Dziecko Wiecznego Miasta. Jak Zalewski hartuje się w wyjątkowych okolicznościach

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Nicola Zalewski
Grafika: Michał Kołodziej

Jeszcze niedawno podawał piłki na Stadio Olimpico, zmierzył się ze śmiercią ojca i przeszedł pierwszy większy kryzys wizerunkowy, gdy jego koledzy palili i wyśpiewywali w kierunku Jose Mourinho. Portugalczyk miał obraz trenera, który nie stawia na młodzież, ale to u niego wspaniale rozwija się Nicola Zalewski, który na moment pozwolił zapomnieć rzymskiej publice o Leonardo Spinazzoli. Czesław Michniewicz nie uważa, że lewe wahadło to naturalne środowisko dla 20-latka, ale obowiązkowo będzie musiał mu się przyjrzeć. Może jeszcze nie zbawi jedenastki, ale mało który polski piłkarz zapowiada się tak obiecująco. Gra regularnie przy 40 tysiącach w Romie, przekonał wymagającego Jose Mourinho i wszedł do finału europejskich pucharów.

Obok talentu chłopaka z Tivoli nie można przejść obojętnie. Tym bardziej w polskich warunkach, gdy widzimy odważnego 20-latka, któremu piłka zupełnie nie przeszkadza, a wręcz się z nią wyróżnia. Włosi przespali swój moment, bo zapewne dzisiaj w dobie debaty o kolejnej rewolucji i deficycie młodych graczy ktoś zaproponowałby kandydaturę Zalewskiego do kadry. Już teraz dziennikarz Antonello De Pierro rzucił, że wybór polskiej reprezentacji nie czyni go prawdziwym romanistą. „Zawdzięcza wszystko Włochom i Rzymowi. Urodził się w Tivoli i wychowywał w Poli. Sam talent nie wystarczy, to wdzięczność robi różnicę, dlatego życzę mu krótkiej kariery jako romanista” – napisał pod publiczkę założyciel prawicowego ruchu narodowego Italia dei Diritti.

Przy jego odrealnionym zdaniu nie trzeba się dłużej zatrzymywać, ale gdy Włosi w obliczu braku kolejnego mundialu wyliczają minuty wychowanków w Serie A i ze świecą szukają młodych, fascynujących talentów, Nicola Zalewski jest pewnym symbolem straty. Tym bardziej widząc, jak prezentuje się na europejskiej scenie. Roma właśnie weszła do finału Ligi Konferencji, a Jose Mourinho jako ostatni przedstawiciel włoskiej piłki w Europie zaczarował cały Rzym. Kolejki do kasy i gigantyczne zainteresowanie półfinałem z Leciester pokazały, że The Special One wmówił wszystkim, że grają o Ligę Mistrzów. Nie można traktować tych rozgrywek jako pucharu trzeciej kategorii, skoro grają tam Roma, Marsylia czy Leicester, ale nikt nie zrobił więcej dla promocji tego pucharu niż sam Jose.

Przyzwyczailiśmy się, że na etapie półfinałów europejskich pucharów z polskich akcentów możemy liczyć jedynie na Roberta Lewandowskiego. Ewentualnie Szymona Marciniaka, gdy poprowadzi hit pokroju Liverpool - Villarreal. A tu Arkadiusz Milik wchodzi z ławki Marsylii na De Kuip i Stade Vélodrome, a Nicola Zalewski gra pierwsze skrzypce na lewym wahadle z Leicester. 20-latek pięknie asystował Lorenzo Pellegriniemu w pierwszym meczu, gdy ściął do środka i w swoim stylu wyczuł moment zagrania za plecy defensorów. Akurat to potrafi robić doskonale, bo przecież identyczną piłkę posłał w ćwierćfinale z Bodo/Glimt, gdy Roma mściła się za trzy niepowodzenia z Norwegami. Śledząc dokładnie kluczowe fazy Ligi Konferencji, nie można odmówić wychowankowi Romy powtarzalności. Zresztą tak samo było w rewanżu, gdy po obiecujących zawodach najmłodszy gracz na boisku dostał owacje na stojąco od Stadio Olimpico.

