naszych łamach Bartek Strowski. Czas pokazał, że nie była to przedwczesna koronacja.
Jay-Z, Kanye West - Watch the Throne (8 sierpnia)
Dziesięć lat po - przełomowym dla Westa - sukcesie The Blueprint, Kanye spotkał się tutaj z Jayem już w zupełnie innym charakterze. I aż dziw bierze, że takie dwa ego zmieściły się na jednym krążku, bo Watch the Throne to materiał efektowny jak cięcie Maybacha palnikiem albo granie Niggas in Paris kilkanaście razy z rzędu na koncercie. Od lat słuchać pogłoski o kontynuacji projektu, ale na razie zostają nagrania z 2011 roku.
ASAP Rocky - Live. Love. ASAP (31 października)
- Prawie każda wielka kariera muzyczna ma swój mit założycielski w postaci materiału, który nie tylko imponuje poziomem, ale również coś zmienia. Rzadko zdarza się jednak, by kamieniem węgielnym był zarazem pierwszy krążek, a w tym przypadku właśnie tak się stało. Wydany niezależnie mixtape był bez wątpienia wielopoziomowym zjawiskiem zmieniającym optykę – od kwestii wydawniczych (promocja wykorzystująca Tumblra i dobrze rozumianą viralowość), przez muzyczne (odważne i bezwarunkowe przeniesienie stylistyki Houston do Nowego Jorku), aż po twórcze (ogromna praca i inspiracja wykonawcza A$AP Yamsa, która dała Rocky'emu możliwość zostania motorem zmiany stylistycznej m.in. na odrealnionych, zwiewnie ociężałych bitach Clamsa Casino czy SpaceGhostPurrpa). To było, jest i będzie coś - pisał Krzysiek Nowak o najlepszym Rockym w podsumowaniu TOP 100 zagranicznych płyt 2010-2019. I nie mamy tu wiele więcej do dodania.
Oneohtrix Point Never - Replica (8 listopada)
Daniel Lopatin to obecnie gość od muzyki do Good Time oraz Uncut Gems - i prawdopodobnie przyszły zdobywca Oscara. Jeszcze przed kontraktem z wytwórnią Warp ładnie przedstawił się przed milionami słuchaczy (no - może przed tysiącami) za sprawą tego eksperymentalnego wydawnictwa, skonstruowanego przy użyciu sampli z reklam emitowanych w latach 1983-1993. Replica była nazywana przez recenzentów duszną ścieżką dźwiękową dziwacznego filmu klasy B o końcu świata. Obecnie wydaje się jeszcze bardziej aktualna niż w chwili premiery.
Drake - Take Care (15 listopada)
- Na Take Care Drake’a wspiera cała arystokracja Young Money, bo kapitalne zwrotki kładą tutaj i Wayne (HYFR to bodaj jego najlepszy gościnny występ w karierze), i Nicki Minaj, pojawia się także zły tatuś Birdman. Ale to sam Drizzy jest najciekawszym elementem całości. Jeszcze bardziej pogrążony w melancholii, jeszcze mocniej skupiony na sobie. Take Care wręcz tonie w toposie samotności na szczycie – kanadyjski cesarz ma głowę ciężką od emocjonalnych problemów, których nie zamortyzują żadne pieniądze i przelotne miłostki. Marvins Room do dzisiaj pozostaje jednym z najlepszych i najciekawszych utworów w jego dyskografii, podobnie jak Shot For Me, z którego wylewa się telewizyjny wręcz smutek. Są tu też przeboje jak Headlines, utwór tytułowy z Rihanną czy wspomniane HYFR, ale ten album warto zapamiętać głównie jako szczyt emocjonalnego wcielenia artysty. 40 po raz kolejny pokazuje produkcyjne mistrzostwo, kreując atmosferyczne i efemeryczne brzmienie - pisał u nas Paweł Klimczak, podsumowując dekadę dominacji Drake'a. To była dekada Drizzy'ego, co do tego nikt nie ma żadnych ale.
The Roots - Undun (6 grudnia)
Nie będziemy uprawiać czarowania rzeczywistości - Undun w masowej świadomości nie wyryło się jako szczególnie ważny tytuł. Część redakcji stoi jednak na stanowisku, że The Roots z okresu tego longplaya i późniejszego ...And Then You Shoot Your Cousin są boleśnie niedocenieni. Akurat na wysokości Undun ekipa Black Thoughta i Questlove’a jeszcze mocniej przytuliła się do publiczności słuchającej indie - stąd koncepcja inspirowana Sufjanem Stevensem. Czy rocznica okaże się czasem rehabilitacji tego concept albumu?