Napisalibyśmy, że jaki kraj, taki John Wick, ale akurat na Dniu matki bawiliśmy się naprawdę przednio. Jak widać – nie tylko my.
Nie ma się co dziwić tym, którzy hejtują Dzień matki – twórcy pewnie zdawali sobie sprawę z tego, że jak się leci po bandzie, to później trzeba zbierać razy. A film Mateusza Rakowicza nie bierze jeńców. Dzień matki to pastisz kina sensacyjnego, jakiego w tym kraju jeszcze nie było; John Wick wyglądający tak, jakby realizowano go w latach 90., pełen cudownie absurdalnych scen i dystansu do samego siebie. I tak też trzeba film Rakowicza odbierać – kto podejdzie do Dnia matki na poważnie, ten przegra.
Nie wiemy, czy zagraniczni widzowie kupili konwencję Rakowicza, za to na pewno zainteresował ich sam film. I to jak! Polska produkcja jest od paru dni numerem jeden w ponad 20 krajach świata, między innymi w Niemczech, Francji, Włoszech i Hiszpanii, a w USA dotarła do drugiego miejsca najpopularniejszych filmów. A przecież to największe, najważniejsze rynki dla Netfliksa. Ciekawe, na ile ten sukces okaże się przepustką dla reżysera Dnia matki do realizacji rzeczy za granicą.
Przypomnijmy: bohaterką Dnia matki jest Nina, bohaterka po przejściach, która lata temu porzuciła rodzinę dla kariery. Ale kiedy gangsterzy porywają jej syna, musi wypełnić ostatnią akcję i skorzystać ze wszystkich umiejętności rozprawiania się z wrogami, jakie posiada. A posiada naprawdę sporo. Premiera na Netfliksie odbyła się w zeszłą środę.
Komentarze 0