„Zalewski jest dla nas bardzo ważny. To że chłopak z Primavery gra z nami na tym etapie jest czymś bardzo pięknym” – mówił po spotkaniu z Leicester Jose Mourinho. Na zachwyty zbyt wcześnie, bo do zdrowia wraca Leonardo Spinazzola i będzie chciał odzyskać swoją pozycję. Polak na razie wygrał rywalizację z Matiasem Viną i zagwarantował sobie przyszłość w rzymskim klubie. To jednak nie jest jeszcze gotowy produkt co widzimy po poszczególnych zachowaniach w defensywie. Do przodu Zalewski jest imponujący, ale czuć u niego brak ruchów naturalnych dla defensora, stąd ciągła asekuracja Rogera Ibaneza i jednego ze środkowycj. Gdy miał kłopoty z Denzelem Dumfriesem w meczu z Interem, mógł poczuć, że przed nim jeszcze sporo pracy. Wtedy Mourinho powiedział: „Czego brakuje Romie, aby wejść na poziom Interu? Przede wszystkim rozwoju. Na przykład my gramy z wychowankiem Zalewskim w pierwszym składzie, który cały czas jest dzieciakiem”.

Trzeba pamiętać, że on jeszcze nie zbawi reprezentacji Polski, ale jest jednym z jej najbardziej fascynujących zawodników. Cały czas ma deficyty z grą w defensywie, z odpowiednim ustawieniem czy z łapaniem pułapek ofsajdowych. Nie można mu odmówić zaangażowania, poświęcenia ani osobowości, lecz potrzebuje jeszcze wiele meczów, by poczuć się pełnoprawnym zawodnikiem na tej pozycji. Tym bardziej, że niekiedy prawa noga na tej pozycji może być dla niego ograniczeniem na tle klasowego rywala. Zalewski akurat potrafi zrobić z niej użytek i cechę, która go wyróżnia, ale pamiętajmy, że przeciwnikom będzie znacznie łatwiej wyuczyć się jego zachowań. Patrz – Michał Karbownik na polskim podwórku, który z czasem miał coraz bardziej ograniczony repertuar zagrań, gdy rozegrał kilkanaście meczów na fantazji.

Zalewski działa na wyobraźnię, bo świetnie ogląda się go z piłką, ma wizję i fantazję, klei futbolówkę przy nodze, jest rozgrywającym ustawionym na lewym wahadle. W kategorii U-21 jest w czołówce progresywnych biegów z piłką w Europie, a przewodzi w niej Vinicius Junior. Nicola zawsze będzie fascynował kibiców bardziej niż Bartosz Bereszyński. Przynajmniej do pierwszej rażącej pomyłki w defensywie, bo zawsze kochamy najbardziej tych, którzy w kadrze w większym wymiarze jeszcze nie zagrali.

Dzisiaj pojawi się wiele głosów, że obsadę lewego wahadła na mundialu mamy obsadzoną, lecz to za wcześnie. Zalewskiego należy pilnie sprawdzać na tle Belgii czy Holandii, bo zawodnik o wiele bardziej utalentowany niż Arkadiusz Reca czy Tymoteusz Puchacz, jednak nie jest jeszcze gotowym produktem na tej pozycji. Roma na pewno przyzwyczaja go do gry w niskiej defensywie i szybkich wyjść z kontratakami. Prawdziwym testem dla niego będzie kolejny sezon i powrót po poważnej kontuzji Spinazzoli, który już siada na ławce rezerwowych. Jeśli utrzyma miejsce w składzie i regularność grania, wtedy będzie pierwszym kandydatem do jedenastki. Póki co (na 6 maja) od początku zagrał w 4 meczach Ligi Konferencji i 7 Serie A. We większości Mourinho jeszcze go zmienia, więc trzeba ze spokojem obserwować jego rozwój. Dla Michniewicza uwielbiającego przede wszystkim obrońców wygrywających pojedynki w defensywie to jeszcze nie będzie zbawca kadry, ale na pewno gracz, który na mistrzostwach świata da mu zupełnie inne rozwiązania. Dzisiaj, u bram finału Ligi Konferencji, trudno sobie wyobrazić, aby nie grał w czerwcu i na taki turniej nie pojechał.

Coś, co jest wielką przewagą Zalewskiego, to warunki w jakich wykluwa się jego talent. Rzeczywistość, w jakiej się hartuje. Tylko jeden polski piłkarz pracuje aktualnie z bardziej utytułowanym trenerem niż Jose Mourinho. Mowa o Tomaszu Kędziorze, który w Dynamie Kijów spotkał się z Mirceą Lucescu, chociaż wiemy, że teraz prawy obrońca jest wypożyczony do Lecha Poznań przez atak Rosji na Ukrainę. Niemniej mało który polski gracz mógł się spotkać z tak charyzmatyczną postacią o takim znaczeniu dla historii całej dyscypliny. Robert Lewandowski pracował z Pepem Guardiolą, a teraz ma inspirującego Juliana Nagelsmanna, ale gdyby piłkarze mieli przechwalać się trenerami, to Zalewski u Mourinho przeżywa prawdziwy poligon doświadczalny. Przekonać Portugalczyka naprawdę jest sztuką, ale wyczekał swoją szansę, gdy pod koniec lutego Mou naprawdę mu zaufał.

Kolejna sprawa to środowisko, w jakim grasz. Zalewskiemu nie trzeba tłumaczyć, co to znaczy presja czy zainteresowanie mediów, bo gdy jako 9-10 latek dołączył do szkółki Romy, to przez lata przekonał się, co kryje się pod hasłem moc oczekiwań. Żadne inne miasto nie ma tylu czynnych stacji radiowych, które skupiają się na drużynie i nakręcają spiralę presji. Roma to klub, gdzie kryzys ogłasza się po pierwszej porażce, mimo że ostatnie lata i zjazd poziomu sportowego na to nie wskazują. Tam wytkną każdą pomyłkę czy źle dobrane słowo, więc Zalewski oswaja się z tym fanatyzmem. Podobną presję zna Lewandowski w Bayernie, który nie ma prawa przegrać meczu. Zieliński w Napoli czy Milik w Marsylii też zobaczyli, jak żywiołowi potrafią być kibice. Ale Roma to historycznie jedno z ciekawszych miejsc, w jakich możemy zobaczyć reprezentanta Polski.

Na Stadio Olimpico średnio przychodzi 40 tysięcy kibiców, więc w Italii żaden polski piłkarz nie spotyka się z gorętszą atmosferą na stadionie. Zarówno Juventus, jak i Napoli mają niższą frekwencję niż Zalewski co dwie kolejki. Na Bayernie średnio oglądamy 37 tysięcy kibiców (wg Transfermarkt), a na Leeds na Elland Road 36 tysięcy fanów. Liczbowo więcej przychodzi na West Ham, gdzie Fabiańskiego średnio ogląda 58 tysięcy widzów. Przebija go też Arkadiusz Milik, bo na Orange Vélodrome pojawia się 52 tysiące kibiców. Niemniej mało który polski piłkarz ma takie stałe poczucie wielkiego spektaklu jak Zalewski w ostatnich tygodniach.

Jose Mourinho, magia Stadio Olimpico, Rzym oddychający futbolem na każdym kroku. To aspekty, o jakich nie możemy zapominać, śledząc rozwój 20-letniego wychowanka Romy. Zapracował sobie na sytuację i szansę, jakiej większość piłkarzy może mu pozazdrościć. Dopóki nie zostanie sprawdzony w bojach, nie ma co wyrokować, że na tle klasowego rywala, gdy będzie trzeba przede wszystkim bronić, poradzi sobie lepiej niż Bartosz Bereszyński. Ale kto wie, czy w kilka miesięcy nie przejdziemy całkowitego liftingu wahadłowych. Kto by pomyślał, że polski kibic w kontekście mundialu będzie się zastanawiał, czy nie zagrać duetem Matty Cash - Nicola Zalewski na bokach.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.